O czym by tu… O aborcji!

P. Eliza Michalik pracuje w Superstacji. Najbardziej super jest strona internetowa Superstacji, na której zieje pustką i wieje nudą. Na dodatek prezentowane materiały zdają się nieaktualne i nieciekawe. Widząc takie ubóstwo telewidz nie ma ochoty nawet zaprogramować stacji, a co dopiero jej oglądać. Dawniej występował tutaj Kuba Wątły, ale gdy sobie wydziergał na ciele kolorowe obrazki nagle zniknął. Z pewnością gdzieś się pojawi, bo każda stacja telewizyjna z otwartymi ramionami przyjmie tak bogato ilustrowanego redaktora. Ale nie należy zważać na pozory, ponieważ zjechawszy nieco w dół strony można trafić na perełki, choć niestety nieliczne.

Eliza Michalik w Superstacji prowadzi program o wielce wymownym tytule „Nie ma żartów”, a także o mniej wymownym tytule „Szpile”. W tym drugim nie chodzi bowiem o to, żeby komuś wbić szpilę, lecz o to, że w programie udział biorą wyłącznie kobiety, co Eliza Michalik z dumą podkreśla w swoim języku określając je mianem „gościnie”. Z niemym „c” na końcu. Programy charakteryzują się tym, że są ciekawe, prowadzone z polotem, choć bywa, że prowadzącą poniesie zapał, coś wzburzy lub wkurzy. Wtedy zaczyna szwankować logika, a i sens nierzadko gdzieś się gubi.

Ostatnio p. Eliza postanowiła wypłynąć na szerokie wody i rozpoczęła współpracę z Gazetą Wyborczą. W sobotę ukazał się pierwszy felieton i… powiało grozą. Tak bardzo się sprężyła, że przedobrzyła. Już sam wstęp, w którym twierdzi, że nie płacimy opozycji za to, by tańczyła tak, jak jej zagra PiS jest pomieszaniem z poplątaniem. Chociażby dlatego, że nie tylko opozycji nie płacimy za tańcowanie, ale także, a może przede wszystkim nie płacimy PiS-owi za rujnowanie tego, co przez lata z mozołem budowaliśmy. Mówiąc obrazowo dom płonie, a redaktorka zamartwia się, że kotlet w lodówce się przypali.

Felieton bowiem poświęciła aborcji, bo to temat na czasie, zaś dobór przykładów, porównań i analogii ilustrujących postawioną na wstępie tezę imponujący.

Martin Luther King i wielu innych podejmowali walkę nie wtedy, gdy mieli pewność, że się uda, ale wtedy, gdy droga do zwycięstwa była trudna i żmudna, a samo zwycięstwo niepewne. Dlaczego więc to robili? Z wiary. Z głębokiego przekonania, że warto walczyć o to, co dobre i słuszne, że taka walka nie może i nie powinna podlegać kalkulacjom.

Złowieszczego wydźwięku te słowa nabierają po zastąpieniu Martina Luthera Kinga kimś mniej egzotycznym. Wtedy dopiero wyłazi cały ich bezsens i zgroza. Spróbujmy przenieść to rozumowanie na rodzimy grunt, bez uciekania się do sprowadzania myśli do absurdu, czyli oczekiwania od Platformy, że przestanie klęczeć przed księdzem: „Żołnierze AK i wielu innych podejmowali walkę nie wtedy, gdy mieli pewność, że się uda, ale wtedy, gdy droga do zwycięstwa była trudna i żmudna, a samo zwycięstwo niepewne.” I co osiągnęli? Bez mała 200.000 ofiar wśród ludności cywilnej. Oczywiście związku z postawą opozycji żadnego tu nie ma, ale przykład Kinga w odniesieniu do Platformy jest równie chybiony.

Pisze p. Eliza także, że Platforma i Nowoczesna

Powiedziały „nie” prawom człowieka, a kobietom – połowie polskiego społeczeństwa! – że nie są równe mężczyznom, że nie mogą, tak jak oni, decydować samodzielnie o swoim życiu i zdrowiu.

