Napisz coś, bo rocznica

Niegdyś „Gazeta Wyborcza” zaliczała się do opiniotwórczych, rzetelnych i wiarygodnych mediów. Ze smutkiem należy skonstatować, że to ewidentnie jest już przeszłość. Kilka dni temu analizowaliśmy artykuły z „Do Rzeczy” poświęcone klimatowi (pierwszy, drugi) oraz jezioru Jamno. „Wyborcza” postanowiła nie pozostać w tyle i napisanie materiału z okazji 50. rocznicy lądowania na Księżycu powierzyła równie wybitnemu specjaliście od technologii kosmicznych i kosmosu jak tamci od klimatu. Rozpoczyna Orliński — bo to jemu przypadł w udziale obowiązek skrobnięcia paru okolicznościowych słów — od nie mającego żadnego związku z rocznicą wyszczególnienia planów i zamierzeń.

Pół wieku temu, kiedy statek Apollo 11 odbył pierwszy załogowy lot na Księżyc, dalsze kalendarium NASA wyglądało następująco: do 1975 r. – umieszczenie na orbicie stacji zdolnej pomieścić 12-osobową załogę i oblatanie wielorazowego statku zapewniającego jej stałą łączność z Ziemią.
Do 1980 r. – rozbudowa stacji tak, żeby mieściła 50 osób. Do 1985 r. – regularna obecność setki ludzi w różnych obiektach na orbicie okołoziemskiej.
Dalsze plany związane z Księżycem obejmowały umieszczenie w 1976 r. załogowej stałej stacji orbitalnej wokół Księżyca. W 1978 r. – rozpoczęcie budowy bazy na powierzchni Srebrnego Globu.
I najważniejsze: Mars. W 1981 r. planowano pierwszą wyprawę załogową w statku zbudowanym na orbicie okołoziemskiej, aby do końca stulecia rozpocząć kolonizację Czerwonej Planety.

Jak wiadomo plany nie zostały zrealizowane. Dlaczego? Ponieważ

Większości potrzebnych technologii ludzkość nie opanowała do dzisiaj. Ba, właściwie dokonał się regres.

Cechą wspólną i charakterystyczną tego typu rozważań jest podawanie informacji w postaci prawd objawionych. Dlatego próżno szukać rozwinięcia tego stwierdzenia. A przecież nie powinno być żadnego problemu ze wskazaniem którejż to z potrzebnych technologii ludzkość nie opanowała, skoro nieopanowane stanowią większość. Co to w ogóle znaczy „nie opanowała”? Nie opracowała czy nie odkryła? A może dysponuje, ale nie potrafi posługiwać się nią? Nie wiadomo także w których dziedzinach dokonał się regres. Co potrafiliśmy na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych czego nie potrafimy dzisiaj? Z dalszego wywodu można wywnioskować, że najprawdopodobniej chodzi o gabaryty rakiety.

Program Apollo byłby niemożliwy bez rakiet Saturn V, najpotężniejszych, jakie kiedykolwiek wyprodukowała ludzkość. Mogły wynieść 140 ton ładunku na orbitę albo około 50 ton poza ziemską grawitację. Miały rozmiary wieżowca (wysokość: 110 metrów). Ważyły 3000 ton. W latach 1967-73 poleciały 13 razy (ani jednej awarii).

Sugeruje to, że technologia kosmiczna jest rozwinięta wtedy, gdy rakieta ma rozmiary wieżowca, jest potężna i waży 3 miliony kilogramów. Prawda jest taka, że większość masy rakiety stanowi paliwo. Misja księżycowa potrzebuje go zdecydowanie więcej niż orbitalna, ponieważ musi wynieść astronautów na orbitę wokół Księżyca, a następnie wrócić na Ziemię. Dzisiaj na takie podróże nie ma zapotrzebowania, a więc i budowanie tak gigantycznych rakiet nie ma ekonomicznego sensu. Do zadań orbitalnych znacznie lepiej nadają się małe i lekkie. Orliński ekscytuje się parametrami — Saturn V mógłby wynieść 50 ton ładunku „poza ziemską grawitację”. Czyli gdzie? Przecież Księżyc krąży wokół Ziemi właśnie dlatego, że — pozostając w poetyce terminologii autora — jest w ziemskiej grawitacji.

W dalszej części artykułu Orliński snuje rozważania na tematy jeszcze bardziej odległe. Najpierw opowiada o próbach wznowienia programu kosmicznego przez NASA w latach siedemdziesiątych, potem rozpływa się w zachwytach nad Boeingami, które wtedy latały, a teraz spadają. Ale nie tylko one spadają.

Górna stawka podatku dochodowego za Eisenhowera wynosiła 91 proc. Za Kennedy’ego spadła do 70 proc. Dzisiaj podobne stawki są nie do wyobrażenia, od razu by się podniósł krzyk, że to zahamuje wszelki rozwój (choć przy takich stawkach wymyślono komputer, internet, tranzystor, pigułkę antykoncepcyjną, pokryto kraj siecią autostrad i wysłano człowieka na Księżyc).

