Pomyśl o dzieciach!

Środowiska postępowe mają na swym koncie porażające porażki. Na walce z hejtem poległy. Na walce z mową nienawiści poległy. Na walce z propagowaniem jednego z ustrojów totalitarnych — nazizmu — poległy. A były tak pewne zwycięstwa i wprowadzenia umiłowanej cenzury na (swo)ich warunkach. Nie udało się. Trzeba próbować dalej. Chwilę trwało zanim wymyśliły następny krok, ale jak już wymyśliły, to czapki z głów.

Wyborcza nie tak dawno ubolewała:

Kolejne organy państwa dostają prawo do blokowania treści w internecie. Pretekstem do ograniczania wolności słowa w sieci staje się ochrona przed oszustwami i troska o interesy fiskalne państwa.

Pretekstów nigdy dosyć uznały media postępowe i przypominały sobie, że pornografia doskonale nadaje się do wprowadzenia cenzury totalnej. Tym bardziej, że brak jednoznacznej definicji, więc można pod nią, niczym pod obrazę uczuć religijnych, podciągnąć wszystko. Według posła Niesiołowskiego na przykład Ryszard Kalisz był pornoministerem,  Aleksander Kwaśniewski pornoprezydentem, zaś razem stanowili parę pornogrubasów. Dlatego już kilka lat temu ugrupowanie ze wszech miar liberalne i niemal stuprocentowo tolerancyjne, które w nie dającej się przewidzieć przyszłości nie będzie klękać przed księdzem, postanowiło wydać bezpardonową walkę pornografii. Pięć lat później, w czerwcu 2018  roku „Zespół ds. Rozwiązywania Problemów Uzależnień wraz z Zespołem na rzecz Polityki i Kultury Prorodzinnej podpisały wspólne stanowisko o walce z porno-pandemią, ponieważ treści te niszczą ludzkie zdrowie”.* Dziennik „Nasz Dziennik” nie pozostawia żadnych wątpliwości. Konstytucja Rzeczpospolitej Polskiej jest do bani, należy ją zmienić, można ją lekceważyć. Nie trzeba także stosować się do tego, co w niej jest. Jenak to, czego w niej nie ma jest obligatoryjne. Dlatego

Stosując się do ujętych w Konstytucji gwarancji, ustawodawca ma obowiązek w jak największy możliwy sposób ograniczyć dostęp do pornografii.

Naszemu Dziennikowi wtóruje tygodnik „Polityka”, który także dostrzegł problem, co nie powinno dziwić, ponieważ dar widzenia niedostrzegalnych dotąd problemów objawia się nagle i od razu na dużą skalę. Ofiarą pornografii padają dzieci. Bo dzieci zawsze padają ofiarą. Niedawno padły ofiarą hazardu, ale problem udało się rozwiązać tworząc najpierw rejestr stron nielegalnych, a następnie blokując do nich dostęp.

Nie od dziś wiadomo, że jeśli dziecko oglądnie film, w którym trup ściele się gęsto, krew leje się strumieniami, zmarli wyłażą z grobów, to nic mu się nie stanie, a psychika nie dozna uszczerbku w najmniejszym stopniu. Podobnie sprawa ma się w przypadku gier, w których trzeba jeździć po pieszych na chodnikach, strzelać do wszystkiego co się rusza, mordować skrycie, palić, wysadzać, obcinać głowy mieczem i robić wiele innych rzeczy w celu zdobycia punktów, kredytów lub złota. Zupełnie inaczej ma się sprawa z dziećmi, które zamiast posiekanego ciała rozsmarowanego po ścianach zobaczyły goły organ, którym na co dzień posługują się same lub któreś z rodziców. Z tym, że pierś jako taka jest niegroźna, ponieważ tylko widok sutka, i to koniecznie kobiecego, wywiera destrukcyjny wpływ na psychikę malucha, nawet wtedy, gdy go ssie. Dlatego kobiety, w trosce o morale swoich rosnących pociech, coraz częściej decydują się karmić butelką.

Redakcja Polityki otwarcie przyznaje, że to z jej winy polskie dzieci oglądają pornografię:

Telefon na komunię, urodziny, Dzień Dziecka. Z dostępem do internetu. A potem parę kliknięć – i porno. Polskie dzieci oglądają to najczęściej w Europie. Zazwyczaj z własnych komórek. Z naszej winy.

Nie wiadomo co z krzakami nadrzecznymi i nadmorskimi, parkami i innymi miejscami gdzie czają się ekshibicjoniści i inni zboczeńcy. Temu problemowi próbował zaradzić minister Szyszko umożliwiając wycinanie krzaków i lasów, po których kryją się dewianci, ale jego starania nie zostały docenione.

