Premiera samotność, nasza bezradność

Jestem samotny – wyznał pan Premier byłemu redaktorowi naczelnemu „Wprost” Tomaszowi Lisowi.

Jestem samotny – wyznał znajomy, który porzucił rodzinę dla młodszej po czym sam został porzucony dla bogatszego.

W wywiadzie uderza zmiana tonu – ani raz pan Premier nie mówi o swej twardości, odwadze, niepopularnych decyzjach, które musi podejmować. Za to wszystko – ACTA, ustawa refundacyjna, działania i zaniechania – jest konfliktem interesów. Nie twierdzę, że władza, którą reprezentuję, nie popełniła błędów przy wprowadzaniu tych przepisów. Twierdzę jednak, że prawdziwy problem – i w przypadku ustawy refundacyjnej, i ACTA – jest głębszy, gdyż dotyczy konfliktu interesów.

Nie ma sensu rozważać czyje interesy naprawdę chroni ustawa refundacyjna, a czyje ACTA. Chorzy przekonują się o tym aż nazbyt boleśnie na własnej skórze. Rozumowanie premiera podąża bowiem utartymi koleinami: – Co zrobić z człowiekiem, który na ulicy napadnie kogoś, ukradnie mu portfel? Wszyscy oczekujemy, że taka osoba zostanie jak najszybciej zidentyfikowana. Czy nie możemy robić tego samego w internecie? Jestem za tym, aby przestrzeń wolności w sieci była maksymalnie duża. Jednak nie uciekniemy od pytania o zakres ingerencji państwa w tej przestrzeni.

To rozumowanie, wsparte obserwacjami poczynań rządu, można zawrzeć w prostej formule matematycznej 3z + 3k. Czyli „zdemaskować, zdelegalizować, zaostrzyć i karać, k…wa, karać!” Stąd zaostrzanie prawa pod byle pretekstem, stąd coraz to nowe prerogatywy dla służb wszelkiej maści od tajnych do jawnych, od skarbówki po NIK. Stąd mnożenie zakazów. Stąd wiara, że wszystko załatwi drakońskie prawo.

Nie można jednak panu Premierowi odmówić poczucia humoru, gdy mówi: – Gdybym nie miał pasji, nie ryzykowałbym zapowiedzi reform. Przecież wiem, że nie będą one przyjmowane z entuzjazmem, że trudno będzie uzyskać dla nich akceptację, gdyż będą dotykać interesów wielu grup.

Nawet ktoś, kto nie śledzi sceny politycznej zapewne zauważył, że „twarde”, „bolesne”, „odważne”, „niepopularne” reformy ciągle są przed nami. Aż się łezka w oku kręci, gdy się wspomni co mówił Premier na przykład we wrześniu 2010 roku: Przed nami jest cała jesień; to będzie kilkadziesiąt ustaw, a jednocześnie pracujemy nad ustawą budżetową, więc to będzie poważny wysiłek. Codziennie będę w Sejmie, także będziecie mogli monitorować moje działania na rzecz pracy nad tym pakietem ustaw, bo to jest dla mnie naprawdę śmiertelnie poważne zadanie i do Gwiazdki zdążymy z większością projektów. A na początku tamtego, pamiętnego roku żartował Jarosław Gowin, obecnie minister sprawiedliwości: Dla mnie niezmiernie ważne i bezcenne jest połączenie dwóch decyzji – o niekandydowaniu i podjęciu odważnego planu reform. Dzięki temu połączeniu mamy szansę być w Europie nie tylko liderem gospodarczym, ale też politycznym, bo jako jedyni mamy odwagę w roku wyborczym podejmować tak głębokie reformy.

Ale nie – delikatnie rzecz ujmując – mijanie się z prawdą jest problemem. Problemem jest to, że pan Premier rządzi jednoosobowo, niemal jak dyktator. Pozbył się ze swojego otoczenia potencjalnych konkurentów, do rady ministrów podobierał ludzi niekompetentnych, niesamodzielnych, którzy bez szturchańca nie kiwną palcem. Zaś fachowców pozbywał się pod byle kuriozalnym pretekstem, by wspomnieć tylko profesora (Ćwiąkalskiego) zastąpionego magistrem (Czumą). Nagle, znienacka, ni stąd ni zowąd co jakiś czas pan Premier podejmuje niepopularną decyzję, na gwałt, gwałcąc wszelkie możliwe procedury i standardy państwa prawa, odważnie przepycha kolanem jakiegoś populistycznego bubla prawnego. Po czym znowu zapada cisza. Aż do następnej „ofensywy legislacyjnej” lub doraźnego łatania budżetu.

Tragedią jest to, że stał się kompletnie impregnowany na argumenty. Buta z jaką najpierw pan minister, a potem pan Premier gardłowali za ustawą refundacyjną jest przerażająca. Zapewnianie, że bubel prawny został uchwalony dla dobra i w interesie pacjentów, to przekroczenie wszelkich granic przyzwoitości. Zaś uchwalenie w kraju z gospodarką rynkową ustawy żywcem przeniesionej z realnego socjalizmu dowodzi, że rząd już przestał liczyć się nie tylko z obywatelami, ale i ze zdrowym rozsądkiem.

Tu wszystko naprawdę faluje. Są rafy i skały. Raz trzeba płynąć w prawo, raz w lewo, raz zawinąć do portu, byleby nie potopić ludzi. Polska to robi tak dobrze, jak tylko to jest możliwe. I wszyscy to widzą – zwierza się pan Premier redaktorowi Lisowi. A nam na usta ciśnie się pytanie jaki jest cel naszej podróży, panie Premierze? Płynąć, byle gdzie, byle jak, byle z Panem u steru, bo nie ma alternatywy? Gdzie?

Pan Premier kiedyś był łaskaw powiedzieć, mając na myśli Kaczyńskiego, że z tym przeciwnikiem nie da się przegrać. Parafrazując te słowa można stwierdzić, że z tym premierem nie da się wygrać.

Dodaj komentarz