Mówimy Polska, w domyśle partia

Historia. Na jej temat wypowiadano się wielokrotnie. Twierdzono, że kołem się toczy, cokolwiek to znaczy, a także, że lubi się powtarzać. Niestety, jak zauważył Karol Marks, owszem, lubi ale za pierwszym razem powtarza się jako tragedia, za drugim jako farsa.

Gdy w czasach minionych jakiś urzędnik zachował się nagannie natychmiast był odsuwany, chowany w cień. Partia bowiem bardzo nie lubiła być przedmiotem kpin. Zwłaszcza na arenie międzynarodowej pilnowano, by się nie ośmieszać. Choć Polskę reprezentowali specjalnie wyselekcjonowani, sprawdzeni towarzysze, najwierniejsi z wiernych, prawdziwi patrioci, którym nie imponował blichtr Zachodu. Oczywiscie nie liczyły się kompetencje, choć też brano je pod uwagę, lecz wierność i lojalność wobec partii.

Brakuje leków. Ale nie dlatego, że PO wysmażyła idiotyczną, antyrynkową ustawę po to, żeby zaoszczędzić miliardy na refundacji leków. Dlatego, że — jak tłumaczy Radosław Fogiel, zastępca rzecznika PiS-u — Nasi oponenci z PO najpierw sami pozbawili państwo narzędzi do wpływania w jakikolwiek sposób na dostępność leków, do tego, żeby państwo mogło zapewnić bezpieczeństwo zdrowotne obywatelom, a teraz można powiedzieć, że ich „podróże” od apteki do apteki służą właściwie temu, żeby podziwiać skutki swojej własnej polityki. Warto pamiętać, że w czasach minionych państwo było jednym wielkim narzędziem, a mimo to sklepy świeciły pustkami. Teraz też łebski polityk nie zdradza o jakie narzędzia chodzi. Minister decyduje o tym co znajdzie się na liście leków refundowanych, poza wszelką kontrolą, jednostronnie i tajnie negocjuje ceny z firmami farmaceutycznymi. Wszelkie możliwe służby od czterech lat podporządkowane są władzy. A nawet jeśli PO pozbawiło państwo narzędzi cztery lata temu, to dlaczego rząd dotąd nie wyposażył się w nie?

Wicerzecznikowi wtóruje poseł Buda z PiS (nie mylić z posłem Budką z PO), który powtarza obowiązujący przekaz dnia przekonując, że W latach 2007-2011 spośród 18 spółek nadzorowanych przez ministra skarbu 14 zostało sprywatyzowanych z branży, która zajmowała się produkcją leków, z branży, która była bezpośrednio nadzorowana przez ministra skarbu i to doprowadziło do sytuacji, w której rynek producencki został osłabiony. Już starożytni Polacy zdawali sobie sprawę, że pańskie oko konia tuczy. Przedsiębiorstwo, które nie jest bezpośrednio nadzorowane przez ministra przestaje produkować i popada w ruinę. Aż dziw bierze, że żadna z 14 nienadzorowanych przez ministra spółek dotąd nie zbankrutowała.

Na arenie międzynarodowej historia zatoczyła koło i powróciła. Jako farsa. W czasach minionych Polskę reprezentowali towarzysze partyjni, ponieważ nikt inny nie mógł. Dziś może, ale tym razem polscy reprezentanci nie reprezentują Polski, ale wyłącznie jedną partię. Doskonałą ilustracją jest tutaj p. Szydło, którą forsowano na stanowisko szefowej komisji ds. zatrudnienia w Parlamencie Europejskim. Przyzwyczajeni do głosowania do skutku zgłosili jej kandydaturę drugi raz, aż wreszcie koleżanka partyjna, Rafalska, postanowiła skrócić męki swojej byłej przełożonej i zgłosił Słowaczkę Lucię Durisz Nicholsonovą. Sprawę podsumował ksiądz Stanisław Walczak. Ponieważ współgra z naszymi rozważaniami przytoczmy jego wypowiedź w całości.

