Okazja! Nabijanie w butelkę tylko do końca lipca!

Powiadają, że errare humanum est. Oznacza to, że człowiek jest omylny i czasem się myli. Można spotkać ludzi, którzy uważają, że ten kto się myli nie jest omylny, lecz głupi. Oczywiście oni sami wcale nie są nieomylni i także popełniają błędy, jedynie się do nich nigdy nie przyznają. A pobłądzić jest łatwo, gdy próbuje się wieszczyć przyszłość nie wziąwszy pod uwagę wszystkich niuansów i aspektów zagadnienia.

Weźmy takie zdanie, które miało stanowić zapowiedź przyszłych wydarzeń: „Jak tylko znajdą sposób na takie upłynnienie akcji zgromadzonych w OFE by nie doprowadzić do krachu na giełdzie, to przystąpią do piątej reformy emerytalnej.” Nic bardziej mylnego. Żadnej piątej reformy emerytalnej nie będzie, bo OFE zostaną zlikwidowane za pomocą czwartej. Staje się to widoczne i oczywiste dopiero po zebraniu wszystkich faktów do tak zwanej kupy. Zwłaszcza, że według marcowych badań CBOS działalność ZUS źle ocenia 57% obywateli zaś OFE 40%. Z drugiej strony prawie 40% w ogóle nie ma pojęcia, jak działają Otwarte Fundusze Emerytalne. Młodzi po kolejnych reformach w ogóle przestali wierzyć w sens jakiegokolwiek oszczędzania i nie wybierają nawet funduszu, więc robi to (jeszcze) za nich państwo w drodze losowania. Przybliżmy więc w największym skrócie niuanse reform emerytalnych Tuska.

Składka emerytalna do niskich nie należy. Wynosi 19,52% wynagrodzenia brutto. Przy czym w przypadku płacy słowo brutto nie oznacza wszystkich dodatkowych kosztów, lecz tylko niektóre. Niemal drugie tyle obciążeń płaci pracodawca w tajemnicy przed pracownikiem. Dlatego rzeczywiste obciążenie płacy składkami na ZUS wynosi ponad 24%. Na początku składka miała być dzielona w proporcjach 7,3% do OFE, reszta do ZUS-u. Pierwsza wielka reforma Tuska zmieniła te proporcje. I tak do OFE trafiało 2,3% zaś 5% zapisywano na specjalnym subkoncie w ZUS-e. Ponieważ środki zgromadzone w OFE są z mocy ustawy dziedziczone, zapisy na subkoncie też oczywiście są. O czym mało kto pamięta i uwzględnia w testamencie.

Teraz kolejny raz zmieniono proporcje — 4,5% ma być zapisywane na subkoncie, a 2,8% przekazywane do OFE. Przy okazji rząd zabrał z OFE 51,5% zgromadzonych tam oszczędności. 121 mld zł zostało zapisane na subkontach w ZUS-ie jako zobowiązanie.

W tym miejscu nie od rzeczy będzie wyjaśnić sobie co rząd tak naprawdę zrobił. Otóż najpierw ustawodawca ustawowo zmusił OFE by inwestowały głównie w obligacje skarbu państwa. Rząd obligacje wyemitował i zobowiązał się, że po upływie określonego czasu te obligacje odkupi i wypłaci określony procent. Gdy OFE chcąc nie chcąc zgromadziły pokaźny portfel państwowych papierów dłużnych rząd stwierdził, że już go to nie bawi. Za pomocą ustawy zmusił OFE do oddania obligacji, po czym je podarł, wrzucił do pieca, spalił i otrzepawszy ręce polecił ZUS-owi, by na subkonta pracowników rozpisał wartość „umorzonych” właśnie obligacji. Oczywiście o żadnej rekompensacie nie ma mowy, a oprocentowanie przyjęto na oko.

Obecna „reforma” daje pozorny wybór. Po pierwsze składki nie będą już obowiązkowe. Osoby, którym do emerytury pozostało więcej niż 10 lat będą mogły wybrać, czy chcą pozostać w OFE i ZUS-ie czy przejść w całości do ZUS-u. Za tych, którym do emerytury pozostało 10 i mniej lat zadecydował ustawodawca. Nazywał to „suwakiem bezpieczeństwa”, który ma chronić zgromadzony kapitał przed zawirowaniami na rynkach finansowych w roku przejścia na emeryturę. Przy czym gdy niedoszły emeryt umrze to w przypadku wspólności majątkowej współmałżonek jest uprawniony do połowy środków zgromadzonych w OFE i zewidencjonowanych na subkoncie w ZUS. Po drugie w okresie od kwietnia do końca lipca każdy ma teoretycznie prawo zadecydować, czy chce pozostawić wszystko po staremu, czyli oszczędzać i w OFE i w ZUS-ie, czy chce wszystko przenieść do ZUS-u.

Wybór jest iluzoryczny z dwóch powodów. Po pierwsze pozostanie w OFE wymaga deklaracji, a przejście do ZUS-u nie. I wcale nie chodzi tu o lenistwo Polaków, którym się nie chce iść do urzędu. Likwidacja konta w OFE przez wielu członków stawia całe przedsięwzięcie pod dużym znakiem zapytania — ogołocone ze środków OFE po prostu będzie dysponowało zbyt małą gotówką, by móc sensownie inwestować. I w tym miejscu dochodzimy do clou rozważań, czyli do po drugie.

Otóż po drugie sens pozostanie w OFE będzie miało tylko wtedy, gdy zdecyduje się na to wiele osób. I na tym właśnie polegał mój błąd, o którym wspomniałem na początku. Rząd bowiem zabezpieczył się na tę okoliczność, a ja tego jednego z najważniejszych czynników nie uwzględniłem. Otóż żeby o czymś poinformować swoich członków trzeba mieć do tego prawo. A OFE ustawowo zakneblowano usta. Zakaz reklamy ma według rządu na celu wzmocnienie ochrony interesów ubezpieczonego po to, by dokonał możliwie najlepszego wyboru. W rzeczywistości jednak chodzi o uniemożliwienie przepływ informacji. Szef KNF nie pozostawia wątpliwości — działania stanowiące reklamę OFE objętą zakazem ustawowym „implikują ze strony organu nadzoru obligatoryjną reakcję w postaci nałożenia kary pieniężnej w wysokości od 1 mln zł do 3 mln zł”.

Czy to nie zdumiewające? W środku Europy jest kraj o gospodarce wolnorynkowej, w którym rząd, podobno liberalny, zakazuje prywatnym podmiotom reklamowania się! A OFE to przecież nie jedyna branża objęta zakazem reklamy. Aptekom też nie wolno się reklamować. Pikanterii sprawie dodaje fakt, iż rząd działa metodą faktów dokonanych marginalizując znaczenie Trybunału Konstytucyjnego. Bo wprawdzie prezydent ustawę podpisał, ale skierował do TK pytanie, czy jest ona na pewno zgodna z ustawą zasadniczą. Trybunał milczy.

O werdykt jednak możemy być spokojni. Jak wyjaśnił swego czasu prezes tej szacownej instytucji Marek Safjan konstytucja konstytucją, ale interes jest najważniejszy: [TK] Nie powinien też tracić z pola widzenia konsekwencji orzeczenia oraz jego wpływu na kondycję państwa, również tych konsekwencji, które przekładają się na stan równowagi budżetowej i finansów publicznych….

Dodaj komentarz