Nowe kombinezony

Gdzieś zupełnie niedaleko i wcale nie tak dawno był sobie taki rząd, który tak bardzo dbał o zdrowie swoich obywateli, a zwłaszcza personelu medycznego, że wszystkie pieniądze wydawał na środki ochrony osobistej. Nie obchodziło go wojsko, nie zależało mu ani na teatrze, ani na telewizji publicznej, ponieważ służba zdrowia była jego oczkiem w głowie. Placówki medyczne wyposażał w coraz to nowe środki czystości, płyny dezynfekcyjne, odzież ochronną i urządzenia. O innych rządach mówiono różnie, ale o tym, że „służy służbie”.

W stołecznym mieście, gdzie miał swoją siedzibę, było bardzo wesoło. Codziennie przyjeżdżało wielu cudzoziemców. Aż tu nagle na kraj spadła straszliwa zaraza. Ludzie chorowali, a nawet umierali. Zaczęło brakować strojów ochronnych i sprzętu medycznego. Rząd spotykał się codziennie, wcielał w czyn coraz to nowe prozdrowotne pomysły i szukał rozwiązań.

Pewnego dnia do stolicy przybyło dwu przedstawicieli handlowych, którzy podali się za producentów odzieży ochronnej i powiedzieli, że mogą zaoferować niedrogo doskonałe kombinezony, które nie przepuszczą żadnego wirusa. Nie tylko ochronią przed mikrobami, ale jeszcze będą bardzo wygodne, łatwe w użyciu i bardzo łatwo będzie się ich pozbyć, co znacząco obniży koszty utylizacji.
— A jak taki kombinezon wygląda? Jak się go zakłada? — zapytał rząd, który był przekonany, że to doskonały interes, ale chciał upewnić się, że podjął właściwą decyzję.
— Och, bardzo prosto — odrzekli dostawcy. — Jedyną niedogodnością może być, że zakłada się go na gołe ciało. Sam strój ochronny to niewielki, dwuczłonowy pakiet. Większy przykłada się do piersi i zrywa taśmę zabezpieczającą. Sam się wypakowuje i automatycznie dopasowuje do ciała. Mniejszy należy przyłożyć do czoła i docisnąć, a wtedy automatycznie zostanie zabezpieczona twarz trzema filtrami — przeciwwirusowym, przeciwbakteryjnym i przeciwpyłowym. To wszystko, łącznie z maseczkami, nie krępuje ruchów, a wykonane jest ze specjalnego, niebywale cienkiego, ale wytrzymałego i jednocześnie odpornego tworzywa. Potem wystarczy wejść pod prysznic, żeby skażoną odzież z siebie spłukać, a po wysuszeniu użytkownik jest od razu gotowy do działania.

„To rzeczywiście wspaniała oferta!” — pomyślał rząd. — „Gdyby wszędzie takie stroje były na wyposażeniu, to epidemia nie byłaby tak straszna, personel medyczny zabezpieczony, a ludzie zdrowi. Tak! Muszę z tej oferty skorzystać jak najszybciej, bo jak zwiedzą się o niej inni, to mnie ubiegną albo zaoferują wyższą cenę, na którą nie będzie mnie stać.” I dał obu przedstawicielom handlowym z góry dużo pieniędzy, aby mogli rozpocząć produkcję i realizację dostaw. Pozostała kwestia dystrybucji, ale szybko uzgodniono, że sprzęt zostanie od razu dostarczony do placówek medycznych, ponieważ nie ma sensu zwozić wszystkiego do stolicy tylko po to, by potem rozsyłać po kraju.

„Chciałbym jednak wiedzieć jak wygląda taki kombinezon” — pomyślał rząd, ale zrobiło się mu nieswojo na myśl, że może być uznany za głupi albo niezdatny do urzędu, który piastuje, jak nic nie zobaczy. Uspokoił się wprawdzie uzmysłowiwszy sobie, że o siebie nie potrzebuje się lękać, ale postanowił, że jednak pośle kogoś aby dowiedzieć się jak rzeczy stoją. Wszyscy przecież wiedzieli jaką cudowną własność mieć miało nowe wyposażenie medyków, ponieważ telewizja publiczna informowała o tym na wszystkich kanałach, wychwalając przy okazji mądrość i zapobiegliwość rządu.