Kierownictwo PiSu, jak i większość biskupów w Polsce, zostało wychowanych oraz otrzymało wykształcenie średnie oraz wyższe w atmosferze propagandy reżymu komunistycznego. Wielu z nich w latach 50-tych, 60-tych i 70-tych minionego wieku miało się dobrze, byli pilnymi uczniami (oprócz Pana Prezesa) i w ten sposób nasiąknęli atmosferą minionego okresu. Jednym z mankamentów ich wychowania była pogarda dla nauki i historii tworzonych w wolnym świecie. Nic więc dziwnego, że poznane w dzieciństwie i młodości wzory przenoszą bezmyślnie na obecne czasy.
„Władza (komunistyczna) miała (…) świadomość, że w tworzeniu koncepcji nowej Polski zasadne jest budowanie nowej świadomości historycznej, do czego przede wszystkim wykorzystano propagandę systemową. Szczególnie mocno wykorzystywano kilka aspektów ważnych nie tylko z punktu widzenia kształtowania się nowej władzy, ale także z uwagi na duże znaczenie, jakie odgrywały one dla społeczeństwa.

Stanowiły bowiem znak nowych czasów i jednocześnie pozwalały na budowę nowego obrazu Polski, odwołując się chętnie do argumentów historycznych” (Magdalena Drajkowska, „Nowa Polska –nowa kultura –nowa historia. Przeszłość jako przedmiot propagandy w okresie PRL-u”, Poznań 2018 r.). Dokładnie tą samą drogą kroczą dzisiaj biskupi (w moim wieku oraz partyjni oficerowie polityczni, z Prezesem na czele. Jego duchowa córka oczywiście, bezmyślnie wpadła w ten sam nurt.

W niedzielę, 21.07.2019 r. w Parku Etnograficznym w Tokarni, odbył się piknik rodzinny Prawa i Sprawiedliwości. Tam pani wiceprezes partii rządzącej, (tow.) Beata Szydło, oświadczyła:
„Zawsze słynęliśmy z tolerancji, szacunku do innych i niech tak dalej będzie i nie pozwólmy na to, żeby w Polsce był brak tolerancji czy szacunku. Każdy przejaw takich aktów piętnujmy i one muszą być stanowczo potępiane. (…) Jesteśmy krajem, który docenia i szanuje innych. Bardzo często tego szacunku, tolerancji dla innych w Europie brakuje. Pokażmy całej Europie, że to jest możliwe.”
Jakbym słyszał Władysława Gomułkę, Józefa Cyrankiewicza czy Edwarda Gierka.
Patriotyzm kulejący polega na powoływaniu się na zasługi przodków, by stworzyć wrażenie, że jesteśmy nie tylko ich dziedzicami, ale znacznie lepsi od nich. To najzwyklejsza propagandowa świeca dymna. Zerwanie z polską tradycją tolerancji jest znakiem szczególnym PiSu. Jest to bezpośrednie dziedzictwo okresu demokracji ludowej. Tutaj sprawdza się stara mądrość: „Czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci.”

Mentalność postkomunistyczna jest powodem obecnej sytuacji. Nie, nie chodzi mi o dawnych działaczy PZPR. Chodzi o ludzi jak pan Kaczyński i towarzysze z PiS , którzy wtedy „dobrze się mieli”, a dzisiaj nie potrafią oderwać się od rzeczywistości czasów ich dzieciństwa i młodości.

To tłumaczy dlaczego niekorzystnych decyzji, jak chociażby odrzucenia zgłoszonej kandydatury, nie przyjmują do wiadomości i próbują wymusić korzystne dla siebie rozstrzygnięcie. W Polsce nie mają z tym żadnego problemu — ponawiają głosowanie tak długo, aż uzyskają satysfakcjonujący wynik. Zagranicą tak się nie da, więc zgłaszają ponownie tę samą kandydaturę.

Polska zgłosiła kandydaturę Krzysztofa Szczerskiego na komisarza UE. Czy podzieli los Szydło? Najprawdopodobniej tak, ponieważ Polskę w Unii ma reprezentować członek PiS-u albo nikt. A przedstawiciele PiS-u, poza nielicznymi wyjątkami, są jacy są.

Dodaj komentarz


komentarzy 6

  1. Jak niewiele ma do powiedzenia polityk, który dziesiątki razy wyciera sobie gębę słowem  patriotyzm. Przecież patriotyzm widać w działaniach, w pracy, w rozumnym tworzeniu ustaw, w sprawnym zarządzaniu lub rządzeniu. Gaduła prostacki, który niewiele potrafi, a chce kasy, odmienia przez przypadki „patriotyzm” i już wydaje mu się, że nim jest, że wzgardzone przez niego pospólstwo dało się omamić.

    Jak nie patriotyzm, to BÓG bywa odmieniany i płynie od papli zapewnienie, że to papla wie najlepiej czego bóg chce. Czy papla w gajerku czy w sukni z 33 guziczkami – zawsze wie. Także wtedy gdy mówi, że dziecię domagało się gwałtu i samo, na siłę, do łóżka gwałcicielowi wlazło.

