Prostracja, czyli omnipotencja cz. 2

Konstytucja Rzeczpospolitej Polskiej: … my, Naród Polski – wszyscy obywatele Rzeczypospolitej, zarówno wierzący w Boga będącego źródłem prawdy, sprawiedliwości, dobra i piękna

Ktoś, kto czytał Biblię wie doskonale, że opisany w niej Bóg nie jest żadnym źródłem prawdy, sprawiedliwości, dobra i piękna. Podobnie zresztą jak symbolem dobra i piękna żadną miarą nie mogą być w barbarzyński sposób przybite do krzyża zwłoki. Zdumiewające, że media powstrzymują się od prezentowania drastycznych zdjęć rannych i zabitych, a bestialsko zamęczony człowiek wisi sobie na ścianie przedszkola czy szkoły i „symbolizuje”.

Od najmłodszych lat wbija się dzieciom do głów, że ciało, zwłaszcza w okolicach krocza, to tabu, świństwo, zgorszenie i siedlisko szatana. Pierwszą informacją jaką brzdąc otrzymuje w przedszkolu jest ta, że Adam i Ewa zgrzeszyli i w wyniku grzechu odkryli, że są nadzy, więc się natychmiast okryli. Wstyd zaś odkryli po zjedzeniu zakazanego owocu… wiedzy. Tak więc dziewczynki dowiadują się, że jak zobaczą nagiego chłopca to Jezus Maria, a chłopcy, że jak zobaczą nagą dziewczynkę to Matko Boska. Trauma na całe życie. Cóż takiego stworzył bozia w tym miejscu, że należy to tak starannie ukrywać? Z drugiej strony ileż można się w to wpatrywać? Przecież to nie dzieci ślinią się i podniecają patrząc na swoje nagie ciała, lecz dorośli, którym sprośne myśli chodzą po głowach. Szybko zapomnieli, że sami, gdy byli dziećmi, podglądali czy bawili się w doktora z czystej dziecięcej ciekawości, a nie z pożądania.

Drugim słowem, które dziecko poznaje w szkole jest „cudzołożyć”. Jak wytłumaczyć małemu człowiekowi, które jeszcze nie wie, że „to” służy nie tylko do siusiania, co to znaczy, jak to się robi i dlaczego tego robić nie wolno? Żeby mieć pojęcie o prawidłowym wychowywaniu, nauczaniu dzieci należy ukończyć pięcioletnie wyższe studia. Wiedza i sposób jej przekazywania musi być dostosowana do wieku dziecka. Ale jest jeden wyjątek. Tym wyjątkiem jest religia. Tu nie trzeba mieć studiów, nie trzeba mieć wiedzy o dzieciach, ich psychice, potrzebach. Niczego nie trzeba mieć poza wykutymi na blachę regułkami, zaklęciami i prawdami objawionymi, żeby raczyć dzieci „wiedzą” o rajach, gadających wężach, rybach transportujących z woli bożej rozbitka, świętych obcowaniu i innych cudach niewidach. A niech no dziecko zacznie chichotać słuchając tych wszystkich „prawd objawionych”, „wiedzy” niezgłębionej, „nauki” nie mającej ani potwierdzenia ani zastosowania w rzeczywistości, to popamięta na całe życie. Przy czym jak widać poniżej nie zostały jeszcze wypracowane standardy postępowania.

