Po nas choćby potop

Solidarność. Przez małe ‚s’ to coś więcej niż wspólnota poglądów i dążeń. To także stawanie w obronie słabszych, krzywdzonych, prześladowanych. Solidarność przez duże ‚s’ to dziś przybudówka władzy, podobnie jak w stanie wojennym OPZZ. Związek zawodowy, którym nie warto zaprzątać sobie głowy. Bo choć dziś ma dużo do powiedzenia, to z historyczną Solidarnością z czasów minionych nie ma nic wspólnego poza nazwą.

Solidarność to rodzaj bezinteresownej miłości, umiejętność rezygnowania z własnych korzyści dla dobra innych. To rezygnacja jednej grupy społecznej z części przywilejów lub apanaży na rzecz innej. To także organizacja wieców lub strajków solidarnościowych w celu zasygnalizowania… solidarności ze słabszymi, mającymi mniejszą siłę przebicia.

Od dłuższego czasu w Polsce można zaobserwować postępującą znieczulicę i towarzyszący jej praktycznie całkowity zanik solidarności. Każdy szarpie w swoją stronę i poza czubkiem własnego nosa nie obchodzi go nikt i nic. Swój udział w tym ma władza umiejętnie podsycająca animozje z jednej strony, a z drugiej chełpiąca się gigantycznymi osiągnięciami. W tej sytuacji nie ma się o co szarpać, nie ma sensu rezygnować na rzecz innych, bo wszystkiego jest w bród, pieniędzy starczy dla wszystkich.

Czym, pomijając wszelkie inne aspekty, jeśli nie kompletnym brakiem solidarności i bezmyślną krótkowzrocznością jest wożenie śmieci do lasu lub wywalanie do rzeki z jednej strony i przymykanie na to oka przez władzę z drugiej? O prawie, które umożliwia i sankcjonuje tworzenie dzikich wysypisk i nie przewiduje żadnych sankcji za składowanie odpadów w nadmiarze i w miejscach niedozwolonych i postawie władz nawet wspominać nie warto.

Gorzów Wielkopolski
Gorzów Wielkopolski
po kilkudziesięciominutowej ulewie
(zrzut ekranu z TVN meteo)

Efekt cieplarniany przyspiesza, globalne ocieplenie sprawia, że coraz większe obszary przestają nadawać się do zamieszkania. Jednocześnie coraz gwałtowniejsze i coraz bardziej groźne stają się zjawiska atmosferyczne. Intensywne ulewy, burze, niszczycielskie wichury stają się codziennością. Nie tylko brakiem solidarności, ale totalną głupotą jest w tej sytuacji stawianie na paliwa kopalne. Mimo to energetykę węglową wspierają zarówno światowy Donald Tusk jak i zaściankowy Jarosław Kaczyński. Doraźne interesy grupki osób stawia się ponad interesem całej ludzkości i, w ostatecznym rozrachunku i niezbyt odległej perspektywie, swoim własnym.

Unia debatuje nad wielkością wieloletniego budżetu. Na razie zastanawia się nad propozycjami cięć w środkach na politykę spójności. Co na to polski rząd? Będzie przedstawiał kompromisowe propozycje, brał po uwagę wspólny interes całej Europy, sytuację poszczególnych krajów? Skąd! Jak rozkapryszone dziecko, które nie dostało cukierka oznajmia ustami krzywoustego premiera, że na pewno się na nie nie zgodzimy. Nie bo nie.

Taka postawa, doskonale sprawdzająca się w gospodarstwie, nie zdaje niestety egzaminu w kontaktach z sąsiadami. Krowa owszem, ma słuchać i robić co pan każe, a jak nadejdzie pora pozwolić się wydoić. Niestety, ani sąsiad, ani Unia to nie krowa.

