Nacjonalizacja bez elektryfikacji, czyli wielka liberalna reforma emerytalna

Polska nie dostosowała przepisów do unijnej dyrektywy o warunkach bezpiecznego przechowywania komórek rozrodczych, tkanek płodu czy embrionów używanych przy zapłodnieniu in vitro. Przepisy powinny być wprowadzone najpóźniej do 1 września 2008 roku. Czyli rządowi Tuska sześć lat nie wystarczy na dostosowanie prawa do wymogów Unii, w której wciąż jesteśmy.

Z chwilą przystąpienia Polski do Unii Europejskiej nasz kraj zobowiązał się do budowy i modernizacji oczyszczalni ścieków oraz systemów kanalizacyjnych tak, by spełniały normy europejskie. Rząd nie realizował właściwie dyrektyw, zaniżając standardy oczyszczania ścieków.

Polska nie wdrożyła unijnych przepisów o odnawialnych źródłach energii. Z 18 przepisów dyrektywy, które powinny zostać zaimplementowane, cztery wprowadzono w całości, sześć w sposób oceniany przez prawników za niepełny lub nieprawidłowy, a ośmiu nie wdrożono w ogóle.

Z kolei opieszałość kierowanego przez Bartosza Arłukowicza Ministerstwa Zdrowia, które nie zdążyło przygotować na czas przepisów koniecznych do wdrożenia unijnej dyrektywy o leczeniu w całej Europie może kosztować podatników miliony złotych.

W ogóle z raportu Komisji Europejskiej wynika, że Polska ma największe w całej wspólnocie opóźnienia we wdrażaniu unijnego prawa. Nasz kraj zajmuje czwarte miejsce na liście krajów, przeciwko którym wszczęto postępowania o naruszenie przepisów. Jest ich aż 82. Każde może zakończyć się bardzo wysokimi karami.

Ale nie wszystko rządowi idzie jak krew z nosa. Jeśli w grę wchodzą pieniądze, na których można położyć łapę, to koalicja potrafi ustawę nacjonalizującą oszczędności obywateli uchwalić na jednym posiedzeniu sejmu! Plany są takie, żeby drugie i trzecie czytanie odbyło się na tym samym posiedzeniu, a więc by Sejm zakończył prace nad ustawą za trzy dni, w piątek. W sobotę rano ustawę powinien przegłosować senat, a po południu podpisać prezydent. Żebyt wszystko było lege artis vacatio legis potrwać winno co najmniej do niedzieli wieczór albo nawet poniedziałku rano.

Zdumiewająca jest postawa Jerzego Buzka, którego rząd wprowadzał dewastowaną obecnie reformę. Otóż były premier skrytykował postępowanie PO w sprawie OFE i jednocześnie zastrzegł, że nie zamierza z PO występować. Jan Maria Rokita, Jarosław Gowin i wielu innych też nie zamierzało. Widocznie Buzek uznał, że bardziej honorowo będzie, gdy jako członek PO będzie jednocześnie firmował to co robi rząd i dystansował się od tego. Czyli za a nawet przeciw w praktyce. Ale z partii dobrowolnie nie odejdzie, co to to nie. Nawet jak go wyrzucą, to się odwoła…

Na cofaniu systemu emerytalnego do stanu sprzed 1999 roku zamierza także coś ugrać tow. Miller Leszek. Jak wszyscy pamiętają, a chorzy odczuwają, tow. Miller od razu po objęciu władzy wywrócił reformę służby zdrowia zastępując rozwiązania rynkowe bliskimi sercu każdego sekratarza KC PZPR rozwiązaniami socjalistycznymi. Prywatne OFE to zresztą sól w oku polskich polityków od prawa do lewa. Pieniądze na których polityk nie może położyć łapy, których nie może rozdysponować, kupić sobie poparcia wyborców spędzają mu sen z powiek. Ponieważ więc prywatne fundusze emerytalne rząd właśnie likwiduje, Miller próbuje wymóc utworzenie kilku dodatkowych synekur, czyli „publicznych OFE”, które będzie można obsadzać swoimi. Bo w KGHM wszystko już poobsadzane.

Warto przypomnieć tow. Millerowi, że to jego rząd psuł reformę emerytalną wyjmując z powszechnego systemu najpierw mundurowych a potem górników. Gdy dziś tow. Miller opowiada o miliardach które OFE zarobiły na krwawicy płacących składki, to zarobiły właśnie dzięki niemu. Więc aż się prosi zapytać „A dlaczegoście towarzyszu nie obniżyli tych horrendalnych marż? Dlaczegoście nie zmienili chorych zasad na jakich OFE działały i działają do dziś? Służbę zdrowia „zreformowaliście” tworząc synekury dla towarzyszy i protegowanych. Dlaczego nie ruszaliście OFE?” Dopiero następca Millera, Belka, nieco obniżył marże (z 10% do… 7.5%). Ale nie zmienił prawdziwego źródła dochodów — opłat za „zarządzanie”. Nie zrobił tego zresztą żaden rząd do tej pory. Wliczając w to Wielkiego Reformatora i jego pierwszą „wielką i ostateczną reformę Otwartych Funduszy Emerytalnych”.

A może pan premier powinien utworzyć dla Millera stanowisko do spraw wykluczonych? Zaskarbiłby sobie jego poparcie i dozgonną wdzięczność. Bo Miller serce ma po lewej stronie. Zaraz pod portfelem. Dla reszty towarzyszy jakaś rządowa posada też na pewno by się znalazła…

Dodaj komentarz