Co to ma wspólnego z programem Apollo? Ano to samo, co pisanina Ziemkiewicza i Cukiernika z klimatem. Nawet poziom nieznajomości omawianych wielkości podobny. Orliński tłumaczy, że

Elon Musk, chcąc wrócić do gry, swoją rakietę Falcon zaprojektował od zera. Jest około trzech razy słabsza od Saturna V, ale to i tak najpotężniejsza amerykańska rakieta od 1973 roku. Wystrzelony nią tesla roadster jest dziś już bliżej Marsa niż Ziemi (oddalił się od nas na dwie jednostki astronomiczne, czyli około 300 000 km).

Czy ma znaczenie, że 300.000 km to odległość Ziemi od Księżyca, a jednostka astronomiczna to odległość Ziemi od Słońca wynosząca około 150 milionów kilometrów? Laikowi wydaje się, że podróż z jednej planety na drugą wygląda dokładnie tak samo jak podróż z Krakowa do Warszawy, czyli po linii prostej. W rzeczywistości jest to lot po elipsie zależnej od prędkości początkowej. Dlatego można śmiało powiedzieć, że to, co pisze Orliński to pomieszanie z poplątaniem, czyli bzdury. Po pierwsze mylące jest stwierdzenie, że Mars jest odległy od Ziemi o ok. 80 milionów km. Nie Mars, lecz orbita Marsa. Odległość Ziemi od Marsa waha się od 80 milionów km, gdy obie planety znajdują się po tej samej stronie Słońca, do aż bez mała 400 milionów km, gdy są po przeciwnych stronach. Po drugie dziś samochód, wykonawszy prawie pełne okrążenie wokół Słońca, znajduje się niemal dokładnie w miejscu, z którego wystartował, na wokółsłonecznej orbicie Ziemi, tyle, że po przeciwnej stronie Słońca. Stąd taka gigantyczna odległość. To oznacza jednak, że wbrew temu, co pisze Orliński od orbity Marsa dzieli go taka sama odległość jak Ziemię. Czerwoną planetę dogoni i zbliży się do niej na bardzo małą odległość, dopiero we wrześniu przyszłego roku. W wyobrażeniu sobie jak to wygląda i zrozumieniu o co chodzi pomoże specjalna strona internetowa, dzięki której można prześledzić zarówno aktualny ruch planet jak i samochodu.

Lektura tekstu Orlińskiego nie pozwala odpowiedzieć na pytanie o co autorowi chodziło i jaki cel przyświecał jego pisaninie. Sporą część poświęcił radzieckiemu programowi podboju kosmosu, ale nie wiadomo do końca, czy to podziw czy dezaprobata. Bowiem co prawda

Twórca radzieckiego projektu kosmicznego Siergiej Korolow sam padł ofiarą tego systemu. Skazano go za rzekomy sabotaż na dziesięć lat łagru podczas wielkiej czystki w 1938. Był torturowany, złamano mu szczękę i odmówiono kontaktu z lekarzem. Na Kołymie zachorował na szkorbut i stracił kilkanaście zębów.

Niemniej jednak

W ZSRR ten system motywacji doprowadził do skonstruowania rodziny rakiet Sojuz, które latają od 1966 r. do dzisiaj. Mogą latać z załogą, ale ponieważ i tak są de facto zdalnie sterowane, mają tani bezzałogowy wariant Progress.

Nie tyle zdalnie sterowane, ile automatyczne. Tak czy owak zamordyzm działa i odnosi sukcesy! Charakterystyczne dla tego typu tekstów są opowieści o tym co bez czego nie byłoby możliwe. W omawianym przypadku

Program Apollo byłby niemożliwy bez rakiet Saturn V

Zaś

Bez tych rakiet [Sojuz] trudno sobie wyobrazić działalność Międzynarodowej Stacji Kosmicznej.

Można sobie wyobrazić podbój kosmosu bez technologii, zaplecza naukowego, przemysłu, surowców, konstruktorów, infrastruktury i najważniejsze — funduszy? W ogóle można sobie wyobrazić coś bez podstawowego elementu? A przecież wtedy człowiek poleciał w kosmos, stanął na Księżycu dlatego, że rywalizowały ze sobą dwie potęgi, które za wszelką cenę chciały udowodnić światu i sobie nawzajem swoją wyższość. Bowiem państwo nigdy nie będzie dobrym mecenasem i prędzej czy później zawsze znajdą się politycy, który uznają tego typu wydatki za marnotrawstwo. Potwierdza to sam autor pisząc:

Ambitne kalendarium, od którego zacząłem ten tekst, oficjalnie odwołano w 1971, gdy prezydent Nixon ogłosił cięcia. Ostatni raz ludzie polecieli na Księżyc w grudniu 1972 roku, w misji Apollo 17.

