Pirackie kalorie

Czynnik partyjno-rządowy wziął sobie do serca hasło „Obudź się Polsko”. Obudził się, wyjrzał przez okno i złapał się za głowę. – O boże! Tak dalej być nie może – zawrzasnął. Co go tak zbulwersowało? Dojrzał otóż problem otyłych dzieci. I przeczytał analizę Instytutu Żywności i Żywienia, z której wynika, że w ostatnich 30 latach liczba dzieci z nadwagą i otyłością w USA zwiększyła się trzykrotnie. A w Warszawie dziesięciokrotnie. Siedemdziesięciokilogramowa trzynastolatka czy stukilogramowy piętnastolatek to już powszechny widok. Na Zachodzie tuczące jedzenie złej jakości jest tanie, tyją więc najubożsi. W Polsce odwrotnie – dzieci z zamożnych rodzin, z dużych miast, jedynacy, zwłaszcza chłopcy. Problem z utrzymaniem wagi ma aż 27% spośród nich.

Czynnik partyjno-rządowy nie musi nic robić, żeby wiedzieć co zrobić. Lekko zaspany i półprzytomny raźno przystąpił do walki. Bo czynnik problemów nie rozwiązuje. Czynnik z problemami walczy. A ponieważ obowiązuje go zasada 3z+3k (czyli zabronić, zaostrzyć, zdelegalizować, karać, k…wa, karać!), to postanowił zdelegalizować otyłość. Za pomocą ustawy. Proste, eleganckie i zrozumiałe nawet dla członków i sympatyków partii. „W przedszkolach, szkołach podstawowych, gimnazjach oraz placówkach oświatowo-wychowawczych i opiekuńczo-wychowawczych zabrania się sprzedaży, podawania, reklamy i prezentacji żywności i napojów zawierających:
• więcej niż 1,25 g soli na 100 g produktu;
• więcej niż 1 g kwasów tłuszczowych trans na 100 g produktu;
• więcej niż 10 g cukrów prostych na 100 g produktu;
• więcej niż 0,5 g sodu na 100 g produktu;
• wzmacniacze smaku.”

Nielegalne byłyby także syntetyczne substancje słodzące. Ustawa nie precyzuje, czy karalne byłoby już samo posiadanie, czy tylko handel lub wymiana.

Podczas walki nie ma czasu na myślenie. Zresztą myślenie to proces żmudny, energochłonny, bolesny i w pracy parlamentarnej zbędny. Dlatego lepiej nie myśleć, że dzieci są źle odżywiane w domach, stołują się w McDonaldach, bo rodziców na to stać, piją słodkie, wysokokaloryczne napoje. Że więcej pożytku byłoby z ogólnopolskiej akcji uświadamiającej, wprowadzenia do szkół lekcji zasad prawidłowego odżywiania i uświadamiania skutków nieprawidłowego. Anna Łukaszewska, kierownik kliniki rehabilitacji pediatrycznej CZD zauważa, że rodzice otyłych dzieci to ludzie w większości zadbani, dobrze sytuowani, wykształceni, świadomi. Niełatwi partnerzy do współpracy. Na zajęcia dziecko  nierzadko przywozi i odwozi wynajęty kierowca. Niestety, kluczem do schudnięcia nie jest ta czy inna dieta, zakaz, nakaz, czy ustawa, tylko konsekwencja w utrzymaniu zdroworozsądkowych zasad i zmiana stylu życia całej rodziny. Przede wszystkim ruch, ale też unikanie sytuacji – stresu, lęku, nudy – w których człowiek, choć nie odczuwa głodu, to odczuwa potrzebę przekąszenia czegoś.

Z raportu Najwyższej Izby Kontroli wynika z jednej strony, że w 87% sklepików szkolnych oraz 75% automatów spożywczych na szkolnych korytarzach można kupić chipsy i słodkie napoje, zaś aż 33% szkół nie zapewnia uczniom możliwości zjedzenia obiadu. Z kolei sklepiki z produktami zdrowej żywności działają jedynie w 16% szkół. A samorządy cieszą się, że dochody z wynajmu powierzchni pod sklepiki wspomagają budżet szkoły. Z drugiej strony z raportu NIK o lekcjach wychowania fizycznego wynika, że w starszych klasach podstawówek na WF nie ćwiczy ok. 18% uczniów, w gimnazjach i liceach – nawet 30%, zaś 18% uczniów szkół ponadgimnazjalnych ma długoterminowe zwolnienie od lekarza. Dlaczego uczniowie lekcji WF unikają? Zniechęca ich sposób oceny „wyników” oraz nuda.

Żeby coś naprawdę zmienić, trzeba mieć wyobraźnię i podstawową wiedzę. Tyle, że ani jedno, ani drugie nie jest w cenie. Pomysłowi zakazu przyklaśnie każdy. Że nic to nie da? No to co? Będziemy walczyć dalej modląc się o zdrowie. Sto lat, sto lat…


Źródła:
Polityka, Dlaczego dzieci są otyłe
Gazeta Wyborcza, Szkoła uczy, a nie tuczy

Dodaj komentarz