Postulaty

Będąc młodą lekarką Olga tłumaczy: Ile godzin miesięcznie spędzam w pracy? Teoretycznie wolno nam pracować maksimum 48 h tygodniowo w szpitalu, ale większość podpisuje klauzulę opt-out – zrzeka się prawa do regulowanego czasu pracy. Plus 24-godzinne dyżury, pięć razy w miesiącu. Czyli w sumie około 240 godzin miesięcznie w samym szpitalu. Czyli choć nie wolno lekarzowi pracować dłużej niż 48 h tygodniowo w szpitalu to lekarz pracuje dłużej niż 48 h tygodniowo w szpitalu, ponieważ podpisuje klauzulę opt-out. Moja starsza siostra — zdradza rodzinne sekrety Olga — skończyła jedną specjalizację, potem musiała zrobić drugą. Pracuje w 3 szpitalach, przyjmuje w 2 poradniach. I oto nagle ci, którzy podpisują klauzule, pracują choć im nie wolo, muszą kończyć kolejne specjalizacje oznajmiają, że nie ustąpią w swoich żądaniach i nie przyjmują propozycji ministra zdrowia. A gdyby minister zaproponował i podpisanie opcji lock out i zakaz pracy w kilku szpitalach i kilkudziesięciu przychodniach? Nie można także pominąć kwestii finansowej protestu. Pacjenci chcieliby na przykład wiedzieć, czy swoją akcję i pomoc medyczną dla głodujących popierający akcję finansują z własnych kieszeni czy ze składek płaconych przez wszystkich podatników?

Warto przypomnieć o co rezydenci „walczą”. Otóż walczą nie o zmianę chorych, socjalistycznych zasad. Walczą — jak na pracowników państwowego zakładu pracy przystało — o kasę. Dla siebie i kolegów. Domagają się więc wzrostu finansowania ochrony zdrowia do poziomu 6,8% PKB w trzy lata, z drogą dojścia do 9% przez najbliższe dziesięć lat. Co zaoferują w zamian za dodatkowe miliardy złotych, które włożą sobie do kieszeni? Nic. Po prostu przez jakiś czas nie będą marudzić i protestować. Poza tym chcą zmniejszenia biurokracji, czemu należałby tylko przyklasnąć, oraz skrócenia kolejek. Oni chcą skrócenia kolejek! Czyli minister, a ponieważ nie mogą się z nim dogadać, to pani premier ma strzelić palcami i zmniejszyć kolejki. To tak, jakby szczęśliwy posiadacz zabytkowej syrenki domagał się od właściciela stacji benzynowej by mniej paliła i szybciej jeździła. Bo jak nie, to nie zje owsianki. Ale to nie koniec. Rezydenci domagają się także zwiększenia liczby pracowników medycznych, poprawy warunków pracy i podwyższenia wynagrodzeń. Czyli dokładnie tego samego, czego od władzy przez cały czas trwania Polski Ludowej oczekiwał lud pracujący miast i wsi. Po 35 latach budowy socjalizmu robotnicy dodali jeszcze jeden postulat, o którym najwidoczniej rezydenci nie mają pojęcia: Wprowadzić na zdrowie i procedury medyczne kartki – bony zdrowotne (13 z 21 postulatów Solidarności; punkt 8 też nie stracił na aktualności: Podnieść zasadnicze uposażenie każdego pracownika o 2000 zł na miesiąc).

kartkanazdrowie

Zostawmy rezydentów. Komentatorzy w mediach regularnie łapią się za głowę przyznając, że nie rozumieją. Nie rozumieją mianowicie dlaczego społeczeństwo biernie, ze stoickim spokojem przygląda się demolowaniu państwa przez władzę. I — czego jeszcze bardziej nie rozumieją — dlaczego partia demolująca wciąż cieszy się tak olbrzymim poparciem. Otóż społeczeństwo nie protestuje, bo nie widzi sensu. Weźmy Trybunał Konstytucyjny. Wielu protestowało. I prezes Trybunału wyszedł naprzeciw oczekiwaniu społecznemu i oznajmił, że choć zwolnienia lekarskie, które wzięli sędziwie wybrani przez PiS na kilometr pachną szwindlem, on sprawdzać sędziów nie zamierza. Bo to nie są zwykli pracownicy, których obowiązuje prawo. Sędziów nie można „traktować jak uczniów w szkole” — oznajmił prezes. Co było potem wiadomo.