    Jak można zaufać partii i jej drżącostrachliwemu wodzowi, gdy gwałty na dzieciach nie są karane, a dokonywane przez klesze xxxx (krówek i byczków nie wykorzystam do porównania, bo mają w sobie więcej dobra). Jak można zaufać członkom partii, który przywłaszcza sobie bezkarnie  łapówkę 50 000 zł? To jego koleś w bezkarności jest jeszcze wydajniejszy i wziął sobie „nagrodę” 500 000 zł. Glapiński jest tym, kim jest za decyzją i wskazaniem J.Kaczyńskiego, strachliwego starucha, na którego ochronę poszło już kilka ładnych milionów.

    Gdy tych milionów brakuje na leki, brakuje na leczenie, brakuje praktycznie na wszystko.

    Gdzie jest początek zła? W kruchcie czy na ambonie? Niedługo takie zdanie  będzie może karalne, bo będzie „walką ze św. KK” .

    To już odpowiadam słowami biskupa I Krasickiego

    „Wolno szaleć młodzieży, wolno starym zwodzić,
    Wolno się na czas żenić, wolno i rozwodzić,
    Godzi się kraść ojczyznę, łatwą i powolną;
    A mnie sarkać na takie bezprawia nie wolno?”

    a kleszym tak:

    „Szanujmy mądrych przykładnych, chwalebnych,
    Śmiejmy się z głupich, choć i przewielebnych.”

    1. Takie będą Rzeczpospolite, jakie ich młodzieży chowanie. (…..) Nadto przekonany jestem, że tylko edukacja publiczna zgodnych i dobrych robi obywateli”  —  1600 r!!!!!    Jan Zamoyski

      ….tylko edukacja publiczna……     „tylko edukacja publiczna …….

        1. Kobieta zmienną jest ! 🙂 A tak naprawdę to edukować  tylko tych, którzy chcą się uczyć, a nie wyrzucać pieniędzy na tych, którzy cały wysiłek wkładają w to by się jednak nie nauczyć, ale sprytem zdać.

          Co sądzisz o tym? ”
          Ok. 56 proc. absolwentów Wyższej Szkoły Policji w Szczytnie nie zdało pierwszego etapu egzaminu oficerskiego po dwu i trzyletnich studiach – podaje portal tvn24.pl. Przystąpiło do niego 327 osób, zdały jedynie 143. Rzecznik uczelni podinsp. Marcin Piotrowski twierdzi w rozmowie z portalem, że w przeszłości „zdarzały się egzaminy o większej lub mniejszej zdawalności”.

          Egzamin obejmował zagadnienia prawne, m.in. z zakresu prawa karnego, cywilnego. Absolwenci mogą przystąpić do niego powtórnie.

          Wyższa Szkoła Policji w Szczytnie – jedyna taka szkoła w Polsce
          Wyższa Szkoła Policji w Szczytnie jest jedyną tego typu placówką w Polsce, która zajmuje się kształceniem kadry kierowniczej Policji. Na uczelni prowadzone są zajęcia m.in. z zakresu nauk prawnych, humanistycznych, społecznych i przedmiotów zawodowych.
          „Słuchacze przechodzą również szkolenia z zakresu taktyk i technik interwencji policyjnych, strzelania, obsługi policyjnego sprzętu łączności i policyjnych systemów informatycznych. W swojej ofercie uczelnia ma blisko 100 różnego rodzaju kursów” – czytamy na stronie internetowej placówki.
          Szkołę nadzoruje minister spraw wewnętrznych i administracji. W lutym 2017 r. Komendantem-Rektorem szkoły w Szczytnie został insp. dr hab. Marek Fałdowski.” Za Gazeta.pl
          Ktoś pozwolił by zdali maturę, ktoś zaakceptował przyjęcie do szkoły, ktoś im zaliczał okresowe egzaminy. Jaka z nich będzie korzyść? Może tylko mierni, ale wierni, którzy wykonają każde polecenie „góry”.

          1. Czyli jeśli chodzi o szkołę w Szczytnie:

            edukować  tylko tych, którzy chcą się uczyć, a nie wyrzucać pieniędzy na tych, którzy cały wysiłek wkładają w to by się jednak nie nauczyć, ale sprytem zdać.

