Nie zabijaj! Poczekaj aż zdechnie!

W ostatnim czasie cały kraj żyje ubojem rytualnym. Okazało się bowiem, że rozporządzenie dopuszczające szlachtowanie zwierząt po bożemu jest niezgodne z Konstytucją. Przy okazji okazało się także, że Konstytucja to zbiór przepisów, który politycy od prawa do lewa pod byle pretekstem chcą poprawiać i zmieniać i do którego ani myślą się stosować. Wydawać by się mogło, że w sprawie po barbarzyńsku szlachtowanych zwierząt głos, i to gromko, zabiorą ekolodzy.

W radiu informacyjnym pojawiły się spoty zachęcające do kupowania karpi poćwiartowanych. Dlaczego? Nie wiadomo do końca. Więc zaglądamy na stronę Klubu Gaja. A tam ani dat przy aktualnościach, ani słowa o uboju rytualnym, za to wiele o karpiach. Otóż ponieważ karp nie kwiczy transportowany w reklamówce bez wody i nie ryczy walony w łeb, to trzeba mu oszczędzić cierpień. A cierpieć nie będzie wtedy, gdy zdechnie, albo zostanie zabity. Ponieważ na stoisku przeważnie nie zostaje zabity, tylko ogłuszony, więc cierpi jeszcze bardziej.

Z informacji, jakie znaleźć można na stronie Klubu Gaja wynika, że Klub jest przeciwko zabawie w rzeźnika w domu. Założeniem kampanii Klubu Gaja Jeszcze żywy KARP jest zmiana postaw społecznych i przyzwyczajeń konsumentów w celu ograniczenia cierpienia zwierząt. Sprzedaż karpia z lodu czy chłodni, tak jak innych ryb, zmniejsza stres i ból ryb, i takie rozwiązanie proponujemy konsumentom. Przekonujący argument. Można sobie bowiem wyobrazić sprzedaż, a zwłaszcza zabijanie na żądanie żywych szprotek. Z drugiej strony to oczywiste, że czego oczy nie widzą, to i sercu nie żal. Można żywe karpie mrozić żywcem, byle tego konsument nie zobaczył. Albo wyłowić i poczekać aż przestaną się ruszać i dopiero wtedy przystąpić do patroszenia.

Skoro na stronach ekologów nie można znaleźć informacji o uboju rytualnym, to można domniemywać, że nie mają nic przeciwko takim praktykom praktykowanym przecież w zbożnym celu. Co ciekawe polski chłop, który na co dzień Żyda nie lubi, będzie do utraty tchu bronił prawa do zarzynania zwierzyny w sposób Żydowi miły. I z apetytem spałaszuje pozostałe, niekoszerne ochłapy. Gdyby rytuał nakazywał pomalowanie sobie uszu na czerwono a twarzy w pomarańczowo—zielone pasy polskie rolnictwo nabrałoby barw.

Ale przecież postępowanie z karpiami to uświęcony tradycją rytuał. Jego początki sięgają sklepu w którym pan sprzedawca wali rybkę gumowym młotkiem w łeb i wkłada do reklamówki. Zdarzają się jednak i tacy konsumenci, którzy nie życzą sobie przemocy i przychodzą z wiaderkami winszując sobie karpia w zalewie wodnej. Następnie, po przyniesieniu do domu karp, zwłaszcza z reklamówki, jest rytualnie moczony przez kilka godzin w zimnej wodzie. Dzięki temu dzieci mają podwójną uciechę — nie dość, że w wannie pływają ryby, to jeszcze kąpać się nie trzeba. Potem następuje rytualny połów przeważnie przez pana domu, bo pani zazwyczaj nie chce mieć z tym nic wspólnego. Rytuał wieńczy rytualny ubój, czyli zdzielenie młotkiem, tłuczkiem względnie tasakiem w łeb, odcięcie owegoż i wypatroszenie. Ci zaś, którzy nie mają uprzedzeń przyrządzają karpia po żydowsku.

Dlaczego z tej tradycji rezygnować? Nawet p. Premier nie jest pewny: — Potrzebna jest analiza wartości sprzedaży mięsa z uboju rytualnego, wówczas zapadnie decyzja w sprawie ustawy. (…) Będziemy badali w najbliższych dniach, czy (…) rację mają ci — między innymi posłowie PSL — którzy twierdzą, że to jest interes dla Polski na poziomie co najmniej miliarda złotych rocznie i wielu tysięcy miejsc pracy — taką informację otrzymałem.

Bóg się rodzi, karp truchleje
bez litości patroszony.
Ogień krzepnie, karp ciemnieje
na brązowo podsmażony.

Rumiany, podany z chałą,
ohydny jest ze skwarkami,
a skoro się nam zachciało,
nie udławmy się ościami…

Dodaj komentarz