Obrończyni przestępczyni

W czasach minionych nie było wiadomości w telewizji. Był Dziennik Telewizyjny. W Dzienniku prezentowano rzeczywistość alternatywną. Gdy w sklepach brakowało wszystkiego, z Dziennika dowiadywaliśmy się, że produkcja rośnie, fabryka w miejscowości Fabrykowo Produkcyjne przekroczyła plan, a załoga zakładu w Zakładowie Dolnym podjęła zobowiązanie w związku ze Świętem pracy, 22 Lipca, rocznicą Rewolucji Październikowej czy kolejnym zjazdem Partii, że przepracuje dodatkową dniówkę i wykona plan w 112%. Ponieważ, co może już mało kto pamięta, wszystko w PRL-u było zaplanowane. Od produkcji wagonów po konserwę turystyczną.

Nie dało się żyjąc i żywiąc w sklepach spożywczych należących do uspołecznionego handlu nie zauważyć, że władza żyje własnym życiem, kompletnie straciwszy kontakt z rzeczywistością. Gdy na początku lat osiemdziesiątych powstała Solidarność powiało świeżym powietrzem. Zaopatrzenie nie poprawiło się, ale przynajmniej można było o tym głośno mówić. A potem był Stan Wojenny i kolejne etapy reformy, która niczego nie reformowała, niczego nie zmieniała, niczego nie poprawiała. Taka reforma ewolucyjna. Brzmi znajomo? Co charakterystyczne odrywanie się władzy od rzeczywistości przyspieszało w miarę budowy socjalizmu. Władysławowi Gomułce, pseudonim Wiesław, co było obowiązkową informacją gdy mówiło się o I sekretarzu, zajęło 14 lat, Gierkowi 10, Jaruzelskiemu 8.

Dziś jest inaczej. Dziś władza można by rzec idzie z ludem. Z zainteresowaniem i troską pochyla się nad problemami społecznymi, dba o to, by ci, którzy mają pracę mogli pracować jak najdłużej. Nie wypłacając zasiłku bezrobotnym zmusza ich do poszukiwania pracy, zmniejszając zasiłek pogrzebowy przygotowuje na życie wieczne. Troszczy się o los najbiedniejszych a to każąc im płacić podatek od kiełbasy zjedzonej na wieczorku zapoznawczym pięć lat temu, a to wprowadzając podatek od śmieci i podnosząc inne opłaty, które podnieść może. Wszystko w koło wręcz kwitnie, choć wyglądając przez okno tego nie widać. Tam zaś, gdzie władza nie może, tam pomoże tak zwana inicjatywa oddolna. Jest na przykład w mieście Bokobrody Małe pan fryzjer Lucek. Pan fryzjer stara się jak może, ale — jak to często bywa — nie zawsze mu się udaje. W sukurs klientom Lucka pospieszyli więc ludzie dobrej woli i utworzyli fundację Strzyc po Lucku, której zadaniem statutowym jest poprawiać to, co schrzanił Lucek.

W PRL-u oderwane od rzeczywistości były głównie czynniki partyjno-rządowe. Bo oprócz ZSL-u (dziś PSL), które z bratnią PZPR i Stronnictwem Demokratycznym okupowało żłób, nie było żadnej innej siły. Nie to co dziś. Weźmy takie kobiety, którym śnią się po nocach parytety. Utworzyły Partię Kobiet, na którą same nie głosowały. Być może zbyt dobrze się znały. Nie wystawiły kandydatki na prezydentkę, a jedynym wielkim osiągnięciem jakim dotąd mogą się poszczycić jest kaleczenie języka polskiego. Taka Szwedzka Rada Językowa w Szwecji zastanawia się, czy do oficjalnego słownika języka szwedzkiego nie dodać nowego zaimka hen, będącego połączeniem han i hon (on i ona, polski odpowiednik onan). Jego zadaniem, jako neutralnego płciowo byłoby zastąpienie słów, które według orędowników pomysłu niepotrzebnie wpychają obiekt wypowiedzi w stare ramy kulturowe. Kobiety polskie jednak (wzorując się na bohaterskich kobietach radzieckich podkreślono by dawniej z dumą) są odporne na światowe trendy i dążą do czegoś wręcz przeciwnego. Chcą żeby było jednoznacznie i nie budziło wątpliwości. Gdy na przykład ktoś bierze, to od razu musi być wiadomo, czy wziął (np. Rybak Ignacy), czy wzięła (np. Ryba Hermenegilda). Jest to zresztą stary i sprawdzony sposób pozwalający odróżnić łabędzia od łabędzicy. Wystarczy po prostu rzucić ptaszysku kawałek chleba. Jeśli złapał, to łabędź, jeśli złapała to łabędzica.

