Jak nowy park maszynowy

Sklep mięsny

Powiadają, że historia lubi się powtarzać. Tyle, że przeważnie już jako farsa. W czasach minionych towarzysze sekretarze, zwłaszcza pierwsi, uwielbiali udawać się w różne miejsca z niezapowiedzianymi „gospodarskimi wizytami”. Z uwagi na to, że w sklepach mięsnych straszyły nagie haki… Kto dziś pamięta, że dawniej w sklepie mięsnym nie było lodówek, lad chłodniczych, a mięso i wędliny wisiały sobie na hakach przykręconych do ściany? Gdzieś od połowy lat siedemdziesiątych sklepy wpierw mięsne, a później także i ogólnospożywcze coraz częściej świeciły pustkami. Gdy jednak już coś „rzucili”, to świeże, prosto od krowy, świni lub z przetwórni. Nie zdarzało się powszechne dzisiaj, pakowane próżniowo cuchnące mięso.

Sklep bezmięsny

Towarzysz sekretarz zwykle udawał się z gospodarską wizytą w towarzystwie kamer telewizyjnych, więc nie wchodziło w grę przemawianie na tle pustej obory czy chlewika. Przed „niezapowiedzianą” wizytą zwożono do wizytowanej zagrody trzodę chlewną lub bydło rogate z okolicznych gospodarstw lub PGR-u. Dodatkowo wszystko pucowano, żeby towarzysz nie zbrukał sobie rączek i butów nie uświnił.

Żeby towarzysz Gierek nie pobrudził sobie dłoni, w PGR-ach myto szamponem krowy i świnie. Mieczysław Rakowski – wówczas członek władz PZPR – wspominał w swoim dzienniku, że do jednego z prywatnych gospodarstw, które zwiedzał Gierek, wstawiono na czas jego wizyty krowy z PGR-u.

Nieoficjalnie krążyło zdjęcie tow. Gierka stojącego obok świni podpisane: „Tow Gierek (po lewej) z gospodarską wizytą”. Trudno zrozumieć czemu miało służyć to pudrowanie rzeczywistości, pokazywanie pełnych zagród i chlewów, do których przecież mieszkaniec miasta nigdy nie zaglądał. Dniami i nocami wystawał za to pod pustymi sklepami i nie rozumiał, dlaczego chlewy są pełne, a mięsa nie ma. Zgodnie z popularną wówczas teorią nie było go, ponieważ uchodziło przez Świnoujście. Teoria miała jednak słabą stronę, nie wyjaśniała bowiem dlaczego brakowało także mięsa wieprzowego.

Towarzyszy sekretarzy dawno już nie ma, zmienił się ustrój, zmienił się handel, zmieniło się wszystko, poza jednym — mentalnością decydentów. Obecnie z gospodarskimi wizytami jeździ Mateusz Morawiecki, który premierem jest. Oczywiście dziś na nikim nie zrobi wrażenia pełny chlew, obora czy ferma kurza. Dziś nie trzeba przekonywać, że chłop może hodować zwierzęta i uprawiać rolę tylko dzięki wspaniałomyślności władzy, która zadbała nie tylko o nawozy, sznurek do snopowiązałki, ale także o wyprodukowanie odpowiedniej liczby traktorów oraz lemieszy do pługów. Trzeba starać się bardziej, trzeba przekonać lud pracujący miast i wsi na przykład, że każdego gospodarza stać na hurtowy zakup maszyn rolniczych dzięki światłej polityce rządu w ogóle, a premiera w szczególności. Przecież gdyby nie polityka gospodarcza rządu, to rolnicy nadal wykorzystywali by w gospodarstwach woły do orania, kosy do koszenia, świece do świecenia. Teraz jak rolnik wyjeżdża orać pole po dwudziestej trzeciej, po północy, bo taka jest pogoda, bo tak trzeba to ma do tego prawo! I to jest jego twierdza, to jest jego prawo!

