Nielegalne radia słuchanie

Psychologowie odkryli i opisali wiele mechanizmów obronnych człowieka, dzięki którym może funkcjonować. Jednym z nich jest represja zwana także wyparciem. Polega najogólniej rzecz ujmując na usunięciu ze świadomości – zawęzimy nieco definicję na potrzeby niniejszych rozważań – myśli o tym, że mniej lub bardziej świadomie i intencjonalnie łamiemy prawo. Bowiem nawet gdybyśmy chcieli to prawo przestrzegać, to po prostu byśmy nie mogli. Jest tak skonstruowane, że nie da się! Dlatego na co dzień nic nie robimy, nie protestujemy, gdy ten lub ów oskarżany jest o nielegalne słuchanie czy oglądanie.

Z reguły tak jest, że ktoś, kto ma coś do zaoferowania chcąc to rozreklamować wykupuje czas antenowy i zachwala. Z reguły, bo oczywiście od reguły jest wyjątek – twórcy. W ich przypadku jest odwrotnie – radio płaci za emitowanie, czyli reklamowanie ich dzieł, które wystawili na sprzedaż. Nie tylko zresztą radio, ponieważ opłaty na swoją rzecz ponakładali na wszystko, co choć w teorii może służyć do kopiowania. Tak więc płacimy im kupując drukarkę, nagrywarkę, dowolny nośnik optyczny, papier (z wyjątkiem toaletowego, ale i to nie na pewno), pendrive, dysk twardy itp. itd. (art. 20 Ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych).

Kto to jest słuchacz? Słuchacz, to – jak podaje Słownik języka polskiego – ten, kto słucha. Słuchać radia można wszędzie – u kolegi, na basenie, pod prysznicem, u manikiurzystki, na randce, ale tylko pod warunkiem, że słucha się indywidualnie. Jeśli bowiem radio postawi w zakładzie i włączy dajmy na to fryzjer, to okazuje się, że… odtwarza! Co konkretnie? Utwory. Te same, za prawo do odtwarzania których już zapłaciła stacja radiowa. A skoro odtwarza, to trzeba go ostrzyc. W tym celu wysyła mu się jedno pismo zachęcając by płacił, drugie, a wreszcie pozew:

Niniejszym, imieniem własnym działając zgodnie z dyspozycją art. 303 k.p.k. zgłaszam zawiadomienie o podejrzeniu popełnieniu przestępstwa przez (…) polegającego na bezprawnym odtwarzaniu utworów muzycznych i słowno – muzycznych tj. czynu określonego w art. 17 Ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych, z dn. 04.02.1994 roku.

Pędzimy do ustawy,

art 17: Jeżeli ustawa nie stanowi inaczej, twórcy przysługuje wyłączne prawo do korzystania z utworu i rozporządzania nim na wszystkich polach eksploatacji oraz do wynagrodzenia za korzystanie z utworu.

Kto odmawia twórcy wyłącznego prawa do korzystania z utworu i rozporządzania nim na wszystkich polach eksploatacji słuchając radia u fryzjera? Przecież wynagrodzenie za wykorzystanie jego dzieła zapłaciła stacja radiowa! Ale czytajmy dalej. Może uzasadnienie coś wyjaśni?

Zgodnie z Ustawą o prawie autorskim i prawach pokrewnych każda jednostka zarejestrowana w Urzędzie Miasta w Ewidencji Działalności Gospodarczej bądź mająca wpis do Krajowego Rejestru Sądowego, odtwarzająca muzykę (publiczne odtwarzanie) w miejscu ogólnie dostępnym powinna posiadać licencję – umowę z tego zakresu. (…) Właściciel wspomnianej firmy został poinformowany pismem o konieczności posiadania wspomnianej licencji, jednak nie zdecydował się na jej podpisanie. W związku z zaistniałą sytuacja proszę o wymierzenie kary zgodnie z art. 116 Ustawy.

I znowu pędzimy do owego

art. 116: Kto bez uprawnienia albo wbrew jego warunkom rozpowszechnia cudzy utwór w wersji oryginalnej albo w postaci opracowania, artystyczne wykonanie, fonogram, wideogram lub nadanie podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2.