Po przeforsowaniu bubla prawnego jakim jest zakaz handlu w niedziele przez Solidarność, instytucje państwowe skupiły się na karaniu. Tu bowiem od dawna prawo tworzy się nie po to, by rozwiązać jakiś problem, ułatwić, uregulować, lecz po to, by mieć za co karać. Sklep trzeba przed otwarciem przygotować, towary przywieźć, rozładować, poukładać. Skoro w niedzielę jest nieczynny należy to zrobić w poniedziałek przed otwarciem, żeby po otwarciu nie przypominał sklepu mięsnego z czasów minionych. To nie zrobi się samo. I to właśnie nie podoba się związkowi zawodowemu, mentalnie tkwiącemu w czasach komuny. Domaga się więc, by zakaz handlu, a w zasadzie zakaz świadczenia pracy na rzecz pracodawcy, obowiązywał od 22. w sobotę do 5. rano w poniedziałek. Jest to jak najbardziej zgodne ze związkowym rozumieniem takich pojęć jak wolny rynek, ekonomia czy rachunek ekonomiczny. Hilary Minc wygrał bitwę o handel, na Solidarność też można liczyć. A gdy już wygra kolejną bitwę o handel wysunie kilka postulatów żądając między innymi, by

  • Realizować pełne zaopatrzenie rynku wewnętrznego w artykuły żywnościowe, a eksportować tylko i wyłącznie nadwyżki.
  • Wprowadzić na mięso i przetwory kartki – bony żywnościowe (do czasu opanowania sytuacji na rynku).
  • Surowo karać spekulantów, czyli tych, którzy wbrew zakazom próbują handlować lub pracować.

Na pewno nie zażąda, by:

  • Wprowadzić zasady doboru kadry kierowniczej na zasadach kwalifikacji, a nie przynależności partyjnej, oraz znieść przywileje policji, służb specjalnych i aparatu partyjnego.
  • Poprawić warunki pracy służby zdrowia, co zapewni pełną opiekę medyczną osobom pracującym.
  • Zapewnić odpowiednią liczbę miejsc w żłobkach i przedszkolach dla dzieci kobiet pracujących.

Od czasu słynnych 21 postulatów prawdziwej Solidarności minęło 38 lat. Wydawało się, że już dawno zdezaktualizowały się i odeszły w zapomnienie. Jednak nowa Solidarność ewiedentnie nie wypadła sroce spod ogona. Powrót do korzeni jest spektakularny, a tamte postulaty w coraz większej liczbie znowu stają się aktualne.

Solidarność to empatia, podporządkowywanie swojego interesu interesowi zbiorowemu. Zgoda buduje, niezgoda rujnuje. Mimo to na pewno się na nie nie zgodzimy. A oni? Muszą?

Dodaj komentarz


komentarze 4

  1. A ja bym zgodziła się na proponowane przepisy przez s. Może wtedy obywatelom nie byłoby wszystko jedno, gdyby nie mogli kupić czegoś na śniadanie, na kaca poniedzielnego, itd. Przecież wszystkie strajki w PRL były przede wszystkim strajkami spowodowanymi przez braki w sklepach. Tak przy okazji doczepiono do nich inne żądania. Teraz wiele z tych żądań jest niespełnianych, a lud się cieszy. W moim bloku siedzi sobie na balkonach i puszki po napojach wyrzuca na trawnik. Panisko takie. Przyjdzie „pani sprzątająca” i pozbiera. I niech baba cieszy się, że w nią nikt nie celuje. Robotę ma? Ma i niech się cieszy!!

    W jednym się mylisz. Niedziele bez handlu to nie wymysł s, a panów brzuchatych, ubranych w stroje powłóczyste. S jest aktywna z ich inspiracji. Tacy wrażliwi, a nie przeszkadzają im sklepy z dewocjonaliami ustawowo mogące działać.

    Czy nie czas by „działacze” utrzymywali się ze składek? Czy nie czas odebrać im np. domy sanatoryjno-wczasowe, darowane S prawem kaduka? Potocznie prawo kaduka oznacza dziś działanie bezprawne. W Kołobrzegu otrzymali tak najlepiej położony dom sanatoryjno – wypoczynkowy. i ciągną kasę!! I nikt ich o nic nie pyta!!! ktoś darczyńców z sejmu pytał dlaczego ta „darowizna”? Ktoś miał wtedy coś przeciw?

    Nie przeszkadza im praca w niedzielę całej rzeszy kontrolujących. Ale może oni dostali dyspensę i grzechu nie mają?

    Pkt 9 Porozumień: Zagwarantować automatyczny wzrost płac równolegle do wzrostu cen i spadku wartości pieniądza.

    Związki nie upominały się o krzywdę emerytów, gdy w poprzednim roku niektórzy z nich dostali 7 zł miesięcznej dopłaty. I słusznie!!! Przecież najczęściej „mohery” i tak zagłosują na PIS.A może upominają się by chorzy nie musieli miesiącami czekać na dostanie się do lekarza specjalisty. Bo wymaganie bez terminu jak jeden szeregowy poseł miał, to już szczyt bezczelności.