Sklep bezmięsny

Oranie po dwudziestej trzeciej czy po północy to oczywiście nie jedyne prawo rolnika. To co robi u siebie, to co się dzieje u niego, to jest jego prawo. Prawo polskiego rolnika! To jest ta wolność, ta filozofia wolności dla polskiej wsi. Gdyby ktoś pomyślał, że towarzysz sekretarz nigdy takich bredni nie wygadywał, to ma do tego prawo. Weźmy afrykański pomór świń. Gdy PiS doszło do władzy ASF występował w dwu gminach na wschodzie. Po latach kosztującej krocie „walki” występuje na przeważającym obszarze Polski.  Można to prześledzić na interaktywnej mapie opublikowanej na stronie GIS-Expert, oraz na animacji obejmującej okres do 2019 roku. Dziś Mateusz Morawiecki, który jest premierem, deklaruje, że jeśli chodzi o ASF, to przeznaczamy najwyższą do tej pory, historyczną sumę pieniędzy. Ona może się dalej okazać za mała, ale będzie kilka razy większa, kilka razy większa niż dotychczasowe środki, które przeznaczaliśmy. Jeśli kilkakrotnie mniejszym kosztem udało się rozprowadzić ASF równomiernie po przeważającym obszarze kraju, to zwiększenie nakładów pozwoli zlikwidować pozostałe nieliczne białe plamy.

Pora przejść do uświęconej tradycji malowania trawy na zielono. Oto premier stojąc na tle ciągników bez tablic rejestracyjnych podziwia park. Pan rolnik, pan Andrzej Zakrzewski zbudował większe gospodarstwo. I chwała jemu, podziwiam naprawdę ten sprzęt ma, ten sprzęt, ten park maszynowy, to jest coś znakomitego. Pan rolnik zbudował imponujący park mimo, iż zakłady przetwórstwa zostały wyprzedane przed 2015 rokiem. W obce ręce. I często ten dzisiaj lokalny monopolista korzysta z tej wartości. Swojej. Ale niestety, za małą wartość płaci polskiemu rolnikowi. Będziemy starali się przebudowywać ten rynek, bo [uwaga!] jest wolny rynek! Działamy na wolnym rynku, ale nie chcemy lokalnych monopoli. Ja jeszcze dziś będę rozmawiał też z prezesem Urzędu Kontroli  Konkurencji i Konsumentów o tym właśnie temacie, o rynkach lokalnych, które mogą być zmonopolizowane, nie tylko cała Polska może być zmonopolizowana. To też są ważne problemy rolników. Jeśli ktoś nie zrozumiał, to należy wyjaśnić, że p. premier będzie rozmawiał z prezesem  UKKiK-u żeby lokalne monopole nie monopolizowały lokalnego rynku, ponieważ lokalny rynek może być zmonopolizowany, ale nie przez lokalne monopole.

Po rozprawieniu się z monopolami premier przystąpił do przesuwania kolejnych miliardów. Wiele wiele problemów, które w Polskim ładzie dla rolnictwa będziemy po kolei starali się rozwiązywać przesuwając kolejne miliardy złotych, i to jest moja obietnica, to jest moje zobowiązanie. Kolejne miliardy złotych na pomoc, wsparcie dla polskiego rolnictwa, które jest fundamentem bezpieczeństwa żywnościowego państwa. I właśnie dlatego będziemy dążyć w tym kierunku, żeby takie było polskie rolnictwo, taka była polska gospodarka, żeby duma rozpierała nasze serca z polskiego rolnictwa i to jest nasz cel, to jest nasz cel podstawowy.

Sklep bezmięsny

Słowa premiera brzmią pięknie i aż serce rośnie jak się ich słucha. Problem w tym, że premier chce, żeby „taka była polska gospodarka”. Taka, jak za Edwarda Gierka, czyli na pokaz. — A dla kogo ten wywiad — pytała Pelagia Smoleń w słynnym skeczu kabaretu Tey. — Dla telewidzów dziennika wieczornego. — O, to bez kozery powiem 500. Park maszynowy widniejący za plecami premiera był wypożyczony na potrzeby propagandy sukcesu. Przyznał to sam pan rolnik: Gros osób myślało, że ten sprzęt był mój. To była jednak tylko wystawka. Przywieźli je dealerzy, żeby rolnicy, którzy przybyli na miejsce, zobaczyli je i może kupili. Maszyny należące do pana rolnika ukryto, bo nosiły ślady użytkowania i źle komponowały się z śnieżnoniebieskawymi koszulami i krawatami premiera i towarzyszących mu osób.

Im bardziej towarzysze pudrowali rzeczywistość, im więcej świń widać było w kadrze, tym gorzej działo się w kraju. Jeśli premier posuwa się do takich sztuczek, to… Gowin może mieć rację, że sytuacja gospodarcza jest tragiczna.

 

PS.
Aktualizowane dane o postępach świńskiej epidemii można znaleźć na stronie Głównego Inspektoratu Weterynaryjnego.

Dodaj komentarz