Gdy kilka lat temu jak grzyby po deszczu zaczęły pojawiać się sklepy z dopalaczami, zamiast uregulować rynek, wprowadzić obostrzenia, klarowne zasady i kontrole, władza wolała łamiąc prawo zamykać sklepy i wprowadzać zakazy. Skutek? Dopalacze zaczynają zbierać tragiczne żniwo. Każdy bowiem, kto kiedykolwiek był dzieckiem, ale z tego wyrósł wie, że najbardziej kusi owoc zakazany. Skład wódki jest znany i kontrolowany. Wiadomo także jak postępować w przypadku zatrucia. Nie wiadomo co zażył dzieciak, który sam sobie przygotował miksturę w oparciu o znaleziony w sieci przepis, kupił coś od księdza lub od znajomego.

Dlaczego akurat teraz trzeba grzać propagandowo problem pornografii, urabiać społeczeństwo, budować poparcie dla ingerencji w wolność internetu? Odpowiedź daje kalendarz:
jesień 2018 r.: wybory samorządowe;
wiosna 2019 r.: wybory do europarlamentu;
jesień 2019 r.: wybory parlamentarne;
wiosna 2020: wybory prezydenckie.

Można zżymać się na media niechętne władzy, że bezmyślnie, ale z wielkim zapałem piłują gałąź na której siedzą. Co prawda władza już przygotowała sobie narzędzia umożliwiające blokadę dowolnej strony internetowej pod pretekstem „walki” o bezpieczeństwo narodowe narodu polskiego, z hazardem, wyłudzeniami VAT i tysiącem innych, ale teraz blokada powinna wreszcie trafić pod strzechy. Trzeba szybko wymyślić dobry powód.

Wiadomo, że największą propagandową siłę rażenia mają biedne, bezbronne dzieci. Nie przypadkiem hasło „Pomyśl o dzieciach” w polskiej Wikipedii nie istnieje. Ktoś mógłby zajrzeć, przeczytać i nie dać się nabrać na tani populizm. Odwoływanie się do dzieci to bowiem granie na emocjach, najprymitywniejszy emocjonalny szantaż, który jednak jest niebywale skuteczny, ponieważ wyłącza rozsądek. Dzięki temu można wprowadzić rozwiązania, na które nikt przy zdrowych zmysłach nigdy by się nie zgodził. Ale ponieważ „pomyślał o dziecku”…

Ksiądz
Pornografia czy nie pornografia, oto jest pytanie!
Zdjęcie: Izismile.com

Wydawać by się mogło, że żurnaliści zdają sobie sprawę, że w państwie takim jak Polska za jedno i to samo jeden tytuł zostanie surowo ukarany, a inny nie. Doskonałym przykładem jest TVN, które karane jest stosunkowo często i media Rydzyka, które nie są karane nigdy. Postępowe media chcą przekonać się na własnej skórze, które teksty i zdjęcia będą kwalifikowane do kategorii „pornografia” i blokowane? A może po prostu pismaki opanowały już niemal wszystkie media?

Władzę, szukającą pretekstu do założenia knebla, wspiera propagandowo „Nasz Dziennik”. Może sobie na to pozwolić, bo jemu włos z głowy nie spadnie i nadal będzie pisał co chce, jak chce i o czym chce. A „Polityka”? Resztki swobody stały się brzemieniem nie do zniesienia?


* Żeby z czymś walczyć nie trzeba zaprzątać sobie głowy badaniami i zawracać głowy uczonym. Wystarczy sobie coś ubzdurać. Żadne badania nie potwierdzą negatywnego wpływu pornografii na organizm człowieka. Są natomiast badania wykazujące powiązanie między grzaniem tematu przez media a zainteresowaniem nim także przez dzieci. Dziecko nie sięgnie po pornografię dopóki nie dowie się, że coś takiego istnieje, a gdy sięgnie, to niewiele z tego zrozumie. Większą szkodę wyrządza histeryczna reakcja dorosłych niż to, co zobaczyło.

Dodaj komentarz


komentarze 3

  1. Nie wszyscy wiedzą, że w okresie od jesieni do wiosny, oddziały psychiatryczne dla dzieci i młodzieży w szpitalach w całej Polsce przypominają oblężone twierdze. Dosłownie pękają w szwach. Brakuje w nich nie tylko wolnych łóżek w pokojach, ale też często nawet wolnych miejsc na podłodze, także na korytarzach. A są one na wagę złota, bo – jak mówią psychiatrzy – liczba młodych pacjentów potrzebujących natychmiastowej pomocy, będących często w stanie zagrożenia życia, jest ogromna.

    Czytaj więcej na http://mamdziecko.interia.pl/zdrowie/news-coraz-wiecej-dzieci-doswiadcza-kryzysow-psychicznych,nId,2589578#utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=firefox

      1. W rodzinach bałagan. Zasady, normy jeszcze nie tak dawno obowiązujące zniknęły. A nowe? – „Mam prawo” Najczęściej własne prawo, najczęściej źle pojmowanie czym jest prawo, jak kieruje życiem. A przy tym edukacja znikoma. O obowiązkach wobec siebie, rodziny, miejsca zamieszkania, państwa nikt nie myśli. Mam wrażenie, że wielu Polaków zachowuje się wobec własnego kraju, miasta jak okupant.
        A ci, którzy mogliby coś zmieniać są na „wewnętrznej emigracji”. Polityka ich nie interesuje. Wybory tym bardziej.