Ranne serce działa koślawo

W styczniu na oczach tłumu, w obecności kamer telewizyjnych, został zamordowany prezydent Gdańska. Sprawcę ujęto praktycznie na gorącym uczynku, a prokuratura od razu wszczęła śledztwo. Jego celem jest wykazanie, że sprawca był niepoczytalny. Ostatnio pojawiły się nowe okoliczności, które całkowicie zmieniają obraz.

Zanim przejdziemy dalej musimy sobie wyjaśnić, że pisanie listów do prokuratury w sprawie prowadzonych przez nią śledztw przez specjalistów z wieloletnim doświadczeniem, którzy pełnią także zaszczytną funkcję biegłych sądowych jest uświęcone wieloletnią tradycją. Biegły sądowy z kolei, to specjalista, który jest w stanie w poważnej ekspertyzie wykazać wszystko. Na przykład na krótkich spodenkach, które w listopadzie sprawca włożył specjalnie po to, by dokonać podwójnego morderstwa, znaleziono ślady podobne do tych, jakie zostawia krew. Po przeanalizowaniu ich okazało się, że to jednak nie są ślady krwi. I wtedy na arenę, czy raczej salę sądową, wkroczyła biegła z „ekspertyzą”, w której wyjaśnia, że „nawet jeśli śladów krwi na tych spodenkach nie było w chwili badania, to nie można wykluczyć, że były one wcześniej.” Sąd twórczo rozwinął tę  myśl uznając, że jeśli sprawca nie pozostawił żadnych śladów, a żaden świadek nie potwierdził, że w ogóle znajdował się w pobliżu miejsca zbrodni, to to o niczym nie świadczy. Konsekwencją tego rozumowania było skazanie na dożywocie, zamienione po apelacji na 25 lat więzienia, bo jednak są pewne wątpliwości. Aby mieć pełny obraz należy wspomnieć, że nie był to jakiś sąd po reformie, działający pod dyktando polityków, lecz w pełni niezależny sąd III RP, w tym także sam Sąd Najwyższy. Na szczęście dopóki Polska jest w Unii polski Sąd Najwyższy nie jest sądem ostatecznym.

Nowe okoliczności w sprawie śmierci prezydenta Gdańska to list specjalisty z ogromnym stażem i biegłego sądowego, patomorfologa Leonarda Grossa. Należy nadmienić, że autor listu jest tak niebywale wysokiej klasy specjalistą, że nie musi być na miejscu, nie musi dokonywać oględzin, nie musi niczego badać, bo i bez tego wie.

Mam w zawodzie 30-letnie doświadczenie i jestem przekonany o tym, że ratownicy popełnili błąd przeprowadzając tak długą, trwającą 40 minut reanimację. Do najbliższego szpitala nie było daleko. A oni przepompowali całą krew z serca do jamy brzusznej — mówi w rozmowie z Fakt24.pl lek. med. Leonard Gross, kierownik Pracowni Patomorfologii Szpitala w Lęborku.

Nożownik zadał prezydentowi trzy ciosy. Jeden w serce i dwa w jamę brzuszną uszkadzając przeponę i narządy wewnętrzne. Każdy z nich bezpośrednio zagrażał życiu. Lekarz, którego żadną miarą specjalistą nazwać nie można, ponieważ nie tylko jest doktorem habilitowanym nauk medycznych, ale także nie pisze listów do prokuratury mówi, że To jest najgorszy uraz, jaki może być. W skali od 1 do 10, poziom trudności wynosi 10. Potwierdza to dyrektor wydziału zdrowia w pomorskim urzędzie wojewódzkim wyjaśniając, że Powaga tego zabiegu polega na tym, że natychmiast trzeba podejmować decyzje, co do kolejności podejmowanych zabiegów chirurgicznych. Te wszystkie czynności muszą być wykonywane jednocześnie. Nie można skupić się na jednych urazach, a drugie zbagatelizować. Ciężkość zabiegu polega też przede wszystkim na utracie dużej ilości krwi. Z informacji, które mamy wiemy, że przetoczone zostało blisko 20 litrów krwi. Mimo to autor listu jest przekonany, a wręcz pewny.

Jestem przekonany, a przekonanie to graniczy z pewnością, że gdyby prezydent Adamowicz trafił do szpitala wcześniej, lekarzom udałoby się go uratować. To bzdura, że akcja serca została zatrzymana. To nie jest tak jak na filmach Tarantino, że krew tryska strumieniem. Ranne serce działa, ale działa koślawo. Ratownicy popełnili kardynalny błąd. Nawet studenci pierwszego roku wiedzą, że nie powinno się tak robić.

