Mowa narodowa

Praktycznie każdy przejaw aktywności człowieka w dzisiejszych czasach, a zwłaszcza w środku Europy, związany jest z koniecznością podpisania umowy. Gdy po jej podpisaniu okazuje się, że padliśmy ofiarą oszustwa natychmiast uaktywniają się wszystkowiedzących, którzy wiedzą co trzeba było zrobić, żeby się nie dać oszukać. „Trzeba było przeczytać umowę” — przekonują, bo wszystko wiedzą. Ba, po losowaniu znają nawet wygrywające liczby! „Trzeba było skreślić [tu pada seria liczb], żeby wygrać”. Aż dziw bierze, że mimo, iż to takie proste nigdy nie wiedzą tego przed faktem, zawsze po. Tak więc praktycznie na każdym kroku zmuszeni jesteśmy podpisać lub zawrzeć jakieś umowy. Przed podpisaniem faktycznie powinniśmy je czytać. Ale nie da się! Ponieważ równie dobrze mogłyby być pisane po chińsku.

Ze „Sprawozdania o stanie ochrony języka polskiego” przedstawionego sejmowi przez Radę języka polskiego wynika, że niektóre zdania w umowach podsuwanych do podpisu, na przykład przez operatorów telekomunikacyjnych, składają się z ponad stu słów, a do ich zrozumienia potrzeba doktoratu. Ustawa o języku polskim w art. 12 pkt. 2 stanowi, że

Nie rzadziej niż co dwa lata Rada przedstawia Sejmowi i Senatowi sprawozdanie o stanie ochrony języka polskiego w rozumieniu art. 3.

W 2013 r. Rada analizowała „urzędowy” język urzędników, a teraz wzięła na tapetę teksty umów, ulotek dołączanych do leków i kosmetyków, instrukcje obsługi i różnego rodzaju umowy. Niestety, nie można zapoznać się z najnowszym sprawozdaniem na stronie internetowej Rady, ponieważ najaktualniejsze umieszczone tam sprawozdanie pochodzi sprzed ośmiu lat. Ale na tle publikacji „Wykaz imion używanych w Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej” pachnie świeżością.

Zdaniem Rady umowy dla abonentów telekomunikacyjnych „są przygotowane tak, by zabezpieczać tylko interes nadawcy”, a ich „forma graficzna, układ tekstu, jak i sposób jego opracowania służą temu, by zniechęcić odbiorcę do zapoznawania się z treścią umowy”. Z badań wynika, że tylko umowa w sieci Plus jest napisana stosunkowo prostym językiem. Dokumenty w T-Mobile i Orange mają tak skrajną mglistość, że do ich zrozumienia nie wystarczą nawet wyższe studia. Podobnego zdania jest Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Do UOKiK wpływają skargi na nieczytelność umów, ich zbytnie rozbudowanie i długość – przyznaje Agnieszka Majchrzak z biura prasowego urzędu. I na tym kończy się aktywność urzędu.

To sprawozdanie ma dwa lata. Od dwóch lat w Polsce zachodzą dobre, widoczne nawet gołym okiem zmiany. Wydawać by się mogło, że władza, która wyraz „narodowy” odmienia przez wszystkie przypadki, która doprecyzowuje tym przymiotnikiem nazwę niemal każdej instytucji, będzie szczególnie wyczulona na język narodowy i będzie szczególnie szybko i stanowczo reagowała na każdy przejaw łamania Ustawy o języku polskim. Ustawy, która we wspomnianym wyżej punkcie trzecim nakłada na organy państwa określone obowiązki.

Art. 3. 1. Ochrona języka polskiego polega w szczególności na:
1) dbaniu o poprawne używanie języka i doskonaleniu sprawności językowej jego użytkowników oraz na stwarzaniu warunków do właściwego rozwoju języka jako narzędzia międzyludzkiej komunikacji;
2. Do ochrony języka polskiego są obowiązane wszystkie organy władzy publicznej oraz instytucje i organizacje uczestniczące w życiu publicznym.

I co z tego, że do ochrony języka polskiego są obowiązane wszystkie organy władzy publicznej oraz instytucje i organizacje uczestniczące w życiu publicznym? Nic. I pod tym względem nie zaszła żadna zmiana. Ani dobra, ani zła. Z drugiej strony słuchając polityków trudno uwierzyć, że oni rozumieją co mówią. Zaś w to, że rozumieją za czym glosują nawet dzieci nie wierzą.

Korzystając z okazji warto wrzucić kamyczek do ogródka reformowanej właśnie pospiesznie oświaty. Otóż międzynarodowe badanie kompetencji osób dorosłych (2012 r.) wykazało, że tylko 10% Polaków w wieku od 18-65 lat dobrze radzi sobie z czytaniem ze zrozumieniem. Aż 20% radzi sobie bardzo słabo, albo wcale. To z kolei jest dobra wiadomość dla polityków — co by nie mówili i tak mało kto zrozumie. Wystarczy więc gadać z przekonaniem i dobrze wyglądać. A umowy? Cóż. Można wstać z kolan, wyprężyć dumnie pierś i nie podpisać umowy na dostawę gazu, wody czy energii elektrycznej.

Pocieszające jest to, że — co wynika z nowszego badania — polska młodzież (między 16 a 19 rokiem życia) lepiej sobie radzi z czytaniem ze zrozumieniem i krytycznym myśleniem niż młodzież z Niemiec, Austrii, Słowacji, Kanady, Anglii, Włoch czy USA. Reforma oświaty zaradzi temu problemowi.

Dodaj komentarz