We środę prof. Środa w felietonie Demokracji potrzebne są okulary, który został pochłonięty przez system Piano, napisała, że jednomandatowe okręgi wyborcze są wykluczone, ponieważ W takim systemie wyborczym przebijają się ci, którzy mają już doświadczenie, układy i możliwości łatwego dotarcia do wyborców. Żeby przebiły się te, które nie mają jeszcze doświadczenia, układów i możliwości, trzeba stworzyć taki układ, który możliwości stworzy. W PRL-u wybory były fikcją? No były, ale za to Polska rosła w siłę, a ludzie żyli dostatniej. We środę Środa zasygnalizowała więc problem krótkowzroczności polskiej demokracji, a już we czwartek Wanda Nowicka i Agnieszka Holland znalazły się wśród laureatek „Okularów Równości” — nagród przyznawanych przez Fundację im. Izabeli Jarugi-Nowackiej. Za co została uhonorowana Wanda Nowicka? Ano za to, że zjadła podsunięty jej owoc z drzewa premii i apanaży. Stała się więc równa reszcie stada pozbawionego kręgosłupa, honoru i przyzwoitości: za długoletnie niezłomne działanie na rzecz praw kobiet oraz podjęcie działań politycznych na rzecz samodzielności i podmiotowości kobiet w sferze polityki; za uświadomienie, że kobieta w polityce może być równie zmienna i nieprzewidywalna jak mężczyźni, a jeśli pozostaje – tak jak Wanda Nowicka – wierna idei, którą w sferze publicznej reprezentuje i nie waha się w jej imię sprzeciwić liderom politycznym – staje się wzorem do naśladowania dla kobiet walczących o podmiotowość na scenie polityczne. Co ciekawe Marzena Wróbel nie otrzymała nagrody, choć okoliczności były podobne. Nikt też nie domagał się pozostawienia jej na stanowisku. Czyżby dlatego, że nie wchodziły w tym przypadku w grę pieniądze podatników?

To pozwala odpowiedzieć na pytanie jaka jest logika Okularów Równości? Otóż owa logika jest żelazna. W świecie realnym, czyli realu człowiek, który niedowidzi udaje się do okulisty. Bo niedowidzi. Okulista człowieka, który niedowidzi bada i przepisuje mu szkła korekcyjne. Po obstalowaniu sobie owych szkieł i założeniu na nos człowiek, który niedowidział zaczyna dostrzegać to, czego wcześniej nie dowidział. Jaki to ma związek z nagrodą przyznawaną przez Fundację im. Izabeli Jarugi-Nowackiej? Oczywisty. Otóż przed otrzymaniem Okularów Równości ktoś mógł nie dostrzegać niczego nagannego w przyjmowaniu premii. Zaś po założeniu ich na nos widzi już wyraźnie, że mu się należała.

Z dobrze poinformowanych źródeł wiadomo, że jeśli pan bóg chce kogoś ukarać, to mu rozum odbiera. Panie nie osiągnęły jeszcze niczego, a już udało im się zdyskredytować i obrzydzić swój ruch. Z kolei słuszne skądinąd postulaty przekazane kaleką polszczyzną zamiast aprobaty wzbudzają niechęć i śmiech. Niebagatelną w tym rolę odgrywa radio, w którym gościnie zaklinając się, że bozia im świadkinią, podają mrożące krew w żyłach przykłady dyskryminacji płci pięknej. Od podlotkini po emerytkę. Na przykład — perorują — gdyby prezydentką Warszawy była kobieta, to byłaby wrażliwa na sprawy kobiet i w pierwszym rzędzie załatwiłaby problem żłobków i przedszkoli. I choć Hanna Gronkiewicz-Waltz jest kobietą, to przecież i bez okularów widać, że nie tą.

A teraz możemy spróbować zastanowić się jakich to praw kobiety nie mają? Oprócz oczywiście prawa do pojawienia się w powłóczystych szatach przed ołtarzem i celebrowania mszy w intencji względnie ku czci.

 

PS.
Firma Loveyo oferuje mrożone jogurty, które są sprzedawane między innymi w lokalu w Galerii Krakowskiej. Kampania reklamowa firmy opiera się na przeświadczeniu, że jogurty są zdecydowanie zdrowsze od lodów (których zresztą w ofercie Loveyo nie ma). Jogurt reklamuje młoda kobieta mówiąca (w dymku) grożąc palcem „Lodzika nie będzie”. Okazało się, o czym informuje pierwsze radio informacyjne, że słowo lodzik to słowo wulgarne, a plakat jest seksistowski. Ponieważ się kojarzy. Niewykluczone, że wraz z nadejściem wiosny i ocieplenia rozpoczną się w całym kraju akcje protestacyjne oburzonych, domagających się usunięcia lodów z sklepów, barów i restauracji. Bo już samo zwracanie się do kelnerki bądź sprzedawczyni w sklepie „poproszę loda” jest seksistowskie, chamskie i karygodne. Lekarze sugerują w takich sytuacjach lodowate okłady na lędźwie. Bo głowie już nic nie pomoże.

Dodaj komentarz