kolana

Nauka dawno wykazała, że udane współżycie cementuje związek, a ludzie są szczęśliwi, zadowoleni i nastawieni pozytywnie do świata. I tę, jedną z najważniejszych sfer życia człowieka, zawłaszczyli ci, którzy nie mają o niej bladego pojęcia. Którzy plotą takie duby smalone, że aż włosy staja dęba. Na dokładkę postanowili cofnąć naukę do miłych ich sercu i zrozumiałych czasów średniowiecza, gdy czarownice palono, a bluźnierców wieszano. Przy czym jak mała jest ich samych wiara w „prawdy”, które głoszą najlepiej świadczy fakt, że z byle dolegliwością gnają do lekarza, a nie do kościoła, żeby na kolanach modlić się o zdrowie. Choć Jan Paweł II został świętym, ponieważ uzdrowił zakonnicę chorą na Parkinsona, to samego siebie, chorego na Parkinsona, uzdrowić nie potrafił. Nie potrafił tego zresztą nikt z jego otoczenia, a przecież gdzie jak gdzie, ale w Stolicy Apostolskiej rezydują ludzie, którzy z Bogiem są za pan brat. Podobnie zresztą rozumują niemal wszyscy wierni, którzy w szpitalu pokładają nadzieję w bogu, a nie w lekarzach, nie potrafiąc najwidoczniej powiązać skutku z przyczynami. Przecież to bóg pokarał ich chorobą. Lecząc się postępują wbrew jego woli. Zdrowieją więc nie dzięki bogu, a wbrew niemu. Bo gdyby faktycznie ich zdrowie było „w rękach boga”, to nigdy by nie wyzdrowieli — nie po to zesłał na nich niedomaganie, żeby wykręcali się sianem, w ostateczności kopertą.

Niedawno gościem Moniki Olejnik w radiu Z był ksiądz. Nie byle jaki ksiądz, bo sam Józef Kloch, rzecznik Episkopatu Polski. To, co ten świątobliwy jegomość wygaduje, woła o pomstę do nieba. Episkopat na ten przykład jest „przeciw” pigułce dzień po, bo w pewnych warunkach może to być pigułka wczesnoporonna. W jakich warunkach? W pewnych. I jeśli w tych pewnych warunkach jest pigułką o działaniu antykoncepcyjnym, to rozregulowuje organizm kobiety. I to nie jest dobre. Ba, to nie tylko nie jest dla kobiety dobre, ale wręcz jest dla niej niedobre! Zwłaszcza, że dziewczyna nie może kupić chipsów czy piwa, a mogłaby tabletkę. Niedopuszczalne! Niech już lepiej zajdzie w tę ciążę. W końcu ciąża to stan błogosławiony, a więc ze wszech miar pożądany.

Kloch nie mógłby być rzecznikiem klech, gdyby posiadał jakąkolwiek wiedzę. Dlatego na uczynieniu z pigułki dzień po, czyli uniemożliwiającej zapłodnienie, pigułki wczesnoporonnej, czyli stosowanej w celu usunięcia zarodka po zapłodnieniu, nie poprzestał. Dla niego człowiek to człowiek od wytrysku po naturalną śmierć w szpitalu. Wystarczy więc, że mężczyzna kobiecie wetknie, parę razy porusza i już jest. Chyba, że morderca i zboczeniec wyjmie przedwcześnie. Wtedy człowieka nie ma, bo został zamordowany! Z zimną krwią! A ponieważ prezerwatywa ma podobne działanie jak pigułka dzień po, więc jest także nie do zaakceptowania. Poza tym wcale nie chroni przed AIDS. Tak! Ksiądz dobrodziej stwierdził publicznie, że prezerwatywa przepuszcza — uwaga — bakterie AIDS. Tak więc ci, którzy nie potrzebują żadnych środków, bo ślubowali czystość, o niczym innym nie potrafią z taką swadą bajać jak o pochwach, macicach, pigułkach i innych gadżetach. Czyli o rzeczach, które ich nie dotyczą. A o instrumentalnym traktowaniu dzieci najdobitniej świadczy język. Dla księdza dzieci i krowy to to samo. Papież według Klocha nie mówił o posiadaniu trojga dzieci, ale „trzech dzieciach”.

