Możecie nas cmoknąć

Opozycja, głównie prawicowa, osiąga coraz wyższe poziomy absurdu. Nie mając do zaproponowania niczego sensownego bezustannie domaga się dymisji to tego, to owego ministra. Bo powiedział, bo nie powiedział, bo spojrzał w lewo, a powinien w prawo, bo nie dodał „Tak mi dopomóż Bóg”, bo dodał, ale bóg był z małej litery, bo nie przyklęknął na widok prezesa… Ostatnio PiS histerycznie domaga się dymisji ministra Sawickiego. Ale nie za to, co można było usłyszeć na ujawnionych swego czasu nagraniach. Kolesiostwo, nepotyzm, wykorzystywanie stanowisk dla własnych celów, machlojki, to przecież może przytrafić się każdemu i nie stanowi żadnego problemu. Minister powinien podać się do dymisji ponieważ nazwał frajerami rolników sprzedających jabłka po 12 groszy, choć rząd oferuje im 27 groszy. Jak można mówić coś takiego? Gdyby powiedział, że rolnicy sprzedający tanio stoją mentalnie tam, gdzie stało ZOMO, to co innego. Ale nazywać ich frajerami!?

W sukurs panu ministrowi od rolnictwa pospieszyła pani premier i wyjaśniła, że dymisjonować to se opozycja będzie swoich ministrów, jak ich będzie miała. Póki co od jej ministrów wara. Minister Sawicki nauczy się do końca życia, że nie wolno tak się wyrażać o polskich rolnikach — poinformowała p. premier, nie precyzując czyje życie ma na myśli. I ostrzegła Polaków, żeby nie wiązali z tym rządem wielkich nadziei, ponieważ w jego składzie Nie ma ludzi, którzy nie popełniają błędów.

Ale nie tylko braniem w obronę ministra zajmowała się p. premier na konferencji prasowej. Wzorem swojego poprzednika wyprężyła muskuł zapewniając, że jest nie tylko twarda i odważna, ale i zdeterminowana by żadnych zobowiązań w ramach Unii Europejskiej nie podejmować. Niech inni oszczędzają, niech inni redukują, niech robią co chcą. Nam niech dadzą święty spokój i pieniądze. Bo nas na jakieś ograniczenia po prostu nie stać. W końcu nie po to w ciągu 20 lat wpompowaliśmy w specjalne systemy emerytalne górników, rolników czy mundurowych 700 mld zł żeby teraz pozbawiać ich przywilejów i przestać dotować.

Oto Polska buksuje starą, poczciwą syrenką. Kopci toto, trzęsie, niemiłosiernie dużo pali, ale nie stać nas na nic nowocześniejszego, bo musimy inwestować w części zamienne do tego, co mamy. A sypie się wszystko. Nic to, że kopalnie wydobywają kamienie w kolorze czarnego złota, których Ukraińcy nie chcą nawet za darmo. Nic to, że na hałdach zalegają miliony ton tej substancji. Nadal będziemy w to pakować miliardy. Przy okazji wspierając rosyjskich oligarchów płacąc im za ropę i węgiel. Bo my tak już mamy — obcym oddamy ostatnią koszulę. Ale swoich pogonimy.

Pierwszy warunek jest taki, że musimy zachować ilość naszych emisji. A drugi — żeby te emisje mogły być w dyspozycji polskiego rządu, żeby przekazywać je instytucjom energetycznym, po to, żeby nie podnosić ceny polskiej energii elektrycznej i przekazywać je za darmo. Jak to sobie wyobraża nie wyjaśniła. A szkoda, bo na stronach ministerstwa gospodarki, na którego czele stoi minister jak najbardziej tego rządu stoi jak byk: Z rządowego sprawozdania na temat bezpieczeństwa dostaw energii elektrycznej wynika, iż w latach 2016-2017 Polsce grozi niedobór mocy do produkcji energii elektrycznej. Obecnie sytuacja jest pod kontrolą i prądu jest pod dostatkiem, natomiast w najbliższych latach znacznie zwiększy się ryzyko deficytu mocy energetycznych.

Jakie wnioski płyną z rządowego sprawozdania na temat bezpieczeństwa dostaw energii elektrycznej? Że należy nadal robić wbrew pozostałym członkom Unii Europejskiej i ładować miliardy w nieefektywne przedsięwzięcia wątpliwe ekonomicznie. I wmawiać Polakom, że ciastko da się zjeść i nadal je mieć.

 

PS.
Rząd chełpi się trzydziestoprocentową redukcją emisji gazów cieplarnianych. Owszem, zredukowaliśmy o 30% emisję, ale na początku lat dziewięćdziesiątych. Głównie dzięki zamykaniu produkujących głównie zanieczyszczenia socjalistycznych molochów, jak huta aluminium w Skawinie czy Zakłady Sodowe Solvay w Krakowie. Od tego czasu nie zrobiono nic. Kompletnie nic! Ile jeszcze lat rząd będzie się chwalił osiągnięciami, do których nie przyczynił się, zamiast opracować jakąś sensowną strategię dotyczącą energetyki i sięgającą dalej w przyszłość niż termin najbliższych wyborów? Gdzie zajedziemy na stawaniu okoniem, czyli — jak to zgrabnie ujęła p. premier — radykalnym zachowywaniu się? Czy pani premier własnymi pieniędzmi będzie wspomagać rolników, którzy z powodu zmian klimatycznych stracą plony lub gospodarstwa?

Dodaj komentarz