Radio Erewań ostrzega

Dziennikarze nazywani są czasem czwartą władzą. Cieszą się wieloma przywilejami, w tym wolnością słowa. I coraz mniejszym poważaniem i zaufaniem. Zdecydowanie słusznie, skoro nawet z tak zdawałoby się prostym zadaniem jak poinformowanie o zmianie czasu nie są w stanie sobie poradzić. Oto zabrała się cała redakcja radia Zet by poinformować, iż Punktualnie o godzinie 2.00 należy przestawić zegarek o godzinę do przodu – czyli na 3.00. Oznacza to, że będziemy spać o godzinę krócej, jednak wcześniej będzie się robić widno i dzień trwać będzie dłużej.  Radiu Zet wtóruje radio Eska: Jest jednak także plus całej tej sytuacji – zmiana czasu 2017 na letni oznacza wydłużenie dnia o godzinę. Onet także przekonuje, że Zmiana czasu na letni ma na celu wydłużenie dnia. Zgodnie z tym rozumowaniem jesienna, odwrotna zmiana czasu, ma na celu wydłużenie nocy.

Oczywiście jest to drobiazg. Poczyniono zbyt duży skrót myślowy. Cofnięcie zegarków nie wydłuży dnia ani o sekundę — będzie trwał dokładnie tyle samo. Ściślej do 20 czerwca będzie wydłużał się dzień, potem wydłużać się zacznie noc. Ale o kilka minut na dobę, a nie skokowo o godzinę. Dokładnie ten sam efekt — pozorne wydłużenie dnia — osiągnęlibyśmy gdyby pracodawca zażądał od nas, byśmy od poniedziałku przychodzili do pracy o godzinę wcześniej. Na tym właśnie polega efekt — przesuniecie wskazówek zegara o godzinę do przodu, to zmuszenie wszystkich do wstawania o godzinę wcześniej.

To oczywiście drobiazg, na który można machnąć ręką. Tyle, że to przekłamanie jest w stanie wychwycić nawet dziecko. Jaka gwarancja, że pozostałe informacje, których zwykły użytkownik nie jest już w stanie zweryfikować, nie są podane w równie nonszalancki, nierzetelny sposób? Portal oko.pres na przykład linkuje materiał, z którego wynika, że dwoje europosłów PO głosowało przeciw rezolucji, co nie przeszkadza mu poinformować, że… wstrzymali się od głosu. Taka „rzetelność” sprawia, że spada wiarygodność mediów, a rośnie znaczenie plotki i zwykłych kłamstw. Co przy nasileniu rosyjskiej propagandy jest szczególnie niebezpieczne.

Kilka dni temu media obiegła informacja o niebywale groźnej, zbierającej krwawe żniwo grze komputerowej. We wtorek, w wielu elbląskich szkołach rodzice uczniów otrzymywali specjalny list, jaki wystosowało Ministerstwo Edukacji Narodowej w tej sprawiedoniosły „Fakty z Elbląga”. Z kolei Dziennik poinformował, że Zastępca prokuratora generalnego Krzysztof Sierak zwrócił się w piątek do szefowej MEN Anny Zalewskiej o podjęcie przez kuratorów oświaty działań prewencyjnych w związku z niebezpieczną interaktywną „grą” internetową znaną pod hasłem niebieski wieloryb. MEN chce spowodowania blokady stron internetowych z grą. Materiał na ten temat przygotował nawet TVN.

Jak widać rozwiązanie jest proste jak konstrukcja cepa — wystarczy zablokować strony internetowe i po sprawie. W tym przypadku jednak należałoby albo wyłączyć prąd, albo odciąć dzieci od sieci. Problem bowiem polega na tym, że to nie jest żadna gra internetowa, więc nie istnieją strony internetowe, które można by zablokować. Zadania do wykonania przekazywane są za pośrednictwem mediów społecznościowych, dokładnie w taki sam sposób w jaki chociażby pedofile próbują zwabić swoje ofiary. Nawet na zwykłym czacie regionalnym, gdzie może wejść każdy, roi się od zboczeńców i dewiantów. Dla wielu z nich seks z 14-letnią dziewczynką nie jest niczym dziwnympisze Dziennik Polski. Sugerując, że w zwykłym parku miejskim zboczeńcy i dewianci nie występują, a jeśli nawet, to są niegroźni.