Doprawdy? Platforma i Nowoczesna powiedziały ‚nie’ połowie polskiego społeczeństwa? Zgodnie z danymi PKW Polska liczy 30.629.150 obywateli mających prawa wyborcze. Połowa to 15.314.575. Zebrano ok. 215.000 podpisów. Stanowi to poniżej jednej setnej (0,7%) społeczeństwa. O czyjej godności więc mowa?  Nie popierając tego projektu obie połowy, w sumie 99,3%, jasno dały do zrozumienia, że nie czują się niegodnie i nie chcą zmian. Najlepszym dowodem jak bardzo nietrafiona jest argumentacja jest fakt, że za projektem odwrotnym, całkowicie delegalizującym aborcję, opowiedziało się dwa razy więcej osób.

Najgorsze jednak jest to, że p. Eliza ma rację! Tak, opozycja zachowała się tchórzliwie i asekurancko. Ale nie dlatego, że chce się przypodobać PiS-owi. Jeśli już to suwerenowi, czyli biskupom. Przyczyny jednak leżą gdzie indziej. Żeby je zrozumieć trzeba cofnąć się w czasie ćwierć wieku. Polska dopiero co stała się w pełni niepodległa. Niejako z marszu, od razu, bez zbędnej zwłoki przystąpiono do zmiany szyldu zastępując przymiotnik ‚socjalistyczny’ przymiotnikiem ‚katolicki’. Jednocześnie suwerena moskiewskiego zastąpiono watykańskim. Kierunek zmian zdefiniował Henryk Goryszewski zapewniając, że Nie jest ważne czy w Polsce będzie kapitalizm, wolność słowa, czy w Polsce będzie dobrobyt. Najważniejsze, żeby Polska była katolicka. 7 stycznia 1993 r. pod dyktando biskupów uchwalono ustawę antyaborcyjną, dziś znaną jako „kompromis”. Wtedy stało się coś nieoczekiwanego, acz jednorazowego. Otóż Polacy naiwnie i na krótko uwierzyli, że demokracja katolicka różni się czymś od demokracji socjalistycznej. I przystąpili do zbierania podpisów pod żądaniem przeprowadzenia referendum.

Nie chodziło o zalegalizowanie aborcji. Chciano by zdecydowało społeczeństwo, zaś rola ustawodawcy sprowadziłaby się do respektowania decyzji ogółu. Pod żądaniem zorganizowania referendum zebrano ponad 1,7 miliona podpisów. Posłowie zlekceważyli je. Stosunek nowej, katolickiej władzy do społeczeństwa celnie oddała p. Halina Nowina-Konopka: Społeczeństwo składa się z przypadkowych jednostek, dlatego nie można mu ufać. Bo poseł, a zwłaszcza posłanka to nie społeczeństwo. To pomazaniec i pomazanka boża.

Szkoda, że debiut p. Elizy wypadł tak fatalnie. Oczekiwać, że Platforma zachowa się przyzwoicie, to jak oczekiwać od księżyca, że zaśpiewa. A na Nowoczesną lepiej spuścić zasłonę milczenia. Od debiutanckiego teksu można by za to oczekiwać, że w oparciu o badania i dane wreszcie społeczeństwo dowie się co jego piękniejsza połowa zyskała na tym, że u p. Elizy goszczą nie goście, lecz gościnie, że pani premier jest premierką, a pani kominiarz kominiarką. Komu takie słownictwo eksponujące i uwypuklające podziały przywróciło godność, w jaki sposób i w jakim stopniu? A może tak mizerne poparcie dla omawianej inicjatywy wynika z poczucia śmieszności? Może kobiety nie chcą być reprezentowane przez tych, którym się wydaje że gwałcąc język uchronią je od przemocy, gwałtu, poniżania?

Wypada żywić nadzieję, że po falstarcie kolejne felietony będą równie pasjonujące jak rozmowy prowadzone przez p. Elizę w telewizji na wizji.

Dodaj komentarz


komentarzy 5

  1. To życzliwa krytyka. Miejmy nadzieję, że p.Michalik ja przeczyta i weźmie pod uwagę. Może w jej artykule jest zbyt wiele kierunków, zbyt wiele akcentów.Przypuszczam, że krytykanci podkreślą słabości. Pamiętając, że Prawdziwa cnota krytyk się nie boi, nie zrezygnuje i przeczytamy ciekawsze artykuły. Ogólniki, powszechne powiedzenia – często będące półprawdami psują artykuł.

