Odwracanie kota ogonem czyli łapać wichrzyciela

Gdy ‚Nie’ Urbana ujawniło zapis fikcyjnej rozmowy p. premiera z towarzyszącymi mu towarzyszami podczas meczu, pan premier pozwał pana Urbana ponieważ W ocenie powoda cała treść artykułu oraz jego kontekst miały poniżyć go w oczach opinii publicznej i wywołać przekonanie, że premier sprawujący władzę w Polsce jest osobą pozbawioną zasad etycznych. Wynika z tego, że lektura zapisu rozmowy w tygodniku może w ludziach małej wiary wywołać przekonanie, że premier sprawujący władzę w Polsce jest osobą pozbawioną zasad etycznych. A to jest nieprawdą, co prawomocnie wykaże sąd w imieniu Rzeczpospolitej. Co prawda w następnym numerze poinformowano, że to był nie najwyższych lotów żart primaaprilisowy, ale wiadomo, że raz powołane przekonanie trudno odwołać. Co charakterystyczne przy okazji tej sprawy, jak przy każdej okazji przykrócania cugli, pojawia się pojęcie granic. Tym razem satyry. I według tych, którzy owe granice widzą, tygodnik Urbana owe granice przekroczył.

Jeszcze odroczony do jutra proces dobrze się nie zaczął, a mamy — tym razem prawdziwy — zapis potwierdzający tezę postawioną w pozwie, że premier sprawujący władzę w Polsce nie jest osobą pozbawioną zasad etycznych. Dowodzi tego fakt deliberowania na temat nazwiska (Ja nie mam pojęcia, kim jest pan Majcher, chociaż nazwisko dość znaczące, powiedziałbym, semantycznie.) A gdy na dokładkę okazało się, że człowiek noszący znaczące semantycznie nazwisko to kolega Radosława Sikorskiego z PiS-u, pan premier zawrzał słusznym, ale całkowicie zgodnym z zasadami, bo świętym oburzeniem (Pisior […] Na mój nos, on nie będzie długo dyrektorem gabinetu. Na pewno będę musiał usłyszeć bardzo szczegółowe uzasadnienie, wyjaśnienie i trudno mi sobie wyobrazić, po tym co powiedzieliście, żeby ono było przekonujące.) Dla porządku odnotujmy, że minister MSW w rządzie Donalda Tuska Bartłomiej Sienkiewicz, który zatrudnił Pisiora z nazwiskiem nie widzi powodów do zwolnienia go. A prominentny polityk PiS-u, czyli Pisior Piotr Woźniak, w latach 2005–2007 będący ministrem gospodarki w rządach Kazimierza Marcinkiewicza i Jarosława Kaczyńskiego, od 2011 pełni funkcje wiceministra środowiska i Głównego Geologa Kraju. W tej sytuacji o tym, że nos premiera nic nie miał przeciw powołaniu na stanowisko ministra spraw zewnętrznych byłego pisowskiego ministra obrony nawet nie warto wspominać.

Gdy parlando premiera wyciekło do mediów odezwały się oburzone tuzy polityki polskiej. Kazimierz Marcinkiewicz ujawnił, że każdy premier gada, byle gadać, a nie po to, żeby coś z sensem powiedzieć, a potem słowa dotrzymać. — Każdy premier to przechodził i każdy reaguje tak samo, mówi „Tak, tak chłopaki, wyczyścimy, nie ma sprawy”. Potem jedzie i to zostawia. To jest taka procedura. A jak wiadomo w Polsce procedura to rzecz święta. Zdaniem ekspremiera ci, którzy nagrali premiera w takiej sytuacji, to „łajdacy polityczni”. Zgrabne odwrócenia kota ogonem. Zauważmy bowiem mimochodem, że ktoś, kto myśli co mówi, a nie odwrotnie, nie musi obawiać się niczego. Zaś ktoś, kto pozywa gazetę za zmyślone „polityczne łajdactwo” powinien tym bardziej ważyć słowa, żeby się nie skompromitować i nie ośmieszyć pozwu.

W ten sam ton, co Marcinkiewicz, uderza także nie kto inny, jak sam Józef Oleksy, który po pijaku do ukrytego mikrofonu rozprawiał o swoich kolegach partyjnych (Usiedliśmy, nie minęły trzy minuty, a już [Kwaśniewski] o Leszku [Millerze] mówił. Jaki ch…, jaki zawzięty, a jaki nieuczciwy, a jaki cyniczny). Zaiste godny to obrońca i niewątpliwie przekonywujący. Ale chyba nie do końca, skoro z ostatniego sondażu TNS Polska wynika, że premiera Donalda Tuska aż 72% respondentów ocenia negatywnie, a tylko 19% pozytywnie. Dla porównania w sierpniu 2011 roku, tuż przed wyborami, 53% ankietowanych wypowiadało się źle, a 36% dobrze o wypełnianiu przez Tuska obowiązków.

Tak już się u nas utarło, że nie ten winny, którego nagrano, ale ten, kto nagrywał. Aż dziw, że prokurator nie wsadza funkcjonariuszy podsłuchujących bandytów. Zgodnie z logiką powinien. Czy to nie dziwne, że gdy zostanie nagrany przestępca, to wszczyna się postępowanie przeciwko niemu, a gdy zostanie nagrany polityk, to wszczyna się postępowanie w celu wykrycia nagrywającego? Czy takie stawianie sprawy na głowie nie służy całkowitemu zwolnieniu polityków z odpowiedzialności za słowa? I szerzej — czy oskarżanie na przykład dziennikarza o pomówienie bez badania, czy to, co opisał jest prawdą nie stawia polityków, władzy, ponad prawem?

Na szczęście nie wszędzie występuje brak zasad etycznych. Są takie instytucje, w których panuje ich nadmiar. Dlatego arcybiskup Hoser odrzucił odwołanie księdza Lemańskiego. Ze względu na atmosferę. Bowiem atmosfera buntu i pogardy wobec władzy kościelnej, którą zaszczepił Ksiądz w swych wiernych, potwierdzają słuszność podjętych decyzji. W ten sposób, niejako przy okazji, kolejny raz udało się wykazać szkodliwość szczepień…

Dodaj komentarz