Równi i równiejsi

Polska jest wolna. Czy wszyscy mamy tego świadomość? Wszyscy czujemy, że to nasz rząd, a nie okupacyjny, że płacimy podatki a nie kontrybucję? A co czują ci, którzy stali się przestępcami skarbowymi z dnia na dzień mimo, iż przepisy nie uległy zmianie? Jak nazwać stosowane z upodobaniem przez Urzędy Skarbowe hodowanie długów, czyli czekanie z wezwaniem podatnika do uregulowania zaległości do ostatniej chwili w celu naliczenia maksymalnych odsetek karnych?

Państwo pod wodzą p. premiera Donalda Tuska i p. ministra Jacka Rostowskiego nie przebiera w środkach i nie cofa się przed niczym. Przestępcą podatkowym może zostać każdy w dowolnej chwili, ponieważ przepisy są nieprecyzyjne, a cały aparat fiskalny państwa działa w oparciu o interpretację. Dlatego to co było legalne wczoraj, wcale takie nie musi być dzisiaj. I często nie jest. Przykłady? Bez liku. Choćby to, że piętnaście lat urzędy skarbowe traktowały abonamenty medyczne jako nieodpłatne świadczenie pracodawcy, od którego pracownik nie płaci podatku. Przepis się nie zmienił, ale dwa lata temu urzędnicy zaczęli traktować takie abonamenty jako korzyść pracownika. Nagle okazało się, że korzystający z abonamentu powinni dokonać korekty zaznania. I to z pięciu kolejnych lat.

Ale państwo, tak bezwzględne jeśli chodzi o zwykłych podatników staje się niebywale łagodne i wyrozumiałe dla wybranych. I wbrew pozorom nie tylko Kościół traktowany jest wyjątkowo. Niebywale hojne jest choćby dla właścicieli kurników, pieczarkarni, ferm hodujących norki i szynszyle na futra, a także szklarni. W nomenklaturze fiskalnej są to „działy specjalne produkcji rolnej”, a w praktyce wielkie, nowocześnie prowadzone firmy, których właściciele zarabiają krocie. Te przedsiębiorstwa nie płacą podatków jak inni, na ogólnych zasadach, lecz według tzw. norm szacunkowych. Kiedyś ktoś wymyślił, że dochód z jednej samicy szynszyla wynosi 19,32 zł, a z kurczaka rzeźnego 12 groszy (sic!). Czyli ferma, która sprzeda 100.000 kurczaków na ubój osiąga dochód w wysokości… 12.000 zł. Od 20 lat normy te nie były indeksowane.

Żeby nie przynudzać. 35.000 przedsiębiorstw zajmujących się produkcją pieczarek płaci rocznie – uwaga! – 40.000.000 (słownie: czterdzieści milionów) złotych podatku. Czyli jedno przedsiębiorstwo płaci niewiele ponad 1.000 złotych! Czy może dziwić, że do tej grupy specjalnej troski wcisnęli się też hodowcy rasowych psów i kotów?

Z analiz przeprowadzonych w oparciu o dane z ostatniego spisu rolnego wynika, że polska wieś pod względem rozwarstwienia dochodów zaczyna przypominać Amerykę Południową. Z jednej strony skrajna nędza, z drugiej ogromne bogactwo. Współczynnik Giniego* w mieście wynosi 0,32 a na wsi – 0,53. Waldemar Pawlak, Donald Tusk i Jacek Rostowski wolą tego nie dostrzegać, więc najbogatsze gospodarstwa rolne cały czas nie płacą podatków.

Ale fiskus boi się sięgnąć nie tylko do kieszeni właścicieli wielkoobszarowych gospodarstw rolnych, ale także osób prowadzących inną działalność gospodarczą na wsi. Wystarczy więc pensjonat w gminach rolnych (prawie 93% powierzchni kraju) nazwać gospodarstwem agroturystycznym. Jak nietrudno się domyślić tylko takie można spotkać na całym polskim wybrzeżu, w górach i na Mazurach. Jeśli liczba pokoi nie przekracza pięciu, to zwolnione są z podatku. Jeśli pokoi jest więcej, to formalnie agroturystykę poprowadzi także szwagier. I obaj nie płacą. Przepis także nie pozostawia wątpliwości, że rolnik jako właściciel przemysłowej (sic!) wytwórni serów czy wędlin także nie musi sobie zaprzątać głowy jakimś podatkami.

Czy przeciętny obywatel, którego fiskus łupi bez miłosierdzia, każe mu płacić po kilka razy za to samo i karze pod byle pretekstem, ma prawo czuć się w swojej ojczyźnie jak u siebie? Czy może szanować rząd, administrację i nie traktować ich jak się traktuje zarządcę koloni, okupanta? Mówić z dumą „To mój rząd”, a nie z pogardą „Oni? Ta banda złodziei?” Jak to możliwe, że utytułowany minister finansów, który ostatnio ryczał w sejmie, że jest mu wstyd za opozycję nie wstydzi się za siebie? Na stronie PWN czytamy: nadmierny fiskalizm nie przynosi zwykle spodziewanych wpływów, a ujemne jego skutki przejawiają się m.in.: w unikaniu konsumpcji towarów nadmiernie obciążonych opłatami skarbowymi, ucieczce kapitałów, zmniejszeniu się dopływu kapitałów z zagranicy, osłabieniu tempa wzrostu gospodarczego, przechodzeniu producentów do gospodarki podziemnej. Na jakiej uczelni można otrzymać tytuł naukowy z ekonomii bez znajomości podstaw?


* Współczynnik Giniego to inaczej skala nierówności. Zawiera się w przedziale od 0 do 1, gdzie wyższa wartość oznacza większe rozwarstwienie, czyli różnicę dochodów.
Tekst powstał w oparciu o artykuł p. Joanny Solskiej zatytułowany Raz tak, raz inaczej z ostatniego numeru Polityki. Lektura obowiązkowa, ponieważ pozwala zrozumieć determinację, z jaką rząd szuka pieniędzy wszędzie, ale nie tam, gdzie one są….

Dodaj komentarz