Refleksja i zaduma

Dziś jest szczególny dzień. Wspominamy to, co było, tych, którzy odeszli, oddajemy się refleksji i zadumie. Gdy rozpamiętując to, co było przywołujemy na myśl to, co jest i będzie, pogrążamy się w rozpaczy. Zaczynamy bowiem dostrzegać coraz wyraźniej, że PiS nie musi zmieniać ordynacji wyborczej by w cuglach wygrać kolejne wybory. Największa partia opozycyjna, gdy była u władzy, wykorzystała każdy dzień, każdą godzinę żeby udowodnić, że tylko z uwagi lidera nie nazywa się PIS. Nie ma bowiem sensu być zastępcą prezesa, skoro można być pełnoprawnym przewodniczącym. A doskonałym sposobem na pokrywające się programy jest nie posiadanie żadnego. Wyborcom musi wystarczyć, że już samo odsunięcie PiS-u od władzy i zastąpienie Kaczyńskiego Schetyną, a Szydło Schetyną, to program na miarę możliwości, czasów, aspiracji, który skłoni rodaków by gremialnie udali się do urn i zagłosowali.

I nagle nachodzi refleksja i pogrąża w zadumie. I tak sobie dumając refleksyjnie zastanawiamy się głęboko nad sensem takiej zamiany. Umysł niczym projektor powoli przywołuje z zakamarków pamięci wspomnienia. Przed oczami powoli, niczym na zwolnionym filmie, pojawiają się obrazy i głosy, co jest oczywiste, bo żyjemy w epoce filmu dubbingowanego. Rząd nie planuje zmian dotyczących II filaru systemu emerytalnego w przewidywalnej przyszłościsłyszymy w pewnym momencie znajomy głos. Cofamy nieco by spojrzeć na datę. 24.02.2012. No i co z tego? — pytamy sami siebie. I usłużny projektor podsuwa nam obraz z nieprzewidywanej przyszłości. Ta sytuacja na pewno wymaga zmianyperoruje ten sam głos 26.06.2013. — Gigantyczne prowizje, niskie bardzo emerytury i wielki dług publiczny — to są efekty dzisiejszego systemu i na pewno korekty są tutaj absolutnie niezbędne. To czego nie planowali zrealizowali z nawiązką. Tego, co naobiecywali w programie wyborczym nawet nie próbowali realizować.

Dziś jest szczególny dzień. Wspominamy to, co było, tego, który odszedł po zdemolowaniu systemu emerytalnego, oddajemy się refleksji i zadumie. Niedługo po nim odeszła cała partia. Władzę w imieniu suwerena objął kolejny suzeren. A pamięć znowu usłużnie podsuwa obrazy. W styczniu 2017 roku G. Schetyna zadeklarował, że Wszystkie inicjatywy — tak, spotkania — absolutnie tak, ale też projekty wspólne. Cieszę się, że jest takie otwarcie ze strony przewodniczącego Petru. Będziemy to oczywiście robić. W marcu 2017 wyszedł z inicjatywą i desygnował się na premiera. W maju 2017 roku kontynuował pustosłowie przekonując, że jedyną drogą dla partii opozycyjnych i niezależnych środowisk jest jedność i powtórzył ofertę wspólnej listy opozycji w następnych wyborach parlamentarnych. Jeżeli zbudujemy skuteczną opozycję to wygramy wybory samorządowe, wygramy wybory europejskie, wygramy wybory parlamentarne i wygramy prezydenckie w 2020 roku. Obiecujemy to — obiecał to. W lipcu 2017 roku spuścił nieco z tonu i na odczepnego zadeklarował: Mogę obiecać, że będziemy razem, będziemy budować wspólne relacje naszych klubów, będziemy chcieli tworzyć jeden klub w przyszłości, będziemy chcieli być razem, być na jednej liście wyborczej. Niedługo później, na początku września 2017 roku, tryskał pesymizmem: Czy uda się zbudować wspólną listę przed wyborami samorządowymi? To będzie trudne, widzę to już, ale uważam, że trzeba to robić, bo celem są wybory parlamentarne. Pod koniec września konsultacje ruszyły pełną parą: My konsultujemy dzisiaj, budujemy wariant wspólnych list opozycji z różnymi ugrupowaniami, także z tymi, z którymi jesteśmy dzisiaj w koalicji. To są etapy, to będzie trwało i oczywiście na końcu najważniejsza, ta domykająca rozmowa odbędzie się z Nowoczesną.

