Nauczciciele

Nauczyciele postanowili zaprotestować. Postanowili zaprotestować, ponieważ rząd postanowił pogrzebać w największej zdobyczy socjalizmu — Karcie Nauczyciela. Rząd oczywiście nie planuje żadnych reform, nie zamierza — korzystając z okazji niżu demograficznego — podnieść edukacji na wyższy poziom i zmniejszyć liczebność klas. Nic z tych rzeczy. Jedynym celem zmian są oszczędności.

Nauczyciele chcą, by wszystko pozostało tak, jak było. Żeby w XXI wieku mogli pracować i uczyć tak, jak pracowali i uczyli gdy Karta Nauczyciela wchodziła w życie. Czyli w czasach, gdy uczniowie komputer oglądali w gazetce szkolnej na niewyraźnym zdjęciu wyciętym z Trybuny Ludu. Nauczyciele uważają, i słusznie, że skoro można utrzymywać parafie wojskowe w miejscowościach, w których od lat nie ma już wojska, to i etaty nauczycieli w szkołach bez dzieci też można.

Od sześciu lat rząd posyła sześciolatki do szkół. To doskonale ilustruje jak szybko i sprawnie wdrażane są reformy, od których zależy przyszłość narodu. Niż demograficzny stwarza doskonałe warunki do przeglądu i weryfikacji kadry, by pozbyć się nauczycieli miernych. Nauczycieli, którzy zostali nauczycielami w drodze selekcji negatywnej — nigdzie indziej nie znaleźli pracy. Tylko kto to ma zrobić? Dyrektorzy? Dawniej dobrego dyrektora można było poznać po tym, że z całych sił popierał partię i czynnie uczestniczył w budowie socjalizmu. Dziś dobry dyrektor to taki, który ze szkoły uczynił kaplicę, wszystkie większe uroczystości szkolne zaczyna i kończy mszami, a wszystkie sale lekcyjne udekorował krzyżami. Pod względem służalczości i serwilizmu jest równie, jeśli nie bardziej gorliwy, jak jego starszy kolega z PRL-u.

A rząd? A rząd szuka oszczędności wszędzie, gdzie się da. Nie cofa się przed likwidacją szkół, ograniczeniem przywilejów nauczycielskich. Ale jak podczas wyżu klasy liczyły po 30 osób, to i podczas niżu klasy liczą ponad 30 osób. Bo zamiast zmniejszyć liczbę uczniów w klasie zmniejsza się liczbę klas. Jest jednak dziedzina, na której rząd nie oszczędza. To lekcje indoktrynacji katolickiej. Na to nigdy w budżecie nie brakuje pieniędzy, tu nie dokonuje się żadnych zmian, tu się nawet nie próbuje szukać oszczędności.

Prowadząc taką politykę rząd — wbrew temu co się powszechnie sądzi — ma rację. Ponieważ powodzenia i dobrobytu w przyszłości nie zapewni solidna wiedza, umiejętności, a jedynie żarliwa modlitwa.

Dodaj komentarz