Potwór tego stworzyć nie mógł

Powiem wprost (…) nie lubię, kiedy ktoś robi sobie, tak zwane — jak to mówią młodzi i na luzie — jaja z poważnych rzeczy. A cała ta historia to kpinamówił wprost dyrektor Religia TV ksiądz Kazimierz Sowa w rozmowie z Andrzejem Morozowskim w programie „Tak jest” w TVN24 w połowie kwietnia. Czym są „poważne rzeczy”? Na przykład wiara to poważna rzecz. Ale tylko wiara ściśle określona. Na przykład poważną rzeczą jest wiara w niepokalanie poczętą kobietę, którą posiadł duch osobiście, w wyniku czego urodził się syn boży. Bo bóg najpierw ludzi tworzy, a potem (żeby ich zbawić w swoich oczach) niektórych z nich chędoży. Przy czym operacja „zbawienie” udała się tylko raz. W żadne inne boskie poczęcie dotąd nikt nie uwierzył. Wręcz przeciwnie. Zamiast przyjąć z pokorą dar boży i dziękować wszechmogącemu, że mają choć nie zasiali, mężowie czuli się zdradzeni i robili się niemili dla swoich żon. A przecież, powiada Pismo, co człowiek sieje, to i żąć będzie: kto sieje w ciele swoim, jako plon ciała zbierze zagładę; kto sieje w duchu, jako plon ducha zbierze życie wieczne.

Wiara w to, że świat został stworzony przez Latającego Potwora Spaghetti to — jak to mówią młodzi i na luzie — jaja. Stworzenie świata w sześć dni roboczych przez stwórcę, to zupełnie co innegi i poważna sprawa. Zwłaszcza, że — jak tłumaczy ksiądz Sowa — żeby móc religię traktować poważnie musi minąć co najmniej tysiąc lat. Jak przez tysiąc lat kapłani nadal będą dostatnio żyć z wpłat i darowizn wyznawców, to to wtedy można będzie traktować poważnie. Nie wcześniej: — Do czasu, aż zostaniecie małą religią, musi upłynąć pewnie z tysiąc lat – jeśli w ogóle szedłbym tym tokiem rozumowania, że to jest dogmatyczny system wartości, a tak nie jest — perorował ksiądz Sowa. Greckie, rzymskie, egipskie religie potwierdzają tylko te słowa stanowiąc dowód na to, że poważna religia nie powinna mieć mniej niż tysiąc lat, ale nie może też mieć dużo więcej niż dwa.

Jest jednak w całym wywodzie księdza Sowy jeden argument zdumiewający. A po zastanowieniu jeżący włos na głowie i mrożący krew w żyłach. Otóż w w pewnym momencie dyskusja zeszła na poważniejsze kwestie, na przykład gotowość śmierci w imię religii, na co — jak przypomniał ksiądz Sowa — byli gotowi pierwsi chrześcijanie, mimo iż teoretycznie mogli ocalić życie. Co z tego wynika? Ano ni mniej ni więcej, tylko tyle, że pastafarianie póty bedą traktowani pogardliwie i uważani za zgrywusów, póki nie dadzą się za wiarę pokroić lub zastrzelić. Niestety nie padły żadne liczby więc nie wiadomo dokładnie ile pierwszych pastafarian należałoby poświęcić. Nie wiadomo też do końca, czy należy być prześladowanym, czy wystarczy prześladować. Czy na przykład jeśli pastafarianin ugotuje niewiernego na wolnym ogniu wzorem świątobliwych mężów palących czarownice, albo wyrzeza niewiernych jak to czynili wierni podczas Wypraw Krzyżowych względnie Św. Inkwizycji to już będzie się jego religię traktować poważnie i zarejestruje?

Jakby na sprawę nie spojrzeć jedno pozostaje poza wszelką dyskusją — żeby wiara była prawdziwa musi jej towarzyszyć ból, cierpienie i śmierć. I nieważne którą stronę dotknie. Gdy wiernych mało i nie mają siły, to prześladowania spadają na nich. Gdy urosną w siłę, sami zaczynają prześladować. Dopóki pastafarianie tego nie zrozumieją minister cyfryzacji Boni M. nie będzie ich traktował poważnie.

Dodaj komentarz