Kaczyński dochodzi do prawdy siódmy rok i dojść nie może. Schetyna buduje wielką koalicję ledwie kilkanaście miesięcy, ale za to konsekwentnie. Jednakowoż Ustalenia będą wtedy, kiedy będziemy wiedzieli, w jakim jesteśmy miejscu, jaka jest ordynacja, w jaki sposób jest ona przeprowadzona przez większość parlamentarną i co z tego wynika, bo to będzie miało bardzo dużo wspólnego. Natomiast jeszcze raz, po raz kolejny deklaruję i będę to powtarzał — potrzebna jest jedna lista opozycji, która skutecznie zatrzyma demolowanie państwa przez PiS. Tako rzecze, czy raczej powtarza do znudzenia lider o pozycji.

Nagle przecieramy oczy ze zdumienia i kompletnie im nie wierzymy, choć własne. Ale liczby nie kłamią! Jest rok 2036. Koniec marca. Za oknami plucha. Leje, wieje, gorąco jak w piekle. Prezydent Grzegorz Schetyna oznajmia w orędziu do narodu z okazji kończącego się miesiąca, że zmiany w sądownictwie, które wprowadził PiS 30 lat wcześniej, zostaną niebawem cofnięte. Dobiegają bowiem końca konsultacje międzyresortowe. Rozważane są aż cztery koncepcje. Pierwsza zakłada, że sędziów do KRS, SN, TK, NSA itp. będzie powoływał Grzegorz Schetyna, druga, że prezydent, trzecia, że premier, czwarta, że minister sprawiedliwosci. Parlament, w którym dzięki ordynacji wprowadzonej przez PiS większość ma PO, postuluje połączenie projektów w jeden, zgodnie z którym sędziów będzie proponował, wskazywał, wybierał i mianował pan prezydent Grzegorz Schetyna po zasięgnięciu opinii pana premiera Grzegorza Schetyny, ministra sprawiedliwości Grzegorza Schetyny oraz marszałków sejmu i senatu — Grzegorza Schetyny i Grzegorza Schetyny… Nie. Nieeee, to jakiś koszmar! Krzyk więźnie nam w gardle, budzimy się gwałtownie. Jezus Maria — sztywniejemy z przerażenia — a jeśli to nie był sen? Jeśli dane nam było zobaczyć przyszłość?

Dziś jest szczególny dzień. Wspominamy to, co było, tych, którzy odeszli, oddajemy się refleksji i zadumie. I pytamy sami siebie czy człowiek, który od miesięcy powtarza, że połączy siły z innymi dla dobra Polski i nie robi nic w tym kierunku, mając na względzie wyłącznie siebie i zaspokojenie swoich wybujałych ambicji, dokona po wyborach jakichkolwiek zmian? I odpowiadamy sobie szczerze, bo ze sobą bywamy szczerzy, że nie, nie dokona. Przyjmie wszystkie przygotowane przez poprzedników rozwiązania i wykorzysta je do umocnienia swojej władzy i do obsadzenia wszystkich możliwych stanowisk swoimi ludźmi. I jeśli PiS prędzej czy później pośliźnie się na swojej pazerności i niekompetencji, to przejęcie władzy przez PO gwarantuje autarchię po wsze czasy.

Jeśli nie pojawi się nowe ugrupowanie, które nie będzie budowane w oparciu o działaczy z PO, Nowoczesnej czy PiS-u, to PiS wygra każda kolejne wybory. A jeśli nawet jakimś cudem przegra tu i ówdzie z PO, to dla nas bez różnicy.

propo

Dodaj komentarz