Chwilę później społeczeństwo wyszło w obronie sądów, w tym Sądu Najwyższego. Z wdzięczności najpierw Sąd Najwyższy dostrzegł nieistniejący spór kompetencyjny, potem w ogóle zrezygnował z rozpatrywania sprawy, a ponieważ protesty trwały nadal, pani prezes niefortunnie pobiegła do pana prezydenta na uroczystość zaprzysiężenie dublera sędziego dublera. W międzyczasie Naczelny Sąd Administracyjny po cichutku uznał, że uchwała sejmu unieważniająca wybór trzech sędziów Trybunału Konstytucyjnego jest zgodna z prawem. To oznacza, że jeden z sędziów wybranych zgodnie z nieopublikowanym orzeczeniem Trybunału prawidłowo, został uznany przez NSA za wybranego nieprawidłowo, więc wrócił do orzekania w Naczelnym Sądzie Administracyjnym. Widząc tak niebywałą wdzięczność tych, w obronie których protestujący wychodzili na ulice, coraz więcej osób zaczęło zastanawiać się jaki sens ma stawanie w obronie ludzi, którzy sami określili się mianem „nadzwyczajna kasta”  i na każdym kroku udowadniają, że to nie było przejęzyczenie.

Społeczeństwo mogłaby porwać opozycja. I tak przeważnie się dzieje. Ale nie wtedy, gdy na czele największej partii opozycyjnej stoi człowiek, który cieszy się mniejszym zaufaniem niż lider partii rządzącej, a innej przewodzi ćma obijająca się od jednego światełka w tunelu do drugiego. Doskonałą ilustracją zaistniałej sytuacji jest Komitet Obrony Demokracji, którego lider tak długo tkwił na stanowisku wodza, aż ruch całkowicie skompromitował, ośmieszył i zmarginalizował. Gdy ‚koderzy’ poszli wreszcie po rozum do głowy i pozbyli się szkodnika było już za późno — ruch praktycznie przestał się liczyć i nikt nie traktuje go poważnie. Czy PO pozbędzie się Schetyny, a Nowoczesna Petru? W każdym sondażu wyborcy jasno dają do zrozumienia, że obu panom bardzo dziękują i… nic. Działacze identycznie jak przed wyborami podążają za swoim liderami prosto ku kolejnej klęsce. Członkowie PO nie byli nawet w stanie wyciągnąć wniosków ze skoku poparcia po wizycie Tuska w Polsce. Niedobrze robi się od słuchania bredni, które wygadywali wtedy tłumacząc ten fenomen i teraz, gdy dołujące wyniki bagatelizują, „ciężko pracują” i „robią swoje”. Jak bardzo partia opozycyjna oderwana jest od rzeczywistości najlepiej świadczy afera reprywatyzacyjna. Z jednej strony G. Schetyna chodzi od stacji do stacji i pokrzykuje, że PiS nie ma prawa decydować co jest zgodne z konstytucją, bo od tego są sądy i trybunały. Jednocześnie wiceprzewodnicząca Platformy uznaje arbitralnie, że komisja sejmowa jest niekonstytucyjna, a skoro tak, to ona nie ma obowiązku stawiać się na jej wezwania. Tymczasem cała Polska dowiaduje się o kolejnych skandalach, szwindlach i przekrętach. I coraz trudniej uwierzyć, że prezydent Warszawy nic a nic o nich nie wiedziała. A nawet jeśli, to tym bardziej powinna zrezygnować za brak nadzoru.

Ewidentnie nawet wtedy, gdy towarzysze Schetyny wraz z nim wylądują na śmietniku historii, będą stać z rozdziawionymi ze zdziwienia ustami nie rozumiejąc, dlaczego program partii „odsuniemy PiS od władzy i zajmiemy jego miejsce” nie stał się programem narodu. Jeśli PO nie odcięła się od swojej wiceprzewodniczącej uwikłanej w aferę reprywatyzacyjną, to kto uwierzy, że po przejęciu władzy sprawie nie zostanie ukręcony łeb? Zwłaszcza, że PO pokazała co potrafi  nie stawiając przed Trybunałem Stanu nikogo, nie dopatrując się w samobójstwie p. Blidy niczego niezgodnego z prawem, nie znajdując żadnych nacisków w ministerstwie rolnictwa, demolując system emerytalny itp. itd.

Czy w Polsce jak Francji wyłoni się nowa siła, która zmiecie ze sceny zarówno partię rządzącą jak i opozycyjną?

Dodaj komentarz