Wpis został zablokowany na portalu opinii.
Zadaniem dyrektora placówki medycznej jest takie prowadzenie owejż placówki, żeby jej zbytnio nie zadłużać. Dlatego trzeba przyjmować tych pacjentów, których „procedury” są najlepiej wycenione. I spławiać pozostałych. Bowiem głównym źródłem dochodu placówki medycznej jest kontrakt z NFZ. A ponieważ z reguły jest zbyt mały, więc należy skupiać się na tym, co najbardziej opłacalne. Oczywiście wszyscy wiedzą, że cały ten system to jedna wielka fikcja, więc aby dyrektorom i ordynatorom zadanie ułatwić na nieprawidłowości przymyka się oko. Na przykład kontrolując w 2011 r. SPZOZ Ministerstwa Spraw Wewnętrznych w Gdańsku, NFZ wykrył między innymi, iż 1206 świadczeń (na 1240 skontrolowanych, czyli ponad 97%!) rozliczonych przez placówkę w trybie szpitalnym (gastroskopia i kolonoskopia) było wykonanych w trybie ambulatoryjnym. Po co ta kombinacja? Ano średnia wycena zabiegu kolonoskopii wykonywanego w ambulatorium wynosi 300 zł, a w warunkach szpitalnych ok. 1600 zł, czyli ponad pięć razy więcej. Skąd ta kwota? Ponieważ jedno pęknięcie na suficie od drugiego dzieliła odległość 1,6 m czyli 1.600 mm. W ten sposób SPZOZ „wyłudził” ponad 2 mln zł. Co na to wymiar sprawiedliwości? Prokurator przestępstwa nie dostrzegł i umorzył śledztwo, a sąd umorzenie podtrzymał. To uczy szacunku dla polskiego prawa i ludzi stojących na jego straży.
Ta jedna sprawa pokazuje po co Kasy Chorych zostały zastąpione NFZ-em i socjalistycznym systemem kontraktacji świń dostosowanym do kontraktacji usług zdrowotnych. W pokrętnym, patologicznym systemie nikt nie jest w stanie połapać się i o to chodzi. Dlatego przez lata nikt nie kwapił się wprowadzić elektronicznego systemu, choć w ustawie z dnia 27 sierpnia 2004 r. o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych wysmażonej przez towarzyszy w 2004 roku stoi jak byk:
Art. 49.
- Dokumentem potwierdzającym prawo ubezpieczonego do świadczeń opieki zdrowotnej oraz umożliwiającym potwierdzanie wykonania świadczeń opieki zdrowotnej jest karta ubezpieczenia zdrowotnego.
- Karta ubezpieczenia zdrowotnego jest kartą typu elektronicznego.
Znany z niebywałej odwagi i nie wahający się podejmować niepopularne decyzje Wielki Reformator zapisał sobie w programie wyborczym PO na rok 2005, że NFZ zlikwiduje. NFZ-tu nie zlikwidował, za to zlikwidował swój program wyborczy za jednym zamachem i z roku 2005 i 2007, żeby nikt nie mógł trzymając go w ręku krzyknąć „sprawdzam”. PiS, który też zapisał sobie w programie likwidację NFZ, przez dwa lata zdążył tylko wymienić prezesa tej instytucji. PO nawet nie próbowała niczego zmieniać poza prezesami. Choć gdy trzeba było także i handel lekami dostosować do wymogów socjalistycznej kontraktacji obowiązujących w NFZ nie wahała się ani chwili.
Główne i jedyne źródło dochodów placówki medycznej to kontrakt z NFZ. Jednak łaska pańska na pstrym koniu jeździ, a dzięki światłej polityce gospodarczej rządu bezrobocie rośnie, więc i składek wpływa coraz mniej. Planowanie więc jakichś większych inwestycji w placówce medycznej jest niemożliwe, bo nigdy nie wiadomo ile pieniędzy wpłynie i czy w ogóle kontrakt NFZ podpisze. W tej sytuacji ciężar inwestowania w sprzęt wziął na siebie Owsiak i jego Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy. To umożliwia dalszą symbiozę prywatnego z państwowym — żeby sprzęt nie leżał bezczynnie lekarze tłuką na nim prywatne praktyki. I nikt nie ma nic przeciwko temu.
Jaka jest kondycja służby zdrowia wie każdy, kto miał nieszczęście się z nią zetknąć. PiS słusznie nie pozwala niczego prywatyzować, bo prywatna placówka w socjalistycznym gorsecie to prosta droga do tragedii. Już dziś na porządku dziennym jest wielomiesięczne oczekiwanie na wizytę u kardiologa i wielu innych specjalistów. Co charakterystyczne dla socjalistycznej mentalności systemu władza moze liczyć na pomoc od ręki. Przy czym nawet kulawy system eWUŚ wykazał mnóstwo nieprawidłowości. Zdemaskował także błędy w bazie PESEL — 19.000 osób, na rzecz których wypłacono zasiłki pogrzebowe rejestr uznaje za żywych. Jednak rządowi, który potrafi w jeden dzień przepchnąć ustawę na której mu zależy, nieprawidłowości nie spędzają snu z powiek. Ministerstwo udoskonali system dopiero w 2015 r.
Nawet te szczątkowe dane, które przedostają się do publicznej pozwalają z grubsza oszacować skalę oszustw i nieprawidłowości. System jest bowiem tak pomyślany, że uczciwy nie ma szans w nim zaistnieć. Gdy jedna z klinik wykazała, że pacjenci dopłacali do lepszych implantów, NFZ natychmiast zerwał z nią kontrakt. Gdyby postawiono, tak jak to się robi w niemal wszystkich placówkach, pojemnik na „dobrowolne” datki i nie rozliczano ich, sprawa byłaby czysta i zgodna z prawem.
Na poprawę sytucaji nie ma co liczyć. Nikomu bowiem na zmianach nie zależy. A już na pewno nie lobby lekarskiemu, któremu chory system przynosi kokosy. Chorym, zwłaszcza na raka, można więc tylko współczuć. Zaś jedynym, acz niezaprzeczalnym sukcesem tego systemu jest wypchnięcie lepszych i uczciwych lekarzy poza granice kraju. Ponieważ specjaliści z prawdziwego zdarzenia i uczciwi nie mają tu czego szukać. Lecząc zgodnie z najlepszą wiedzą i zdobyczami nauki narażają placówki na straty. Nie ma się więc co łudzić, że niedouczony, za to chciwy konował, który nie pomoże w państwowej placówce, pomoże w prywatnej. Nie ma cudów — z pustego i Salomon nie naleje.
Pocieszeniem może być to, że dzięki wszystkim fikołkom cywilizacyjnym wykonanym przez Polskę, dzięki rządom koalicji i światłego Prezesa RM nie tylko fachowcy z branży medycznej nie mają czego szukać w tym kraju, a mają czego szukać w sąsiednim. Wypada więc zakończyć jak pewien towarzysz, który na kolejnym zjeździe partii wzniósł okrzyk: „Niech żyje partia i rząd…. za 1.600 zł brutto!”