Przyjdzie gender i wyrówna

W drugiej dekadzie XXI wieku odkryto nowy rodzaj zła w czystej postaci. Wszystkie dotychczasowe mrożące krew w żyłach opowieści o diabłach, szatanach i czartach okazały się dziecięcą igraszką przy tym nieznanym wcześniej przejawie czarciej działalności. Wiadomo było, że zło występuje pod różnymi postaciami, ale nikt nie przypuszczał, że może także pod taką. Tym razem zły przybrał niewinną maskę gender. Nie udało mu się jednak do końca ukryć złowrogiej teutońskiej buty i zagrożenia. Szybko odkryto, że gender to anagram słów der Gen, czyli akcja mająca na celu za pomocą modyfikacji genetycznych zrobienie wody z mózgu uczciwym ludziom. Zadaniem zakrojonej na szeroką skalę operacji, skrytej pod kryptonimem GMO, jest takie genetyczne modyfikowanie obywateli, by wyrzekli się płci i wiary.

Na szczęście, a dobrze poinformowali twierdzą, że dzięki bogu, do walki z zagrożeniem stanęły jak jeden mąż polskie kobiety. Bohaterskie białogłowy, które niegdyś wzorowały się na bohaterskich kobietach radzieckich, a dziś wzorują się na jeszcze bardziej bohaterskich kobietach watykańskich, walczyły z gender zanim odkryto jego diabelskie, złowrogie oblicze. Ponieważ gender to zacieranie różnic między płciami, więc panie postanowiły te różnice uwypuklić. Zastosować sprawdzone w walce o równouprawnienie sposoby — podkreślanie i ugruntowywanie podziałów.

Weźmy na przykład ministra sportu. Zgodnie z gender do pełnienia tej funkcji nadaje się zarówno kobieta jak i mężczyzna. Ale polskie kobiety uznały, że jeśli ktoś nie będzie od razu wiedział, jakiej płci jest ten wysoki urzędnik państwowy, to mu się krzywda stanie. Dlatego należy anonsować jednoznacznie, np. „a teraz przed państwem ministra sportu”. Na co starsi wzruszają ramionami, spluwają pogardliwie i stwierdzają stereotypowo, że „baba na sporcie zna się jak kura na jajach”. Oczywiście, co trzeba podkreślić z całą mocą, nie mają racji.

W tym miejscu należy wyjaśnić dlaczego pani minister została odwołana. Otóż pani minister kazała na siebie mówić ministra. Pryncypał, czyli premier, znosił to mężnie czas jakiś, aż wreszcie nie wytrzymał, huknął pięścią w stół i oznajmił, że nie pozwoli sobie na dalsze kaleczenie języka i ranienie uszu i na stanowisko ministra powołał mężczyznę.

No więc jak już wspomniano polskie kobiety idąc za przykładem postanowiły walczyć zarówno o równość jak i z gender tymi samymi metodami, czyli specjalnie eksponując płeć. Jeśli w gender chodzi o zacieranie różnic, to one te różnice zaakcentują kładąc na nie nacisk. Dzięki temu każdy dureń, baran, drań, a nawet buc na stanowisku i na posadzie oraz prywatnie będzie miał swój żeński odpowiednik. I nie będzie wątpliwości na pierwszy rzut ucha, czy to przestępca czy przestępczyni, pedofil, czy pedofilia, kominiarz czy kominiarka, stolarz czy stolarka. A gdy panie do swoich pomysłów przekonają sceptyków, to po prawicy boga wreszcie zasiądzie bogini. I wszyscy będą żyli długo i szczęśliwie.

W ten prosty sposób zniknie wyzysk kobiety przez człowieka i będzie jak nigdy. Ewentualne drobne nierówności zniweluje parytet. Jest jednak skaza na sielance. Nóż w plecy idei raju 2.0 wbija podlotek, który będąc kobietą jest rodzaju męskiego, niestety. W wojnie Polek z językiem przodkiń język rulez.

 

PS.
Często tu i ówdzie mówi się o niektórych publikatorach, że są „polskojęzyczne”. Nieważne kto stoi na ich czele. Ale jeśli to one przodują w kaleczeniu naszego języka ojczystego, to nie wystawiają sobie dobrego świadectwa. Tym bardziej, że pracujący dla nich dziennikarze niejednokrotnie mają kłopoty nie tylko ze składnią, ale nawet z ortografią. Może nie warto pchać się przed szereg, ale poczekać aż zmiany w języku zakorzenią się i ugruntują? Radio Tok FM stanowi tutaj absolutne mistrzostwo zatrudniając wielu redaktorów mających kłopoty z prawidłowym akcentowaniem po polsku. Za to pełno w nim gościń, socjolożek, etyczek, polityczek, naukowczyń, ministr, prezydentek i dyrekcja wie kogo jeszcze.

Dodaj komentarz