Właśnie dlatego dziś kosmos opanowują prywatne firmy, dysponujące większym kapitałem niż niejedno państwo. To się po prostu zaczęło się opłacać.

Z okazji rocznicy lotu Apollo 11 różne instytucje ogłaszają teraz plany kosmiczne. NASA we współpracy z europejską agencją ESA planuje powrót na Księżyc w ramach programu Artemis. W przyszłym roku na orbitę Księżyca poleci statek bezzałogowy, a w 2023 – już z załogą. Swoje plany ogłaszają też Chińczycy i Hindusi. Ale czy pojedyncze państwo jest dziś w stanie zrealizować taki projekt samodzielnie? I czy powinno to robić?

Cóż za pytanie! Jeśli złoża ziem rzadkich znajdują się w Chinach i na Księżycu, to co się bardziej opłaca — wybudowanie kopalni na Księżycu, czy żebranie u Chińczyków, żeby sprzedawali swoje bogactwa, bez których rozwój technologii jest niemożliwy? A co jak nie zechcą, jak to już miało miejsce?

Ambitne kalendarium, od którego zacząłem ten tekst, oficjalnie odwołano w 1971, gdy prezydent Nixon ogłosił cięcia. Ostatni raz ludzie polecieli na Księżyc w grudniu 1972 roku, w misji Apollo 17.

Swoje wywody Orliński kończy tak:

Niezależnie od państw i korporacji przede wszystkim jesteśmy ludźmi z planety Ziemia. Potrzebujemy kosmosu choćby po to, by o tym nie zapominać.

Typowe dla ludzi, którzy stale muszą sobie coś udowadniać. Tymczasem owszem, potrzebujemy kosmosu, lecz po to, by przetrwać! Niestety, możemy nie zdążyć, ponieważ ludzkość nie dysponuje jeszcze technologią umożliwiającą podróże międzygwiezdne, a Ziemia może wkrótce przestać nadawać się do życia. A to przecież nie jedyne zagrożenie. Rozrzutność i marnotrawstwo doprowadziły do tego, że wyczerpują się złoża niektórych surowców. Jeśli w porę nie zaczniemy sprowadzać ich z kosmosu, to… uziemimy się na dobre.

Dodaj komentarz


komentarze 4

  1. Są ludzie –  jak ja – którzy nie mają wyobraźni technicznej. I na 100% nie napiszą niczego związanego z techniką mądrego. A to że papla Orliński lub Ziemkiewicz i jeszcze im za to płacą? Być może redaktorzy naczelni też niezbyt technicznie/technologicznie rozgarnięci.

    Przypomnę, że w PRL na studia dziennikarskie (dwuletnie) można było dostać się po skończeniu innych, kierunkowych studiów. Wszystko po to by dziennikarz wiedział w czym jest problem. Obecnie najwyższy poziom ma „najlepsza szkoła medialna” Rydzyka.

    p.s. Dam przykład jakie trudności może sprawić ignorantowi złożenie odkurzacza. To niezbyt stary model, który ma ok.10 lat. Dotychczas nie zajmowałam się jego obsługą, ale zmieniło się i ….muszę. To odkurzacz bez worka. Napełnił się, bo zaczął słabo „ciągnąć”. Rozebrałam go, wyczyściłam „jako kobieta pracująca żadnej pracy się nie boję”. Problem zaczął się, gdy musiałam go złożyć. Początek był udany, ale potem … nic do niczego nie pasowało. To, by odpocząć i nerwy uspokoić, ustawiłam go na korytarzu. Przechodzący za jakiś czas mąż powiedział tylko tyle: to co jest z przodu, musi być z tyłu. I …… dałam radę!!!!! (całkiem jak pisie) odkurzacz złożyć 🙂 Kiedyś taka niezdarna chyba nie byłam, ale w moim przypadku ….. technika zbyt przyspieszyła  :-))))))

    W przypadku niektórych redaktorów także.

    1. W czasach Trybuny Ludu trzeba było pofatygować się do biblioteki, przeglądnąć literaturę, dostęp do fachowej prasy zagranicznej był ograniczony. Teraz ograniczony jest redaktor, który mając wszystko na klikniecie muszą pisze z głowy, czyli z niczego.

        1. https://www.dw.com/pl/50-lat-l%C4%85dowania-na-ksi%C4%99%C5%BCycu-wernher-von-braun-i-jego-brunatna-przesz%C5%82o%C5%9B%C4%87/a-49657937 O tym w różnych artykułach nie wspominano. Może ja na takie wspominające artykuły nie trafiłam.Dziwne jest to, że i w USA i w ZSRR nie kontynuowano lotów. Czy tylko finanse były tego przyczyną, czy może porwani po wojnie niemieccy naukowcy nie dawali dalszych inspiracji?