… ogłasza nabór na stanowiska: sales manager i sprzątaczka

Komuś, kto przeciwstawia się kaleczeniu języka trzeba dać odpór i kaleczyć nadal. Choć poza dodawaniem żeńskich końcówek do niektórych (bo przecież nie wszystkich) rzeczowników funkcjonujących tylko w rodzaju męskim niewiele się robi. Trudno także doszukać się większych różnic między Kongresem Kobiet a dowolną partią. Jedno i drugie służy do zaspakajania aspiracji określonej, dość wąskiej grupy członków czy działaczek i na tym w zasadzie się kończy.

Zostawmy końcówki, skoncentrujmy się na konkretach. Sztandarowym pomysłem, wcielanym w życie w całej niemal Europie, jest parytet. Starsi pamiętają podobny system wprowadzony przez komunistów — punkty za pochodzenie. Jak to działało? Wyobraźmy sobie, że o indeks ubiegają się dwie osoby. Jedna pochodzi z rodziny robotniczej lub chłopskiej. Druga należy do grupy społecznej, która jako jedyna w tych czasach pracowała, czyli inteligencji pracującej. Pierwsza osoba nie zdaje egzaminu, druga zdaje. Jeśli na danym kierunku obowiązują limity przyjęć (a obowiązywały niemal na wszystkich), to pierwsza zostaje przyjęta, a druga nie. Ponieważ gdy pierwszej do punktów za egzamin wstępny dodano punkty za pochodzenie, to ich suma przewyższyła liczbę punktów zdobytych za sam egzamin.

Na podobnej zasadzie działa parytet. Z tą różnicą, że gdy system punktowy obejmował wszystkich kandydatów na studia, to parytet skupia się na wybranych, dobrze wykształconych kobietach. Spójrzmy na oficjalne dane. Żeby nie sięgać zbyt daleko w przeszłość zerknijmy na dane począwszy od roku 2009, czyli roku w którym został powołany do życia Kongres Kobiet. Przez trzy lata, do roku 2012, bezrobocie kształtowało się następująco (pierwsza liczba to procent bezrobotnych kobiet, druga mężczyzn): 8,8% / 8,2%; 9,9% / 8,9%, 10,8% / 8,9%, 11,1% / 9,3%. Jak widać w roku powstania kongresu liczba bezrobotnych kobiet i mężczyzn niemal się zrównała (różnica 0,6%). Potem różnica sukcesywnie rosła, by w 2012 roku osiągnąć 1,8%.

Oczywiście nie można za tę sytuację obarczać winą Kongresu Kobiet. Widać jednak wyraźnie, że żeńskie końcówki pozostającym bez pracy paniom pomogły jak umarłemu kadzidło. Z kolei parytet jak wiadomo dotyczy tylko miejsc przy korycie — w radach nadzorczych i zarządach spółek, w parlamencie, we władzach. O parytecie w przedsiębiorstwach mowy nie ma. A z punktu widzenia bezrobotnej matki, dla której nie ma pracy, tylko przymus przyjmowania tej samej liczby kobiet i mężczyzn jest w stanie zmienić nieciekawą sytuację, w której się znalazła. I to w sytuacji, gdy wyższe wykształcenie posiadało (dane za II kwartał 2013 roku) 6,2% kobiet i tylko 4,1% mężczyzn. Zestawiając te dane trudno nie zauważyć, że na rynku pracy kobiety mają przechlapane. I kaleczenie języka oraz parcie na stołki działaczek Kongresu Kobiet nic na lepsze nie zmieniło.

Właśnie, najlepszym przykładem urzędowego bicia piany jest tutaj Małgorzata Fuszara, która w gabinecie cieni Kongresu Kobiet była ministrem do spraw równości płci i przeciwdziałania dyskryminacji. Po posadzeniu przez Donalda Tuska na stolcu Pełnomocniczki Rządu do spraw Równego Traktowania pełnomocniczka rządu do spraw równego traktowania porzuciła równe traktowanie i do tej pory nie ratyfikowaną konwencję o zapobieganiu przemocy wobec kobiet i przemocy w rodzinie i zajęła się dodawaniem żeńskich końcówek do kodeksu karnego i innych aktów prawnych, o czym poinformowała w opublikowanym przez Rzeczpospolitą wywiadzie. Dzięki tej szlachetnej inicjatywie w Kodeksie karnym oprócz sprawców pojawią się sprawczynie i inne elementa.

W tym miejscu należy odnotować pokryty Piano cykl Gazety Wyborczej adresowany wyłącznie do prenumeratorów pod wspólnym tytułem Ile razy kobieta ma dostać w twarz, nim powie „dość”? Biznesplan zakłada, że jak kobieta oberwie, to zmięknie i zapłaci abonament. Jeśli bowiem da się zarabiać na opisywaniu cudzego cierpienia i krzywd, to trzeba to robić bez wahania. Tutaj trzeba uczciwie wyeksponować dodatni aspekt starań pełnomocnik Fuszary. Otóż gdy któraś kobieta nie wytrzyma sprawiedliwości polegającej na tym, że ona nocuje pod mostem, a kat w mieszkaniu z którego ją wygonił, i kata zakatuje, to w kodeksie karnym znajdzie dedykowany sobie paragraf. I odsiadując wieloletni wyrok będzie z wdzięcznością wspominać p. pełnomocniczkę, dzięki której siedzi jako zabójczyni ewentualnie morderczyni, a nie jak inne kobiety skazane wcześniej jako zabójca ewentualnie morderca.

Co ciekawe trend z wpychaniem kobiet do różnych rad i zarządów jest ogólnoeuropejski. I problem wyższego bezrobocia wśród kobiet niż wśród mężczyzn także. Według GUS-u w 2011 wskaźnik zatrudnienia kobiet wynosił 60,6% podczas gdy mężczyzn 70,1%. Różnica między resztą Europy a Polską jest taka, że tylko w Polsce eksponowane są podziały ze względu na płeć. Cała Europa, może jeszcze poza Białorusią i Rosją, raczej stara się je zacierać. Chociażby po to, by nie tworzyć osobnych stanowisk dla magazyniera i magazynierki, kelnera i kelnerki, sprzedawcy i sprzedawczyni. Choć przecież są zajęcia typowo męskie, do których kobiety nie garną się chętnie, jak sprzedawczyk, kapuś, kanar czy narcyz…

Dodaj komentarz