Kim jest specjalista tak wysokiej klasy, że nie potrzebuje ani przeprowadzać badań, ani oględzin żeby wiedzieć co trzeba było zrobić? Na czym oparł swoje ustalenia obarczając winą ratowników? Nieco światła na tę wybitną, acz tajemniczą postać i metody jej pracy rzuca Głos Pomorza. W największym skrócie: chłopak skręcił nogę w kostce. Lekarze w szpitalu udzielili mu pomocy tak skutecznie, że zmarł. Oskarżono ich o błąd w sztuce. I tu na arenę, a właściwie salę sądową, wchodzi nasz bohater:

Proces o błąd w sztuce lekarskiej przeciwko chirurgom z Lęborka […] już się zakończył. Jednak sędzia Krzysztof Obst otworzył go na nowo, bo okazało się, że w lęborskim prosektorium są przechowywane skrzepliny, na podstawie których można stwierdzić czas powstania choroby i porównać go z datą wizyt i decyzjami lekarzy. Wczoraj biegły patomorfolog Leonard Gross (pracownik lęborskiego szpitala), który trzy lata temu wykonywał sekcję zwłok, a niedawno badał pod mikroskopem skrzepliny, wniósł do sprawy mało konkretów, ale wiele emocji.

Nie potrafił ustalić czasu powstania skrzeplin. Na pytania rodziny i jej pełnomocnika […] odpowiadał uszczypliwie. W czasie ponaddwugodzinnego „wykładu” z anatomii i biochemii na sali było nerwowo. — Jak jajko na patelni — tłumaczył biegły zachowanie się białka w formalinie. Słoiki z wycinkami mają etykiety jak „ogórki konserwowe”. — Koń, jaki jest, każdy widzi —  wyjaśnił, dlaczego wcześniej nie zbadał skrzeplin pod mikroskopem.

Jak widać fachowiec pełną gębą. Jak więc według specjalisty tej klasy powinna przebiegać akcja ratunkowa? Ratownicy od razu na scenie powinni zaszyć dziurę w sercu. Nie jest żadnym wytłumaczeniem, że było ciemno, ponieważ każdy smartfon jest wyposażony w latarkę, a każdy ratownik w igłę i nici. Aby zilustrować problem patomorfolog przeprowadził eksperyment myślowy z wykorzystaniem opony:

Opona samochodowa jest zamkniętym pneumatycznym układem ciśnieniowym. Czy można sobie wyobrazić, aby znalazł się, ktoś, kto uciskały przez 40 minut przedziurawioną nożem oponę? Czynność taka absolutnie by nie poprawiła parametrów ciśnieniowych opony (cały czas ubywałoby powietrza. W takiej sytuacji nie można podjąć żadnej innej racjonalnej decyzji, jak zaklejenie dziury w oponie i uzupełnienie brakującego powietrza.

Proste? Proste i oczywiste! Nie tak spektakularne jak wybuchająca parówka, ale równie doniosłe. Dotąd nikt nie porównał serca do opony ani nie zrównał układu pneumatycznego z hydraulicznym. Nikt o zdrowych zmysłach, a i o chorych też nie zaprzeczy, że reanimacja przebitej nożem opony mija się z celem! Dlatego prokuratura bardzo poważnie potraktowała pismo pana patomorfolog. Wkrótce można spodziewać się zwrotu w śledztwie i postawienia w stan oskarżenia prawdziwych sprawców śmierci prezydenta Gdańska. Planowane jest powołanie zespołu biegłych, którego celem będzie wyjaśnienie działań prowadzonych przez ratowników. To efekt pisma skierowanego do prokuratury przez jednego z lekarzypoinformowała Fakt24.pl Grażyna Wawryniuk z Prokuratury Okręgowej w Gdańsku. W skład zespołu biegłych wejdą lekarz medycyny sądowej, specjalista medycyny ratunkowej i ewentualnie biegły kardiolog. Ich zadaniem będzie ocena prawidłowości akcji ratunkowej prowadzonej bezpośrednio po ataku nożownika.

Biegli sądowi są kiepsko opłacani. Dlatego są to przeważnie ludzie nie mający żadnego doświadczenia ni wiedzy. Mimo to, mimo, iż niektóre ekspertyzy przypominają jako żywo majaczenia szaleńca, sądy traktują je z całą powagę i na ich podstawie decydują o ludzkim losie. Należy zdawać sobie sprawę, że o tym, czy ktoś posiada dostateczną wiedzę i może zostać biegłym nie decyduje żadna komisja, a jedynie… prezes. Mówi o tym §11 pkt. 2. rozporządzenia ministra sprawiedliwości w sprawie biegłych sądowych:

Posiadanie wiadomości specjalnych powinno być wykazane dokumentami lub innymi dowodami. Ocena, czy posiadanie wiadomości specjalnych zostało dostatecznie wykazane, należy do prezesa.

Można więc trafić na 25 lat do więzienia w oparciu o ekspertyzę, zgodnie z którą „brak dowodów nie przesądza o niewinności”

 

 

Dodaj komentarz


komentarzy 5

  1. Można więc trafić na 25 lat do więzienia w oparciu o ekspertyzę, zgodnie z którą „brak dowodów nie przesądza o niewinności”
    ———————————————————–
    Czy to może mieć zastosowanie w sprawie nagrań i wież? 🙂