    1. Złamana noga, skierowanie na rehabilitację. Najbliższy termin — październik.

      W ustawie wysmażonej przez PiS dla uczczenia 40 dni protestu niepełnosprawnych w sejmie zapisano „dostęp do rehabilitanta”. Z uzasadnienia:

      Projekt ustawy przewiduje zniesienie limitów finansowania świadczeń opieki zdrowotnej z zakresu rehabilitacji leczniczej udzielanych osobom posiadającym orzeczenie o znacznym stopniu niepełnosprawności w ramach umów zawieranych przez Narodowy Fundusz Zdrowia i finansowanych z jego budżetu. W tym celu proponuje się zmianę art. 136 ust. 2 ustawy o świadczeniach opieki zdrowotnej polegająca na dodaniu pkt 1a zawierającego regulację analogiczną do przepisu znoszącego limit finansowania świadczeń opieki zdrowotnej z zakresu leczenia i diagnostyki onkologicznej, tj. umożliwiającą zmiany umów zawartych przez NFZ ze świadczeniodawcami w zakresie kwot zobowiązań NFZ wobec tych świadczeniodawców z tytułu udzielania świadczeń opieki zdrowotnej.

      Jak to będzie wyglądało w praktyce powinna szczególnie uważnie śledzić orędowniczka tak zwanego współpłacenia, red. Joanna Solska, ponieważ właśnie tak to się będzie odbywać — NFZ sypnie groszem i nastąpi cudowne rozmnożenie i rehabilitantów i sprzętu do rehabilitacji. Tylko czy wtedy, po złamaniu nogi, na rehabilitacje trzeba będzie czekać do października czy do czerwca, tyle że 2023 r?

      1. Stawiam na 2023 rok !! Jeszcze za PO obowiązywała zasada u stomatologa, że na nową protezę (nowa raz na 5 lat) umawiało się w ciągu tygodnia. Gdy nastąpiła ‚dobra zmiana” to czas oczekiwania (zgodnie z nakazem) ma być 2 lata. Ale pani rejestratorka sugeruje, że już po roku będzie się obsługiwanym. W dodatku sami zadzwonią i zaproszą. Bo dentyści to grupa pracująca w swoich prywatnych przychodniach. Co będzie za parę lat, trudno przewidzieć.

        Według badań ponad 90% emerytów ma „zęby państwowe”. Nie dlatego, że z powodów jakiejś choroby wypadały, np. paradontozy, wypadku, ale na skutek dostępności do dentystów i leczenia. Nie pamiętam ile trzeba mieć utraconych zębów (5, ponad pięć) by zasłużyć na darmową protezę. Zresztą model leczenia polega na tym, aby zęby usuwać i już.

        Zamożni mogą sobie wstawiać implanty. Koszt tylko z własnego konta i drobiazg – jeden ząb to ok. trzech tysięcy złotych. Jest jeszcze przepis rodem z PRL, że leczenie – tu jasno opisane http://www.poradnikzdrowie.pl/sprawdz-sie/niezbednik-pacjenta/stomatolog-za-darmo-sprawdz-ktore-zeby-mozesz-leczyc-w-ramach-nfz_38311.html

        A podobno zdrowe zęby, to także zdrowy człowiek. To chyba bajki, co?

        1. Leczyłem zęby „za darmo”. Pewnie dlatego ostały mi się jeno cztery. Ostatnio pani „na NFZ” tłumaczyła mi, że ząb mnie boli, bo pod dziąsło dostaje się jedzenie. Gdy szczotkowanie nie pomagało poszedłem „prywatnie”. W zębie ziała taka dziura, że pan stomatolog zaproponował usunięcie.

          Jednak wbrew pozorom leczenie za niemałe pieniądze także niczego nie gwarantuje. Tyle, że „po odejściu od kasy reklamacji nie przyjmuje się”. A jeśli ząb po roku czy dwóch nadaje się do wyrwania, to żaden dentysta nie będzie świadczył przeciw koledze partaczowi. Dlatego chylę czoła przez Amerykanami i obcokrajowcami, którzy przyjeżdżają u nas leczyć zęby. Jak dobrze trafią to drugi raz już nie przyjadą, bo nie będzie czego leczyć.