Ksiądz Kloch tak się zapamiętał w opowiadaniu dub smalonych, że z rozpędu poinformował zdumionych słuchaczy radia Z o tym, co wielu podejrzewało od dawna. Otóż ksiądz Kloch ujawnił wreszcie po latach, że Fundusz Kościelny służył Kościołowi do finansowania walki z… Kościołem. Fundusz Kościelny powstał na bazie dóbr kościelnych, które to zostały przejęte przez państwo na podstawie ustawy i do 89 roku praktycznie te pieniądze służyły na walkę z Kościołem — oznajmił Kloch. Wspomnijmy dla porządku, że mowa o ustawie z dnia 20 marca 1950 r. o przejęciu przez Państwo dóbr martwej ręki, poręczeniu proboszczom posiadania gospodarstw rolnych i utworzeniu Funduszu Kościelnego. Wspomniany art. 8 brzmi: Dochód z nieruchomości ziemskich, przejętych na mocy niniejszej ustawy, oraz dotacje państwowe, uchwalane przez Radę Ministrów, tworzą Fundusz Kościelny. Trudno sobie zaiste wyobrazić instytucję bardziej prześladowaną i gnębioną dotacjami. Trudno także opędzić się od myśli, że pan Bóg, jeśli chce kogoś ukarać, nie poprzestaje na odebraniu rozumu, lecz karę przypieczętowuje powołaniem.

Nie sposób nie zadać sobie kilku pytań. Dlaczego hochsztapler i nieuk zabiera głos w sprawach, o których nie ma bladego pojęcia? Dlaczego uzurpuje sobie prawo zastępowania specjalistów i decydowania o tym co dobre i zdrowe wbrew opinii naukowców i lekarzy? Na jakiej podstawie twierdzi, że lepiej będzie dla nastoletniej dziewczynki jak zajdzie w ciążę i urodzi, niż gdyby za pomocą tabletki uniknęła ciąży? Dlaczego milczą naukowcy, dziennikarze, politycy? I wreszcie najważniejsze — dlaczego wyborcy powołują na urzędy tych, których Bóg pokarał odbierając te nędzne resztki, które mieli? Bowiem najbardziej przerażające jest to, że są ludzie, którzy te brednie traktują poważnie. Którzy zamiast iść do seksuologa idą do spowiedzi. Którzy usiłują urojenia uczynić obowiązującym wszystkich prawem.

Ksiądz dobrodziej powiedział jeszcze jedną ważną rzecz, dotyczącą wszystkich obywateli tego kraju. Otóż zinterpretowawszy Konstytucję równie twórczo jak się interpretuje Biblię uznał, że Polska nie jest krajem neutralnym światopoglądowo. Jeżeli słyszę na przykład, że polska szkoła ma być neutralna światopoglądowo, to mówię wówczas: państwo Polskie, a to mamy zapisane w konstytucji, jest neutralne wobec religii, wobec filozofii, wobec poglądów czyichkolwiek. I tak samo ma szanować, SZANOWAĆ człowieka religijnego jak i niereligijnego. I to jest neutralność. Ale nigdzie nie ma w naszej konstytucji zapisanego jakiegokolwiek przepisu o światopoglądowej neutralności. Nie jesteśmy Francją. Ksiądz Kloch dokonał wiwisekcji artykułu 25 konstytucji, który zresztą jest sprzeczny sam w sobie. Mówi bowiem z jednej strony, że Kościoły i inne związki wyznaniowe są równouprawnione, ale jeden z nich jest równouprawniony bardziej, dlatego Stosunki między Rzecząpospolitą Polską a Kościołem katolickim określają umowa międzynarodowa zawarta ze Stolicą Apostolską i ustawy.

Tysiąc lat historii dobitnie dowiodło, że stosunki Rzeczypospolitej Polskiej z Kościołem katolickim drogo nas kosztowały. Lecz już wieki temu Polak licencję wykupił, by po szkodzie być głupszym niż przed. Poprzedni suweren zresztą także doceniał Polaków. Ale nie był w stanie znaleźć sędziego zaangażowanego w pracę na rzecz sojusznika i socjalizmu.

Dodaj komentarz