Przewodnia siła

Się dzieje. Się dzieje zdecydowanie za dużo oraz za szybko. Choć szybkość to pojecie względne i nie do określenia bez punktu odniesienia. Więc zdecydowanie lepiej i bezpieczniej jest skonstatować, że wydarzenia nabrały tempa. Czy sprawy posuwają się w dobrym kierunku? Na to pytanie trudno dać jednoznaczną odpowiedź. Chociażby z tego względu, że nie dla wszystkich wolne i — co najważniejsze niesfałszowane — wybory są wartością samą w sobie, której warto bronić.

W czasach zdawać by się mogło bezpowrotnie minionych panował tak zwany pluralizm socjalistyczny. Czyli jedna partia i dwie przystawki. A ponieważ wybory polegały na zatwierdzaniu kandydatów wskazanych przez kierownictwo partii, wybierać można było bez skreśleń. Jak? Otóż dzięki selekcji negatywnej — jeśli wyborca nie chciał, by konkretny kandydat został posłem musiał na oczach komisji wejść za zasłonę i skreślić delikwenta. Niewielu decydowało się na ten krok. Po transformacji, gdy liczba partii gwałtownie wzrosła, trzeba było wymyślić system, który z jednej strony niewiele zmieni, a z drugiej będzie przystawał do nowych wyzwań. Dlatego wybrano taki, który preferował duże partie i był niemal tak prosty jak głosowania bez skreśleń. Chodziło o to, by wyborca nie musiał zastanawiać się przy którym nazwisku postawić krzyżyk, lecz mógł bezmyslnie wskazać pierwszego na liście partyjnej. Resztę dopełniała ordynacja, dzięki której kandydat, który dostał 200.000 głosów nie wchodził do sejmu, za to wchodził ten, którego poparło 2.000 osób.

W Konstytucji znalazła się przyjaźń z Watykanem i ordynacja wyborcza, ale miejsca dla Państwowej Komisji Wyborczej brakło. Artykuł setny Konstytucji mówi, że 1. Kandydatów na posłów i senatorów mogą zgłaszać partie polityczne oraz wyborcy oraz 3. Zasady i tryb zgłaszania kandydatów i przeprowadzania wyborów oraz warunki ważności wyborów określa ustawa. Co to oznacza? Że zwykła większość sejmowa może uchwalić takie zasady i tryb zgłaszania kandydatów, że — jak w PRL-u — na listach znajdą się przedstawiciele tylko jednej partii. A to przecież nie wszystko, ponieważ artykuł 101 stanowi, iż 1. Ważność wyborów do Sejmu i Senatu stwierdza Sąd Najwyższy oraz 2. Wyborcy przysługuje prawo zgłoszenia do Sądu Najwyższego protestu przeciwko ważności wyborów na zasadach określonych w ustawie. Powtórzmy: ważność wyboru stwierdza Sąd Najwyższy, a wyborcy przysługuje prawo. Jakie prawo, jeśli Sąd Najwyższy zostanie podporządkowany jednej z partii biorącej udział w wyborach?

Zadania i sposób funkcjonowania Państwowej Komisji Wyborczej, a także jej skład i procedurę powoływania określa Kodeks Wyborczy. Jest to ustawa zwykła, którą można znowelizować zwykłą większością głosów. A artykule 52. czytamy, że § 1. W skład okręgowej komisji wyborczej  wchodzi od 5 do 11 sędziów, w tym z urzędu, jako jej przewodniczący, komisarz wyborczy. Z zgodnie z artykułem 166 § 3 komisarzy wyborczych powołuje w każdym województwie, w liczbie od 2 do 6, spośród sędziów (na okres 5 lat) Państwowa Komisja  Wyborcza, na wniosek Ministra Sprawiedliwości. Zaś (wracając do art. 52) § 2. Sędziów do składu komisji zgłasza Minister Sprawiedliwości, w liczbie uzgodnionej z Państwową Komisją Wyborczą, najpóźniej w 52 dniu przed dniem wyborów. Oczywistą oczywistością jest, że mini ster sprawiedliwości, którym w tym konkretnym przypadku jest mgr Zbigniew Ziobro, zgłosi sędziów niezależnych, obiektywnych oraz nie sympatyzujących z żadną partią.

