Odbudowa zdrowia Polaków

Naturalna kolej rzeczy jest następująca: najpierw zamawia się usługę, potem za nią płaci. Oczywiście na całym świecie znane i stosowane są tak zwane przedpłaty względnie przedsprzedaż, czyli po polsku preorder. Tyle, że jest to działanie ekstraordynaryjne, stosowane rzadko, przeważnie wtedy, gdy towar lub usługa cieszy się ogromnym zainteresowaniem. Inaczej jest w gospodarce niedoboru. Tam w przedsprzedaży można od biedy kupić bilety do kina, zaś przedpłaty to często jedyny sposób wejścia w posiadanie w ciągu kilku miesięcy, a bywało, że lat, deficytowego dobra. Specyficznym rodzajem przedpłat była stosowana w rolnictwie kontraktacja, która obejmowała wszystkie płody rolne ze szczególnym uwzględnieniem trzody chlewnej i bydła rogatego. Im bardziej władza rozwijała i unowocześniała zasady kontraktacji, tym mniej produktów spożywczych było na sklepowych półkach, zaś w sklepach tworzyły się gigantyczne kolejki.

Rząd Buzka przygotował cztery wielkie reformy. Niestety, wkrótce potem suweren oddał władzę neobolszewikom, którzy w pierwszym rzędzie rozmontowali reformę służby zdrowia tworząc system działający w oparciu o wzięte wprost z realnego socjalizmu rozwiązania, które nie działały nigdy i nigdzie — kontraktację świadczeń zdrowotnych. Pieniędzy jest ciągle za mało, ciągle brakuje na wszystko, choć mowa o ponad stu miliardach złotych (w tym roku to 101.530.071.000 zł), bo system to swoista studnia bez dna. Państwowy, obracający miliardami monopolista-płatnik, działa w oparciu o niejasne kryteria i praktycznie poza wszelką kontrolą. Nie wiadomo ani na jakich zasadach zawiera kontrakty, ani w oparciu o jakie kryteria, ani dlaczego z jednymi podpisuje, a z innymi nie. Z kolei nikt, łącznie z jasnowidzami, nie jest w stanie przewidzieć ile osób zachoruje i na co. Mimo to już bez mała dwadzieścia lat urzędnicy kontaktują usługi zdrowotne płacąc wzięte z sufitu stawki. Skutek jest taki, że jedne schorzenia są kontraktowane w nadmiarze, innych jest za mało, jedne są niedoszacowane, inne przeszacowane.

W realnym socjalizmie skutkiem księżycowej gospodarki były nie tylko gigantyczne kolejki, ale również zdarzające się co jakiś czas „klęski urodzaju”, gdy plony były obfite i żywności nagle było więcej niż zakontraktowano. W normalnych warunkach zwiększona podaż powoduje spadek cen. Nie w realnym socjalizmie i ochronie zdrowia. Tu zwiększone zapotrzebowanie na usługi, które placówki medyczne muszą zaspokajać pod groźbą kar, to tak zwane „nadwykonania”, za które NFZ płaci niechętnie albo wcale. W efekcie szpitale toną w długach, co na nikim oczywiście nie robi żadnego wrażenia.

Z powodu epidemii wiele szpitali przekształcono w tak zwane „szpitale jednoimienne” uniemożliwiając tym samym prowadzenie dotychczasowej działalności. NFZ za zakontraktowane usługi płaci z góry. I oto nagle jakiś urzędnik przejrzał na oczy i dostrzegł, że choć Fundusz zapłacił, to szpital nie wykonał. Co prawda w znowelizowanej ustawie przyjęto, że umowy o udzielanie świadczeń opieki zdrowotnej zawarte ze szpitalami włączonymi „do poszczególnych poziomów systemu zabezpieczenia” są przedłużone do 31 grudnia 2021 r., to nie przeszkadza to wystawiać wezwań do zapłaty opiewających na wielomilionowe kwoty.

Wezwania do zapłaty na dziesiątki milionów złotych otrzymują od Narodowego Funduszu Zdrowia szpitale w całym kraju. Chodzi o zwrot za niewywiązanie się z niektórych zabiegów, choć nie mogły być wykonywane z powodu pandemii. – Nie stać nas na zwrot pieniędzy, tym bardziej że minister zdrowia sam zalecał wstrzymywanie zabiegów planowych – przekonują szefowie tych lecznic.

Kilka tygodni temu Platforma Obywatelska na krótką chwilę ocknęła się z letargu i przedstawiła „receptę na zdrowie”. Recepta sprowadzała się do wytypowania limitowanej liczby szpitali, w których zostaną zniesione limity przyjęć. Dziś rzecznik resortu zdrowia Wojciech Andrusiewicz przedstawił tę receptę jako propozycję ministra zdrowia, która nie została dotąd przedłożona, ponieważ szalała epidemia, ale niebawem przestanie, więc zostanie. W najbliższych dniach usłyszycie państwo o, w końcu będziemy mogli ogłosić program profilaktyki dla osób 40+, bo covid niestety odebrał nam możliwość przeprowadzenia tej diagnostyki, czyli odbudowy zdrowia Polaków. To, co mini ster Niedzielski zapowiadał od dłuższego czasu i niestety, na co wpłynęła trzecia fala epidemii tamując nam możliwość wyjścia z tym projektem, w niedługim czasie zachcemy ten projekt uruchomić, czyli odbudowę zdrowia Polaków, czyli między innymi odlimitowanie wizyt u specjalistów tak, żeby każdy chętny mógł pójść do specjalisty i za każdego chętnego, który do tego specjalisty się zgłosi przychodnia specjalistyczna miała płacone. Uruchomiliśmy sieć kardiologiczną, uruchamiamy sieć kardiologiczną, uruchomiliśmy sieć onkologiczną. To wszystko czynimy pod tym kątem żeby odbudować zdrowie Polaków. Co to oznacza? Jeszcze większy bałagan, ponieważ z jednej strony NFZ będzie kontraktował świadczenia płacąc za nie z góry, a z drugiej ma płacić za nie na bieżąco.

Niestety samo finansowanie nie rozwiąże problemu, ponieważ specjalistów jest jak na lekarstwo. W wielu placówkach przyjmują raptem przez kilka godzin raz w tygodniu. Na szczęście dla rządzących ciemny lud nawet nierealne obietnice  kupi.

Dodaj komentarz