Szybko okazało się, owa gra to wierutna bzdura, a strach ma wielkie oczy. Dawid Kosiński na portalu Spider’s Web pisze: W wielu szkołach Niebieski Wieloryb to główny temat rozmów. Nauczyciele i rodzice się przejmują, nastolatkowie śmieją się z głupoty mediów, a najmłodsze dzieci zastanawiają się, jak wziąć udział w tej zabawie. Czyli zagrożenie nie istniało, ale teraz jest realne. Zostało stworzone przez nierzetelne media.

Dr hab. Marcin Napiórkowski z UW, na swoim blogu wyjaśnia rzecz bardziej szczegółowo: Już sama nazwa „niebieski wieloryb” stanowi dowód, że mamy do czynienia z medialnym głuchym telefonem. Brak staranności, brak pieniędzy i czasu na weryfikowanie źródeł, brak reporterów w terenie. W oryginale rzekoma gra nazywała się „синий кит”, co oznacza po prostu „płetwal błękitny”. […] Podobnie rzecz się miała z zadaniami, okaleczeniami, wreszcie z samobójstwami. Czy ktokolwiek zweryfikował podawaną w liście [MEN] informację, że „już ponad setka młodych internautów popełniła samobójstwo”? Być może w Rosji rzeczywiście doszło do kilku przypadków niebezpiecznej zabawy. Jednak metodą głuchego telefonu na tej podstawie stworzona została przez media gra o nazwie „niebieski wieloryb”. I teraz ta gra jest już faktem. Samospełniająca się przepowiednia zadziałała.

Na czwartej władzy spoczywa tym większa odpowiedzialność, im mniej kompetentne są pierwsze dwie. Histeria w jaką wpadło ministerstwo nomen omen edukacji nie byle jakiej, bo narodowej, które nawet nie zadało sobie trudu sprawdzenia, czy niebezpieczeństwo przed którym ostrzega jest realne, świadczy o kompletnym braku profesjonalizmu. Zaś przyznanie, że uczniowie są tak głupi, że zrobią sobie krzywdę na polecenie pomieszczone na Facebooku czy w innym, podobnym miejscu, to porażka systemu edukacji. Albo kompletna nieznajomość młodzieży, jej potrzeb i problemów, co także stawia resort w złym świetle. Według polityków i urzędników informowanie o jakichś zjawiskach, ostrzeganie przed nimi jest równoznaczne z „propagowaniem” ich. Zideologizowana szkoła zamiast edukować, uczyć jak unikać zagrożeń, jak się z nimi mierzyć, unika kontrowersyjnych tematów skutkiem czego młodzież uczyć się musi na własnych błędach. Zaś gdy już zbłądzi nie może liczyć ani na wsparcie, ani na pobłażliwość.

To nie „gra komputerowa” jest śmiertelnie niebezpieczna. Śmiertelnie niebezpieczna jest niekompetencja dziennikarzy, urzędników, polityków — tych wszystkich, od których zależą losy nie tylko uczniów.

 

PS.
Ministerstwo Obrony Narodowej przygotowało projekt ustawy o organizowaniu zadań na rzecz obronności państwa realizowanych przez przedsiębiorców i programie mobilizacji gospodarki. Nakłada on na firmy szereg wymogów. Jak oceniła projekt opozycja? Ustami posłów Tomczyka i Neumanna powiązała projekt z Misiewiczem. Innego zdania była posłanka Iwona Śledzińska-Katarasińska, która uznała, że nie tyle chodzi o Misiewicza ile o trudne dzieciństwo Macierewicza: Widocznie nie kupili mu w dzieciństwie, nie miał żołnierzyków i nie mógł się nimi pobawić. Podążając tropem rozumowania pani poseł poparcie przez nią kontrowersyjnej ustawy o przekopaniu Mierzei Wiślanej spowodowane było tym, że widocznie nie kupili jej w dzieciństwie, nie miała statuszków i nie mogła się nimi pobawić.

Dodaj komentarz