Popamiętają nas!

Opasłe tomy poświęcano temu co wypada, a co nie. Jak należy ubrać się i zachowywać zależnie od miejsca i okoliczności. Na przykład udając się na proszony obiad należy stosownie ubrać się, a przy stole zachowywać przyzwoicie. Nie należy gadać z pełnymi ustami, bekać, puszczać gazów, mlaskać, siorbać i czkać. Z kolei podczas rozmowy nie porusza się pewnych tematów, nie opowiada o żonie, że okresy ma bolesne i obfite do tego stopnia że czasem jej po nogach cieknie, albo że mąż jest taka fleja, że wszystkie gacie mają żółte plamy z tyłu. Nie wypada także omawiać i eksponować niedociągnięć, potknięć gospodarzy.

Reguły wykuwały się przez wieki. Niektóre zasady porzucano, inne zaostrzano. Oczywiście w wiejskich chałupach, gdzie w jednej izbie gnieździło się kilka pokoleń, trudno było je kultywować i stosować na co dzień. Dlatego tworzyły się we dworach i dworkach, w tak zwanych wyższych sferach. To stamtąd szły wzorce, a ktoś, kto aspirował do miana człowieka kulturalnego i obytego musiał przestrzegać reguł. Szlachcie wpajano zasady od najmłodszych lat, a to sprawiało, że ludziom z zewnątrz, bez kindersztuby, trudno było wszystkie spamiętać, przyswoić i stosować. Zdarzało się, że ktoś nie wiedząc jak się w określonej sytuacji zachować zachowywał się niewłaściwie. Stąd wzięło się powiedzenie, że chłopu zawsze słoma z butów wylezie, bo prędzej czy później zdarzy się sytuacja, której nie sprosta. Oczywiście nie zawsze wyłaziła, a jeśli już, to niekoniecznie chłopu — szlachta potrafiła zachowywać się poniżej wszelkiej krytyki.

Rewolucja bolszewicka, a potem okupacja radziecka sprawiły, że hierarchia społeczna została wywrócona na nice. Pod niebiosa wychwalano kulturę ludową, krytykowano szlachtę i jej obyczaje, a to, co szlachta uważała za brak kultury uznano wręcz za cnotę. Mimo to pewne zasady pozostawały niezmienne, a rady i wskazówki zawarte w podręcznikach i poradnikach niewiele różniły się od przedwojennych. Zmieniło się tylko jedno — zniknął ostracyzm. W czasach szlacheckich etykieta „cham” i „prostak” praktycznie eliminowała z towarzystwa. Komuna to zmieniła tolerując, usprawiedliwiając, a czasem wręcz gloryfikując niestosowne zachowanie.

Jeszcze ostrzejsze zasady obowiązują w dyplomacji, podczas wizyt międzypaństwowych. Każdy przedstawiciel władzy ma obowiązek zapoznać się z protokołem dyplomatycznym i ściśle go przestrzegać. Gdy jedna ze stron nie potrafi się zachować, nie wie co ma robić, gdzie iść, druga dyskretnie ją wspomaga, jak chociażby podczas spotkania p. premier Kopacz z p. kanclerz Merkel. Przy czym wpadki naszej pani premier to nie tyle jej nieobycie ile wynik braku profesjonalizmu polskich służb dyplomatycznych, których obowiązkiem jest omówić i wyjaśnić każdy szczegół wizyty. Bowiem wizyta zagraniczna nie różni się niczym od występu scenicznego, jest opracowywana w najdrobniejszych szczegółach, każdy uczestnik ma do odegrania wyznaczoną rolę, ściśle określoną trasę i powinien wiedzieć co i kiedy ma zrobić, komu podać rękę, a kiedy poczekać aż jemu podadzą itd.

Pan prezydent Andrzej Duda udał się wraz z małżonką do Niemiec świętować stulecie niepodległości Polski. Dlaczego tam? Bo Putin nie zaprosił. W Niemczech pan prezydent powiedział, że  W imieniu własnym i moich rodaków wyrażam satysfakcję, że ważną dla nas rocznicę stulecia odrodzenia niepodległego państwa polskiego będą świętować z nami także nasi niemieccy sąsiedzi, niemieccy przyjaciele. Przy okazji, korzystając z satysfakcji, chciał pochwalić się osiągnięciami. Jednak trauma wywołana strasznymi wieściami jakie właśnie do p. prezydenta dotarły sprawiła, że nią w pierwszym rzędzie postanowił podzielić się z licznie zgromadzonymi niemieckimi sąsiadami i przyjaciółmi. Otóż pan prezydent dowiedział się, niewykluczone, że od samego dobrze poinformowanego szefa sejmowej Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka, że w polskim Sądzie Najwyższym zasiada obecnie kilkunastu sędziów, którzy byli członkami komunistycznego aparatu represji i że są sędziowie, którzy w latach stanu wojennego skazywali opozycjonistów na kary więzienia! I właśnie wtedy pan prezydent wreszcie zrozumiał! Wtedy zrozumiałem, dlaczego żadnego z komunistycznych zbrodniarzy w SN nie udało się skazać. W tej sytuacji konieczna stała się zmiana pokoleniowa w Sądzie Najwyższym i zastąpienie profesorów magistrami. Albowiem w wolnej Polsce magistrem i doktorem zostaje się dzięki ciężkiej pracy, a nie dzięki komunistycznym uczonym wykładającym na uczelniach. Nie mówię — mówił prezydent — że ci ludzie powinni być skazani, czy powinni podlegać represjom. Nie. Ale powinni odejść z wymiaru sprawiedliwości, powinni nie móc orzekać, powinni przejść na coś, co w Polsce nazywane jest stanem spoczynku, a co w gruncie rzeczy jest emeryturą, i temu m.in. służy ta reforma. W ten sposób p. prezydent zupełnie niechcący zadał kłam czynnikom partyjno-rządowym przekonującym, że reforma sądownictwa nie jest przeprowadzona w celu dokonania czystki kadrowej, lecz wyłącznie w celu usprawnienia pracy sądów.