Teraz mamy dwie możliwości. Albo przecierać oczy ze zdumienia wzywając imię kobiety upadłej nadaremno, albo uważać, by się nie pokaleczyć otwierającym się w kieszeni nożem. Bo na czym polega przestępstwo popełniane przez fryzjera? Na tym, że to, co rozpowszechnia właśnie radio, fryzjer rozpowszechnia jeszcze bardziej? Abstrahując od pytania, czy radio bez słuchaczy w ogóle ma sens? Twórcy są tak strasznie biedni i przez wszystkich okradani, że muszą co najmniej dwa razy pobierać pieniądze za to samo?

Powiedzmy to sobie wreszcie wprost: to prawo nie chroni w żaden sposób twórców! Ponieważ tak naprawdę to nie twórcy korzystają na „ochronie” ich dzieł za życia i długo po śmierci. Wręcz przeciwnie – często na tym tracą, gdy z jakichś przyczyn nie są w stanie przypilnować swoich spraw. Ich dzieła popadają w zapomnienie i niejednokrotnie są im kradzione lub bezpowrotnie tracone, a nie można ich wydać, zarchiwizować, bo… są chronione. I kółko się zamyka.

Na koniec ciekawostka. Conor McCarthy na swoim blogu Mechanics pokusił się o porównanie kar w przypadku siedmiu spektakularnych przestępstw z karami za „piractwo”. Oto bowiem Jammie Thomas, samotnej matce wychowującej czwórkę dzieci, sąd nakazał zapłacić prawie dwa miliony (ponad 1.900.000) dolarów odszkodowania za pobranie za pomocą programu Kazaa 24 piosenek. Z kolei Joel Tenenbaum, student uniwersytetu w Bostonie, ma zapłacić 675,000 $ za 30 piosenek, które podwędził w sieci. Warto porównać te kwoty z kwotami zasądzanymi za inne przestępstwa. W stanie Illinois rok spędzony w więzieniu odpowiada nieco ponad 50.000 $.

  1. „Skradłeś” piosenkę? Lepiej skradnij dziecko znanemu artyście, ewentualnie przedstawicielowi RIAA. Możesz zostać skazany na maksimum 3 lata i 25.000 $ grzywny. Czyli w najgorszym razie będzie cię to kosztować 175.000 $.
  2. Podoba ci się najnowszy przebój? Chcesz sobie go ściągnąć? Zastanów się, ponieważ za kradzież płyty w sklepie, zapakowanej w pudełko, z kolorową książeczką, grozi do roku więzienia i maksimum 2.500 $ grzywny, czyli w sumie ok. 52.500 $. Nawet gdy jesteś fanatycznym fanem i postanowiłeś skompletować całą dyskografię, to i tak łączna kara zamknie się maksymalnie kwotą 275.000 $, czyli dużo poniżej 2 milionów.
  3. A może zamiast tracić czas na szukanie i ściąganie ulubionego utworu po prostu włamać się do mieszkania wykonawcy? W sumie będzie to kosztowało tylko około 375.000 $, czyli i tak o całe 300.000 $ mniej niż żąda RIAA w najskromniejszym ze swoich pozwów.
  4. Na podobne koszty naraziłbyś się gdybyś chciał sprawdzić, czy dom Larsa Ulricha płonie równie głośno, jak ryczy najnowsza płyta zespołu Metallica. Do rozważenia.
  5. Łaź za swoim idolem, pstrykaj fotki, wysyłaj listy miłosne, dzień i noc nie dawaj mu spokoju. Ubaw po pachy, ciekawe zdjęcia, a kara za prześladowanie i nękanie to jedynie 175.000 $.
  6. Masz już dość czekania, aż wytwórnia raczy wydać niepublikowany dotąd materiał ulubionego wykonawcy? Przeanalizuj wszystkie za i przeciw. Za morderstwo drugiego stopnia grozi 25.000 $ grzywny i/lub od 4 do 15 lat więzienia. W najgorszym wypadku będzie więc cię to kosztować 780.000 $. Nieco więcej niż ma do zapłacenia Joel Tenenbaum, ale grubo mniej niż zasądzono od p. Jammie Thomas.
  7. Jeśli żadna z powyższych propozycji nie wydaje ci się atrakcyjna, zorganizuj walki psów. Walki, podobnie jak pliki, także są nielegalne, ale wypadają znacznie taniej – maksymalnie do 200.000 $…

Dodaj komentarz