Nieźle ale niedobrze

Mikołaj Lizut w audycji „A teraz na poważnie” na poważnie przekonywał, że jeśli parlament będzie zbyt rozdrobniony, czyli wyborcy wybiorą przedstawicieli zbyt wielu partii, to nie będzie się dało sprawnie rządzić. Dlaczego? Łatwo się domyślić. Sprawne rządy są wtedy, gdy partia kieruje, a rząd wykonuje. Co prawda konstytucja wspomina nieśmiało, że

Art. 4.

  1. Władza zwierzchnia w Rzeczypospolitej Polskiej należy do Narodu.
  2. Naród sprawuje władzę przez swoich przedstawicieli lub bezpośrednio.

ale wiadomo powszechnie, że ten naród to przypadkowi ludzie, ciemny lud, który nie wie czego chce i dlatego jak już sobie swoich przedstawicieli wybierze, to oni nie muszą już go słuchać.

Z jednej strony Mikołaj Lizut i ci, którzy nie tylko przeforsowali proporcjonalny system wyborczy, ale także umieścili go w konstytucji, troszczy się o sprawne rządy, a z drugiej ubolewa, że partia, która dostała 37% głosów zdobyła ponad 50% mandatów.

Oczywiście nie ma idealnego systemu wyborczego. Tyle, że system, w którym preferowane są wielkie partie kosztem małych jest wielce kontrowersyjny i wcale nie reprezentacyjny. W ostatnich wyborach pona 15% głosów, czyli tyle ile zdobył Kukiz i Nowoczesna razem, zostało „zmarnowanych”. To oznacza także, że do sejmu dostali się ci, których poparło zaledwie kilka tysięcy wyborców, a ci, na których zagłosował kilkadziesiąt tysięcy znaleźli się poza sejmem (Zbigniew Gryglas z Nowoczesnej otrzymał 1011 głosów i został posłem, na Barbarę Nowacką zagłosowało 75.813 osób zupełnie niepotrzebnie).

Najprawdopodobniej — gdyby nie zabetonowano sceny politycznej najpierw ordynacją i progami wyborczymi, a potem finansowaniem partii z budżetu — do rewolucji ustrojowej, z jaką mamy do czynienia obecnie, nigdy by nie doszło. Dowiedziono bowiem matematycznie, że sprawiedliwa, gwarantująca reprezentatywność ordynacja proporcjonalna nie istnieje. Poza tym

Art. 96.

  1. Sejm składa się z 460 posłów.
  2. Wybory do Sejmu są powszechne, równe, bezpośrednie i proporcjonalne oraz odbywają się w głosowaniu tajnym.

Przypomnijmy: wybory równe to «wybory, w których każdemu głosującemu przyznaje się jeden głos i nadaje się każdemu głosowi tę samą moc». Jak można mówić o równości wyborów jeśli niewiele ponad tysiąc głosów jednych wyborców skutkuje mandatem, a ponad 75 tysięcy nie znaczy nic?

Dodaj komentarz