Patrz przez różowe okulary i nie marudź

To, co dzieje się dzisiaj w naszej ojczyźnie, można określić jako wielka bieda. Wielka bieda, ale nie w rozumieniu tylko braku środków materialnych, bardzo niskiego poziomu życia znacznej części Polaków, tylko w rozumieniu szerszym. W rozumieniu, które odnosi się do kształtu naszego życia w bardzo różnych jego aspektach. — powiedział Jarosław Kaczyński na inauguracji sobotniego posiedzenia Rady Politycznej PiS. Za wielką biedę nie odpowiada partia opozycyjna, bo zadaniem partii opozycyjnej nie jest praca na rzecz bogactwa kogoś spoza partii, tylko bycie przeciw i torpedowanie prac rządu. Dlatego Jarosław za nic nie odpowiada, ale wszystko krytykuje. Jest w Polsce osoba, którą możemy nazwać ojcem tej biedy. Tą osobą jest Donald Tusk.

Te słowa nie mogły przejść bez echa. Publicyści rzucili się więc zagadywać złe wrażenie jakie wywarły na społeczeństwie. Pierwszy był Paweł Wimmer, który przekartkował pospiesznie rocznik statystyczny i wynotował te pozycje, które odnotowały wzrost. Z pośpiechu przegapił gigantyczny skok cywilizacyjny jaki dokonał się na kolei. Otóż w latach 2005-2007 liczba pociągów Pendolino będących na wyposażeniu kolei polskich wynosiła 0, a w latach 2008-2015 skoczyła do 20. Wzrost o 2000% (wynik podany w promilach wyglądałby jeszcze efektowniej).

Z (nomen omen) kolei dr Konrad Niklewicz — doradca PO RP, współpracownik Instytutu Obywatelskiego — udowodnił tezę, że potrzeba matką wynalazku. Jak pamiętamy ksiądz Tischner opisał trzy rodzaje prawdy, zaś Niklewicz na potrzeby propagandy wynalazł czwarty — częściowa prawda. „Częściowo prawda. Częściowo, bo jaki sens jest porównywać Polskę z np. Maltą?” Z czym porównywanie ma sens, żeby prawda nie była częściowa dr publicysta nie zdradza.

Głos w sprawie zabrał nawet Jan Radomski na blogu Liberté, który dokonał jeszcze jednego podziału. Podzielił mianowicie prawicę na rozsierdzoną i — pewnikiem — oświeconą, czyli obywatelską. Jeśli przyjąć, że PO to jeszcze prawica. Bo z tekstu to nie wynika. Można wręcz domniemywać, że już co najmniej socjaldemokracja, jak jej przewodniczący. Co prawda pompowanie kół i kupczenie stanowiskami to bardziej lewizna niż lewica, ale nie od razu Kraków zbudowano.

Niestety, rzeczywistość — choć zagłaskiwana i zaklinana — skrzeczy. Piasku do wazeliny nasypała w ostatnim numerze Polityki Joanna Solska, którą zdecydowanie lepiej czytać, niż słuchać. Pisze otóż pani redaktor, że nasi przedsiębiorcy za godzinę pracy płacą swoim pracownikom średnio 10,4 €. I to łącznie ze składkami. A na przykład greccy 20,3 €, angielscy 39,4 €, a niemieccy aż 42,6 €, przy średniej unijnej (obejmujacej także Polskę) 32 €. Ponadto z danych Eurostatu wynika coś zdumiewającego — stawka godzinowa w ostatnich dwóch latach wzrastała w Polsce zaledwie o 1 punkt procentowy, podczas gdy w całej Unii o 2 punkty procentowe. Oczywiście te dane, parafrazując Niklewicza, to częściowa prawda, bo jaki sens porównywać nasze zarobki z niemieckimi czy angielskimi, skoro lepiej wychodzimy na tle Litwy, Łotwy, Dratwy, Kutwy, Sitwy i Rybitwy?

W artykule Solskiej nie ma mowy o biedzie, jej ojcu Tusku i wujku Kaczyńskim. Miast tego pojawia się wniosek, że w przypadku polskich przedsiębiorców można już mówić o wyzysku. Otóż w Polsce w 2012 r. udział płac w produkcie krajowym brutto wynosił 46% i w ciągu ostatnich 10 lat zmniejszył się aż o 16 punktów procentowych. Bardziej pazerni od naszych są tylko pracodawcy na Litwie, Łotwie i Słowacji. Średnia unijna to 58%!

Mając przed oczami dane Eurostatu trudno oprzeć się wrażeniu, że nie prawica, jak chce Radomski, jest rozsierdzona tabelką Wimmera, lecz koalicję i jej apologetów przeraża rzeczywistość, więc starają się ją odmalowywać w jak najbardziej różowych barwach. Bowiem w Polsce ludzie pracują coraz intensywniej za coraz mniejsze pieniądze. Są w sytuacji przymusowej, zagrożeni redukcją, można się więc z nimi nie liczyć. – W ciągu ostatniego roku czas szukania pracy wydłużył się z 9 do 12 miesięcypisze Joanna Tyrowicz z NBP, autorka raportu o rynku pracy. Na każde pięć osób aktywnie poszukujących zatrudnienia jakąkolwiek ofertę otrzymuje zaledwie jedna!

Jan Radomski ma w połowie rację gdy pisze, że Dla prawicy ekonomia mogłaby nie istnieć. Podobnie jak Główny Urząd Statystyczny. W zupełności wystarczy, że Jarosław Kaczyński rozejrzy się wokół i stwierdzi, że w Polsce jest bieda. Druga połowa prawdy jest równie trywialna jak pierwsza: Dla pozostałych ekonomia także może nie istnieć. Podobnie jak Główny Urząd Statystyczny. W zupełności wystarczy, że Donald Tusk rozejrzy się wokół i stwierdzi, że Polska wykonała kolejny skok cywilizacyjny, a bieda stoi na wschodniej granicy i czeka aż władzę obejmie Kaczyński.

To wszystko składa się na nieciekawy obraz. I obala tezę, że dotacje unijne przekładają się na wzrost poziomu życia kogokolwiek, poza krewnymi, znajomymi i ustosunkowanymi. Z kolei działania rządu koncentrują się nie na pobudzaniu gospodarki i generowaniu miejsc pracy, ale na bezwzględnym fiskalizmie, pilnowaniu poparcia i łataniu dziurawego budżetu. Zero innowacyjności, zero nowych technologii, nauka i edukacja na żenująco niskim poziomie….

 

PS.
Daniel Passent zaprosił wczoraj do studia gości. Na początku rozmawiano na temat badania opinii publicznej. Jeden z gości mówił o metodologii badań. Na szczęście redaktor Passent nie poruszył problemów służby zdrowia, dlatego nie usłyszeliśmy o onkologii raka, stomatologii zęba czy zoologii owcy (przy omawianiu wzrostu plonów z hektara). Jednak trudno nie zadać sobie pytania: jeśli człowiek z wyższym wykształceniem, dziennikarz, nie rozumie znaczenia słów, którymi się posługuje, to jaką wartość i wiarygodność ma jego pisanina?

Dodaj komentarz