Niepodległa Polska musi się opłacać

Dywagując o obrazie uczuć religijnych i karaniu znieważania na tle nie zapomnijmy ocalić od zapomnienia historię prawdziwą zanim zastanie zastąpiona lepszą, bo napisaną od nowa. Bo po pierwsze Historia Polski, jak każdego narodu, nie jest idealna. Mieliśmy bohaterów, mieliśmy i hołotę, to jest zupełnie oczywiste. Po 1945 roku ta hołota mogła tryumfować, socjalizm to był ustrój hołoty dla hołoty, można powiedzieć.

Na ten temat nie ma sensu dłużej się rozpisywać. Warto o nim wspomnieć tylko po to, by rozwiać jeden z mitów, jakoby za hołoty prześladowano żołnierzy AK. Jednego nie tylko nie prześladowano, ale przydzielono mu mieszkanie, a on – najwidoczniej z wdzięczności – wstąpił do Polskiej Zjednoczonej Hołoty Robotniczej (za Wikipedią). A ponieważ hołota to przeciwieństwo elity nie od rzeczy będzie wspomnieć o wywiadzie jakiego udzielił katolickiemu tygodnikowi Niedziela Andrzej Zybertowicz. Otóż twierdzi on, że jesteśmy wspólnotą zdewastowaną, zdezintegrowaną, mającą słabe elity, płytko i tylko częściowo zakorzenione w naszej tradycji. Wniosek z tego można wysnuć tylko jeden, a mianowicie taki, że władzę należy znowu powierzyć hołocie.

Po drugie To jest charakterystyczne, to jest związane z tą szczególną misją Kościoła, którą znamy z naszej historii – tej dawnej i tej zupełnie niedawnej (). Ta misja trwa – to jest siła Kościoła i to jest siła narodu. I powinna trwać, bo nie da się rozerwać Polski, polskości i polskiego Kościoła. Nie da się ukryć, że Polska jest związana z kościołem. Podobnie jak wrzód, czyrak czy rak jest związany z człowiekiem. W wydanej w roku 1937 książce „Repertorium polskich dokumentów doby piastowskiej” Zofia Kozłowska-Budkowa pisze że, „…dyplomatyka polska pod koniec XII wieku liczyła 150 pozycji, z czego 46 to dokumenty przez Kościół i w jego interesie sfałszowane”. Podobne informacje można znaleźć także w innych źródłach. Polskie klasztory bez skrupułów fałszowały wszystko, co dotyczyło przywilejów, danin czy obowiązków poddanych wobec biskupów i opatów.

Gdy zerkniemy do podręcznika historii (jeszcze nie poprawionego), to zauważymy, że im bardziej rosła rola kościoła w Polsce, tym słabsze było państwo. Aż do całkowitego zniknięcia z mapy Europy. Ale zanim zniknęło zaczęło się gwałtownie kurczyć. W roku 1772 miał miejsce pierwszy rozbiór. Zaprotestowała Turcja. Watykan, który według chrześcijańskich historyków zawsze bronił suwerenności Polski nie tylko nie stanął w obronie katolickiego kraju, ale ustami papieża rozgrzeszył arcyksiężnę Marię Teresę: „…inwazja i rozbiór były nie tylko właściwe politycznie, ale i w interesie religii (…) dla duchownego dobra Kościoła było konieczne, ażeby dwór wiedeński rozciągnął swe panowanie w Polsce możliwie daleko”.

W roku 1792 zawiązuje się konfederacja targowicka. Papież Pius VI błogosławi jej, nuncjusz chwali. Czterech biskupów podpisuje akt, piąty zarządza modły o jej powodzenie. W efekcie caryca Katarzyna II wysyła przeciw Polsce stutysięczną armię. Wojna rosyjsko-polska 1792 trwała kilka miesięcy. Po przedwczesnej kapitulacji wojsk polskich, konfederaci targowiccy zajęli, przy pomocy wojsk rosyjskich, wszystkie województwa Rzeczypospolitej, likwidując organy władzy powołane przez Sejm Czteroletni.

W roku 1830 wybucha powstanie listopadowe. Rząd Królestwa Polskiego prosi papieża Grzegorza XVI o błogosławieństwo i moralne poparcie. Zamiast tego w 1832 r. powstaje encyklika „Cum primum”, w której papież nazywa powstańców siewcami podstępu i kłamstwa. Po stłumieniu powstania styczniowego prymas i arcybiskup gnieźnieńsko-poznański, Mieczysław Halka Ledóchowski, zabrania śpiewania w kościołach „Boże coś Polskę”, nauki w języku polskim w seminariach i przynależności do Towarzystwa Oświaty Ludowej. Jego następca, arcybiskup Florian Stablewski, publikuje w „Kurierze Poznańskim” artykuł, w którym potępia budzenie polskości na Śląsku, nazywając to sięganiem Polaków po nowy łup. Czyli odwrotnie niż dzisiaj. Dzisiaj bowiem arcybiskup Wiktor Skworc twierdzi, że „mieszkamy na Śląsku, jesteśmy Polakami”, a ksiądz Jerzy Andrzej Klichta pisze historię Śląska* po chrześcijańsku, czyli na nowo, fakty trochę naginając, trochę zmieniając, trochę ubarwiając. Bo to mit, że Kościół zna się tylko na seksie i poczynaniu. Kościół zna się na wszystkim.

W roku 1920 ukazał się podręcznik dla młodzieży harcerskiej „Czuj duch”, napisany przez księdza Kazimierza Lutosławskiego. Pada tam fundamentalne pytanie: „Cóż by ci przyszło z wolnej ojczyzny, gdyby Kościół miał na tym stracić?”


Źródła: Artykuł Andrzeja Rozenka, w „Nie” oraz artykuł Michała Smolorza w Gazecie Wyborczej.
* „Dzieje Śląska »pod strzechy«, czyli o cudzie nad Odrą”.

Dodaj komentarz