Ochrona (i kara)

Prezydent Bronisław Komorowski 30 lipca podpisał ustawę o ochronie Znaku Polski Walczącej. Ustawa zgodna jest z linią i programem partii, które zasadzają się na trzech solidnych, zdublowanych filarach, które skrótowo można zapisać jako 3z + 3k — zaostrzyć, zakazać, zdelegalizować i karać, k…wa, karać! Tak więc w ustawie zapisano, że Kto publicznie znieważa Znak Polski Walczącej, podlega karze grzywny. Oprócz tego ustawa głosi, że Otaczanie Znaku Polski Walczącej czcią i szacunkiem jest prawem i obowiązkiem każdego obywatela Rzeczypospolitej Polskiej. Można domniemywać, że ani malowanie na znaku swastyki, czyli azjatyckiego symbolu szczęścia, ani organizowanie pod nią wiecu, na którym zebrani pozdrawiają się charakterystycznym gestem nie będzie traktowane jako zniewaga. Ponieważ symbole dzielą się na takie, które trzeba czcić pod karą grzywny, które można czcić i które można lekceważyć, a nawet postponować.

Nawiasem mówiąc szacunek, to jest coś, na co trzeba zasłużyć, aby móc się nim cieszyć. W minionym ustroju szanować trzeba było nie tylko symbole, postaci, organy państwowe, ale i czynniki partyjno-rządowe. W hitlerowskich Niemczech czy stalinowskiej Rosji także symbole były pod szczególną ochroną. Powoli, małymi kroczkami władza zatacza koło, a jedyna zmiana polega na zastąpieniu jednych drugimi.

Na szczęście polski wymiar sprawiedliwości daje gwarancję, że będzie wesoło. Przypomnijmy sobie akcję zorganizowaną w marcu 2010 r. podczas Dnia Walki z Rasizmem. Dotyczyła walki z handlem emblematami i materiałami faszystowskimi na portalu aukcyjnym Allegro. Elementem akcji był rysunek z napisem: „Nazistowskim gadżetom mówimy nie. STOP AϟϟEGRO. Sąd pierwszej instancji uznał, że Zmodyfikowane logo było nadmierną ekspresją wyrazu, zbyt ostrą i nieuzasadnioną działaniami portalu; taka modyfikacja mogła sugerować, że Allegro szerzy faszyzm. A przecież gołym okiem widać że nie szerzy, tylko zarabia na handlu faszystowskimi gadżetami. Trzeba to z całą mocą podkreślić, bo w Kodeksie karnym mowa o promocji i propagowaniu. Handel nie jest ani propagowaniem, ani promowaniem. Chyba, że sąd postanowi inaczej. Sąd drugiej instancji uznał więc, że nie sposób uznać, by działania pozwanych miały na celu przypisanie powodowi działalności faszystowskiej lub jej popierania. To było tylko potępianie tolerowania obrotu przedmiotami neofaszystowskimi — tłumaczył sędzia.

Tak wygląda w praktyce prawo, które opiera się na interpretacji intencji. Sąd musi rozważyć, czy robiąc to czy tamto oskarżony promował, propagował, chciał lub miał zamiar, czy wręcz przeciwnie — potępiał i protestował.

Zostawmy jednak te rozważania i odnotujmy inne, nie mniej ważne wydarzenie*. Oto dr Kent Brantly zaraził się ebolą w Afryce. Przewieziony do Stanów Zjednoczonych w szpitalu uniwersytetu Emory otrzymał eksperymentalną szczepionkę i wyzdrowiał. Na konferencji prasowej uśmiechnięty oznajmi, że cieszy się, że żyje i że — uwaga! — Bóg ocalił mu życie w odpowiedzi na tysiące modlitw. Ponieważ ebola w Afryce zbiera śmiertelne żniwo domniemywać należy, że nikomu na tych ludziach nie zależy, nikt się nie o nich nie modli, więc i Bóg nie widzi potrzeby by kogoś od śmieci chronić. Nawet dzieci. W końcu są już poczęte. Albo w ogóle nic o sprawie nie wie zajęty ratowaniem doktorów.

Należałoby zapytać po co p. dr do Afryki pojechał i co tam robił? Podawał tubylcom boga w pigułce? Odprawiał egzorcyzmy? Nakładał ręce? Próbował wskrzeszać zmarłych (dotykanie zmarłych to jeden z nielicznych sposobów zarażenia się tą chorobą)? Z drugiej strony gdyby nie zaraził się, to i nie miał by za co bogu dziękować…

I już zupełnie na koniec odnotujmy dla porządku, że arcybiskup skazał księdza Lemańskiego na zdjęcie sutanny. Ksiądz Lemański protestuje. Bez powłóczystej szaty sięgającej kostek w kolorze żałobnym czuje się nagi i bezbronny. W takim stanie nie jest w stanie służyć. Będzie się odwoływał. Dobrze poinformowane źródła twierdzą jednak, że żaden bóg w sprawie księdza Lemańskiego nie kiwnie palcem i nie ukaże się arcybiskupowi we śnie.

 

PS.
Redakcja portalu opinii krytyki pod swoim adresem nie toleruje. Dlatego moje wpisy przestały być prezentowane na stronie głównej.

Dodaj komentarz