Sędziwie to nie jedyny problem, z którym prezydent mierzył się ostatnio. Okazało się, że istnieje ścisły związek między dostępnością niektórych wyrobów przemysłowych a demokracją. Mam poczucie, że my w ramach Unii Europejskiej mamy niedosyt demokracji. Wielu ludzi zadaje sobie pytanie, dlaczego Unia zabrania tego, zabrania tamtego. Dlaczego na przykład w sklepie nie można w tej chwili kupić już zwykłej żarówki, można kupić tylko żarówkę energooszczędną? Nie wolno kupić, bo Unia zakazała. To są problemy, nad którymi zastanawiają się ludzie. Nie wiem, czy to przypadkiem nie jest jedna z przyczyn brexitu. Co będzie gdy prezydent się dowie i — czego wykluczyć przecież nie można — zrozumie dlaczego takie obostrzenia wprowadzono, wyjdzie na jaw przy okazji kolejnej wizyty zagranicznej.

Choć o polskich sędziach nie można nic dobrego powiedzieć, to z europejskimi wcale nie jest lepiej, co trzeba podkreślić z całą mocą. Wielce „znamienny” jest na przykład fakt, że ogłoszenie decyzji TSUE nastąpiło w piątek, akurat prawie w chwili rozpoczęcia ciszy wyborczej, tuż przed wyborami samorządowymi w Polsce. Dlatego mimo, iż TSUE wydał postanowienie, to Orzeczenie jest dla nas, dla polskiego rządu bardzo świeże i trwa jego analiza, prawnicy zgłębiają, co Trybunał postanowił. Na pewno w odpowiednim dla tego terminie zostaną podjęte przez polski rząd w tym zakresie właściwe decyzje – oznajmił prezydent RP. Zreformowanym prawnikom nie odróżniającym postanowienia od orzeczenia podjęcie właściwych decyzji nie nastręczy żadnej trudności.

Wiele napisano o tym, co wypada, a czego robić nie należy, jak się zachować stosownie do miejsca i okoliczności. Czy można jednak wyobrazić sobie poważnego przywódcę, który podczas niemal każdej wizyty zagranicznej żali się na rodzime instytucje i szkaluje ludzi pełniących odpowiedzialne funkcje w jego kraju? Zły to ptak, co własne gniazdo kala, oj zły…

Dodaj komentarz


komentarze 2

  1. Przeczytałam powyższe słowa z dużą przyjemnością. Wyważone, spokojne oceny, o które w naszej rzeczywistości tak trudno.

    I jak zawsze zadziwia mnie jak A.Dudzie udało się zrobić doktorat z prawa. Przecież to praca indywidualna, w której niezbędne są nie tylko wiedza prawnicza, ale logiczne myślenie, rozumienie nie tylko przepisu, ale i ducha praw. Przypuszczeń nieuprawnionych nie mogę napisać. Poza tym nie widzę w prezydencie jako doktorze żadnych przejawów inteligencji, wiedzy kindersztuby, nie mówiąc już o dyplomacji.

    Niektóre jego zachowania nie pasowałyby nawet na stanowisku sołtysa, gdzie dużych wymogów pewnych zasad nie stawia się. W rodzinie był wujek (taki trochę przyszywany, przyjaciel dorosłych, na którego dzieci mówiły wujku), który był attache wojskowym, a potem w innym kraju ambasadorem. Od zwykłych śmiertelników różnił się sposobem mówienia. Jeśli mowę ludzi porównać do sinusoidy, to jego mowa biegła w linii prostej, ale nie była drętwa a bardzo ciekawa. Mógł mówić o stołku i brzmiałoby to ciekawie. Dodam, że obecnie (i wcześniej) nie słyszałam nikogo z taką umiejętnością mówienia. A już Waszczykowski to samo nieszczęście.

    Umiejętność korzystania z widelca i przechwalenie się tym to takie typowe dla nuworyszów (nawet tych rodowodowych).

    Jako dykteryjkę rodzinną powiem, że kiedyś mój niesławny pradziad przyprowadził ślachcica w konkury do Mamy. Miesiąc był majowy, zalotnik miał na nogach buty z cholewami, z których wystawała słoma. Słoma miała chronić zimą przed odmrożeniem nóg, a latem przed ich obtarciem. Tak robili wszyscy niezbyt zamożni, których nie stać było na onuce. (mam nadzieję, że wiesz co to takiego? :-)/. Wbrew bajkom  o bogactwach, majątkach i krainie mlekiem i miodem płynącej, Polska po zaborach była krajem biednym i zrujnowanym gospodarczo.

    Jednym różnili się ludzie: kindersztuba była znana i bogatym i tym całkiem biednym. Oczywiście wyjątki się zdarzały, jak zawsze i jak wszędzie. W PRL też nie było tak źle, ale teraz chamy górą.

    Nigdy nie spotkałam się jako uczennica z taką sytuacją:  „To się mogło skończyć tragicznie. Na basenie w Kartuzach (woj. pomorskie) kompletnie pijany nauczyciel uczył dzieci pływania. Zaniepokojeni rodzice wezwali policję. Okazało się, że 45-latek miał 2,3 promila w wydychanym powietrzu!”