    Za pierwszy raz daję 4+

    1. Gdy się przeczyta ten felieton dopiero się zrozumie jak bardzo p. Eliza popłynęła. Stanęła w obronie słusznej sprawy, ale zrobiła to tak fatalnie, nieporadnie, infantylnie, nieprzekonywająco, że wręcz zarżnęła problem. Debiut moim zdaniem zdecydowanie nieudany. Dziewczyna ma zdecydowanie lepsze gadanie niż pisanie.

      Natknąłem się na nowy program w Superstacji noszący tytuł „Pytowy Janusz”. Prowadzi ją skromniej ilustrowana wersja Kuby Wątłego. Jednak nie byłem w stanie dooglądać do końca, bo żarty były tak wymuszone, konwersacja tak sztuczna, sonda tak infantylna, że nie zdzierżyłem. Czy ktoś to widział? Co sądzicie o tym programie i jego poziomie? Czy naprawdę niszowa stacja nie potrafi znaleźć ludzi z talentem, którzy zainteresują, a nie odstraszą?

      Swoją drogą co to znaczy „pytowy”? Pyta to skręcony powróz, sznur służący do bicia. A w niektórych rejonach także damski organ. Pytowy Janusz, czyli jaki?

      1. W wierszowanej opowieści o nocy poślubnej hrabia Fredro nazwę pyta przypisywał penisowi. Może pytowy to pytający, a może to przechwałka jak u byłego posła PIS?

        Czasami słucham jej wywiadów. Ogromną zaletą jest to, że goście są na pierwszym miejscu, a wywiady nie są nudne. To zależy także od gościa, ale słuchać można.

        1. Fredro:

          A że ciągle mu bez mała
          ta ogromna pyta stała,
          Chujogromem go nazwano.

          I Miłosz:

          Skończone budzenia się rano
          ze stojącą pytą
          która prowadzi i wskazuje drogę.
          Ukazuje się ja, i jest to
          przepaść zupełnie czarna.

          I jeszcze raz Fredro:

          Rzekł Tadeusz z powaga: „Zosiu, to są jaja.
          A to co cię w tak wielkie wprawiło zdumienie
          Zwie się (gdy obyczajnie nazwać) – przyrodzeniem.
          Kutasem także zwane, chociaż często bywa,
          Że pospólstwo i chłopstwo chujem to nazywa.
          Przy tym istnieją inne najrozmaitsze słowa…
          A dziwne to, bo przecież ręka albo głowa,
          Choć większe i ważniejsze jedną nazwę mają
          Ten zaś wiecheć niewielki rożnie nazywają,
          Tylu dziwnymi mianami. Sędzia nieraz zrzędzi:
          „Jak się gorąc zaczyna, to mnie kuśka swędzi”.
          Podkomorzy zaś wałem kutasa nazywa,
          A Wojski zaganiaczem go nieraz przezywa,
          Maciek mówi wisielec, bo już stać nie zdoła,
          A Gerwazy na chłopskie dzieci nieraz woła:
          „Nie baw się Wojtuś ptaszkiem”. Jankiel cymbalista
          Zwie go smokiem lub bucem i rzecz oczywista
          Jeszcze dziwniejsze nazwy ludzie wymyślają,
          Ulani go na przykład pytą nazywają”.

          Ja jednak spotkałem się z określeniem tą nazwą żeńskich okolic. Albo mi się coś pokiełbasiło. Czyli pytowy to inaczej chujowy czy jakiś inny? Jaki?

          Oglądałaś?

          1. Nie, rzadko coś oglądam. Ale cytaty po raz kolejny z rozbawieniem przeczytałam.

            Czy takie komentarze nie spotkałyby się z oburzeniem na TOK? Jest kilka osób mających poczucie humoru, ale i kilka łatwo oburzających się.

            Fredrę miałam w nagraniu dokonanym przez Piotra Machalicę (mój ulubiony aktor). Cudo. Ale nagranie poszło do ludzi….