            Tych, którzy nie chcą się uczyć po prostu przyjmować i awansować bez względu na ich wiedzę, bo szkoda pieniędzy? Może się mylę, ale wydaje mi się, że właśnie takie podejście sprawia, że mamy to, co mamy. Bo jest przymus szkolny z jednej strony i przymus edukacyjny z drugiej. Pierwszy powoduje, że każdy musi ukończyć szkołę, drugi, że nauczyciele są słabo wykształceni i niczego nie są w stanie nauczyć. Oczywiście nie można zapominać o decydującym czynniku — władzy, od której zależy program nauczania. Katastrofalne skutki daje połączenie miernych nauczycieli z miernym, niedostosowanym do wyzwań współczesności programem. Uczeń, który nie ma dostatecznie dużo samozaparcia, żeby zdobywać wiedzę samemu, w szkole jej nie zdobędzie, co było doskonale widać w Białymstoku i w sejmie.

            1. Przypomnę, że w szkolnictwie pracują przede wszystkim kobiety!!! To taki przytyk do tych „walczących”. A dla mnie argument, że nie płeć, a to co się ma w głowie, inteligencja, zaangażowanie jest ważne. By do szkolnictwa nie trafiały różne dziwolągi (wiem co piszę), to po pierwsze wynagrodzenia musiałyby być inne, by mogła następować naturalna selekcja. Lepszy czyli mądrzejszy powinien wygrywać z szarą masą nijaką.

              Napiszę, że na co najmniej „dziwnych i oszukańczych” zasadach istnieją tzw. prywatne szkoły wyższe. To tylko źródło kasy dla dorobkiewiczów, a nie kształcenie młodych. Bywa tak, że uznany autorytet daje swoje nazwisko do „obsady” takiej uczelni, za co otrzymuje wynagrodzenie. Ale nigdy nie prowadzi tam wykładów. I taki geszeft ministerstwu wystarcza. Albo kontroler ministerialny też otrzymuje wynagrodzenie.

              Po 1989 r tłuk prowincjonalny otwierał sklepik i koniecznie zatrudniał jako sprzedawcę osobę z wyższym i  znajomością dwóch języków. Kiedyś młoda osoba spytała mnie:co mam zrobić, bo znam tylko angielski i to trochę, a drugi język? Poradziłam by nauczyła się włoskiej lub francuskiej piosenki i popisała się używając tekstu „znajomością języka” przed prowincjonalna prostaczką. Dziewczyna tak zrobiła, dostała pracę w trudnym dla siebie czasie. A tłuk? Naśmiewał się, że taka szkolona, a u niej na posyłki.

              Po 1989 r wielu rodziców za wszelką cenę chciało dać wykształcenie swoim dzieciom. I bardzo często opłacali to prywatne oszukaństwo. Zamiast wysyłać dzieci do techników lub zawodówek (jeśli ocalały).

              „Tych, którzy nie chcą się uczyć po prostu przyjmować i awansować bez względu na ich wiedzę, bo szkoda pieniędzy?”

              Po co przyjmować i zmuszać? Może wystarczą zawodówki, może wielomiesięczne przysposobienia do zawodu? Najwięcej młodzieży idzie do ogólniaków i po skończeniu szkoły zostaje z niczym. Czasami idą pracować do sklepów, czasami zostają salowymi, czasami sprzątają w hotelach. Albo synusiowie mamusi lub córeczki tatusia siedzą latami na ich utrzymaniu. Emerytury sobie nie wypracowują!!! Co z nimi kiedyś będzie?

              Gdyby szkolnictwo było inaczej zorganizowane, to młodzi mogliby wychodzić ze szkoły z zawodem.

              Białystok. Zwrócę uwagę, że do tych młodych narodowców  czy przyszłych faszystów, ktoś dotarł. I coś im zaproponował, gdy państwo w całej swojej potędze na młodych się wypięło. Chyba że takie działania były celowe!!!

              Problemem uczniów są korepetycje!!! Mało jest uczniów,którzy z nich nie korzystają. Dlaczego tak jest? Programy nauczania tak są ustawione, że nauczyciel nie ma kiedy powtórzyć materiału ze słabszymi uczniami. A przecież stopień przyswajania wiedzy jest różny u różnych osób. Gdyby nauczyciel jednak zdecydował się na powtórki, nie przepracuje programu według nakazów. I wtedy albo zabiorą mu jakiś dodatek, albo nie wypracuje nowego.

              Na kółka zainteresowań, na po lekcyjne uzupełnianie wiedzy w szkole pieniędzy nie ma!!!! Pozostają korepetycje i frustracje młodzieży, która wpaja sobie przekonanie, że jest niewiele warta. A to straszna cena i stąd kierowanie się ich ku narodowcom, faszystom obiecującym raj „gdy oni przejmą władzę”