Warto w tym miejscu wyrazić uznanie dla Pawła Kukiza, który widząc prezydenta mówiącego w telewizorze ucałował ekran. To kolejne potwierdzenie, że liczba przy nazwie partii to sumaryczny iloraz inteligencji wszystkich jej członków i sympatyków. Co bowiem wynika z gadaniny p. prezydenta? Nic nie wynika. Wręcz przeciwnie, jego „nowelizacja” ułatwia wymianę sędziów Sądu Najwyższego. A to z tego powodu, że wybrani członkowie KRS mogliby się zbiesić niczym Piotr Pszczółkowski i zagłosować niezgodnie z oczekiwaniami. Poprawka prezydenta eliminuje tę niekorzystną ewentualność. Mówi o tym artykuł 92 nowelizacji ustawy o SN, który stanowi, iż § 2. Minister Sprawiedliwości przedstawia Krajowej Radzie Sądownictwa po jednym kandydacie na każde stanowisko sędziego Sądu Najwyższego spośród osób spełniających warunki określone w art. 24. […] W tym miejscu wkracza Krajowa Rada sądownicza: § 3. Krajowa Rada Sądownictwa rozpatruje i ocenia kandydatury na stanowiska sędziów Sądu Najwyższego przedstawione w trybie, o którym mowa w § 2, oraz przedstawia Prezydentowi Rzeczypospolitej Polskiej wnioski o powołanie kandydatów na stanowiska sędziów Sądu Najwyższego w terminie 14 dni od dnia przedstawienia kandydatury. Gdy, zgodnie z prezydencką poprawka, nie uda się dogadać z PO i sędziowie do KRS nie zostaną wybrani, to nie przedstawią wniosków. A wtedy § 4. Bezskuteczny upływ terminu, o którym mowa w § 3, jest równoznaczny z przedstawieniem Prezydentowi Rzeczypospolitej Polskiej przez Krajową Radę Sądownictwa wniosku o powołanie kandydata na stanowisko sędziego Sądu Najwyższego. Innymi słowy brak zgody przy wyborze sędziów KRS nie tylko nie uniemożliwi wyboru sędziów Sądu Najwyższego, lecz wręcz go ułatwi.

Jak wiadomo w sejmie zasiadają dwie partie opozycyjne, które różnią się tym, że jedna opracowała program i udostępniła go w sieci, a druga nie. Przywódca drugiej, większej, tej bez programu oznajmił, że trzeba się połączyć. Przywódca pierwszej, mniejszej, tej z programem, podzielił stanowisko swojego kolegi. Czy obaj przywódcy zaproponowali opracowanie wspólnej strategii, planu, zapowiedzieli przeprowadzenie demokratycznych wyborów na lidera podczas zjazdu zjednoczeniowego? Nic z tych rzeczy, inicjatywa pozostaje na etapie deklaracji. Ambicje liderów stoją ponad rozumem, zdrowym rozsądkiem, interesem kraju i… partii. Ponieważ brak wolnych wyborów to jednocześnie koniec kariery politycznej. Chociaż kariera członka zarządu krajowego Platformy Obywatelskiej uczy, że niekoniecznie.

Klub Nowoczesnej zgłosił ponad 1.000 poprawek do ustawy o Sądzie Najwyższym po to, by — jak tłumaczy posłanka Kamila Gasiuk-Pihowicz — służyły do dyskusji nad tym jak ma wyglądać polski wymiar sprawiedliwości. Co w tym czasie robi lider PO? Ano jak na prawdziwego lidera przystało nic nie robi, tylko liczy. Ponieważ dużo zależy od zachowania prezydenta, więc liczymy, że zaangażowanie, że decyzje prezydenta Dudy potwierdzą podmiotowość Polski w Unii Europejskiej. Będziemy go wspierać w tej aktywności. Niestety społeczeństwo, wyposażone w taką opozycję, zmuszone jest liczyć na siebie i wspierać się samo.

Więcej i bardziej szczegółowo na portalu Studio opinii (nie mylić z Portalem opinii) w tekście Piotra Rachtana pod tytułem: O co PiS naprawdę gra.

Dodaj komentarz