„Poślę do szpitali mojego starego, poczciwego ministra” — pomyślał rząd — „ten będzie mógł najlepiej ocenić nowe stroje robocze, bo ma dużo rozumu i nikt lepiej niż on nie sprawuje swojego urzędu”.

I oto stary poczciwy minister poszedł do szpitala, który już został wyposażony w nowe kombinezony. „Boże drogi — pomyślał stary minister i wytrzeszczył oczy — ależ ja nic nie widzę”. Ale głośno nie przyznał się do tego.

Dostawcy poprosili go, aby przekonał się osobiście jak wygodny i łatwy w obsłudze jest ich kombinezon. Podczas gdy oni wyjmowali z pudła pakiet on sprawnie rozebrał się do rosołu. Chwilę potem przytknięto mu do torsu coś przypominającego małą poduszkę i zerwano banderolę. Rozległ się cichy trzask, syk i opakowanie sflaczało. Potem połączony sznureczkiem z główną częścią mniejszy pakiet przyłożono do czoła. Ponownie rozległ się syk uchodzącego powietrza, tym razem dużo słabszy. Wrzucili zużyte opakowania do pojemnika na śmieci i zapytali z dumą:
— No i jak? Uwiera pana gdzieś? Coś pan czuje? Nie przeszkadza w oddychaniu?
— Ale ja nic nie widzę i nic nie czuję! — odparł zdumiony i zaskoczony minister.
— Nie widzi pan? — zaniepokoili się dostawcy. Jeden z nich podszedł do ministra i coś majstrował przy uchu. — A teraz? — zapytał.
— Nie o to chodzi! Nie widzę ani kombinezonu, ani maseczki i nie czuję, żebym w ogóle miał coś na sobie! — wyjaśnił minister.
— Ach, o to panu chodzi! — ucieszyli się dostawcy. — Imponująca technologia, prawda? XXII wiek! Na każdym robi wrażenie! Macie dużo szczęścia, że nikt poza wami nie zdecydował się z niej skorzystać. Jesteście pierwsi i na razie jedyni — dodał z satysfakcją.

Stary minister pilnie uważał, aby móc dokładnie powtórzyć wszystko rządowi, co też po powrocie z rekonesansu uczynił. Wiedział przecież, że jeśli skrytykuje decyzję przełożonych, to straci stanowisko. Tymczasem dostawcy zażądali więcej pieniędzy.

<<<>>>

Ratownicy wyposażeni w nowe kombinezony zostali wezwani do rodziny, w której dziadek miał objawy zakażenia. Przed domem wyjęli z pudła pakiet, przytknęli do piersi i czoła i dziarsko ruszyli w stronę domu. Drzwi otworzyła mała dziewczynka i stanęła jak wryta.
— Ddlaczego papanowie są gogoli? — wyszeptała zaskoczona. Zza drzwi wyglądnęli rodzice i też zamarli zdumieni, zaś przyglądający się temu z okien sąsiedzi nie wierzyli własnym oczom i pytali jeden drugiego czy dobrze widzą i czy ekipa karetki naprawdę nie ma niczego na sobie. „To tak wygląda wychwalane w telewizji wyposażenie, które sam arcybiskup poświęcił i pobłogosławił? Na pewno nie ma problemu? Naprawdę personel medyczny jest doskonale wyposażony?” — dziwili się.

— Rząd obnażył swoją nieudolność! — zawołał cały lud gdy zobaczył filmik z tego zdarzenia na Facebooku. Rząd zmieszał się, bo wydało mu się, że lud ma słuszność, ale pomyślał sobie: „To niemożliwe!”. I jeszcze żarliwiej przekonywał w telewizji, że wszystko jest pod kontrolą, sprzętu nie brakuje, nie ma potrzeby martwić się na zapas, a opowieści o paradującym na golasa personelu medycznym to plotki rozsiewane przez opozycję i wrogów.

Tymczasem zaraza miała się coraz lepiej.


Opracowano na podstawie relacji Hansa Christiana Andersena zatytułowanej „Nowe szaty cesarza”.

Dodaj komentarz