Mów mi wuju

Kto najlepiej zna się na wychowaniu dzieci, problemach rodzinnych, rodzinie? Oczywiście biskupi i ich podwładni. Dlatego Rada Episkopatu oznajmiła, iż przygotowywana przez rząd ustawa godzi w niezbywalne wartości, takie jak prawo rodziców do wychowania dzieci według wyznawanych zasad, prawo dziecka do opieki ze strony biologicznych rodziców oraz prawo do autonomii i intymności życia rodzinnego.

Skąd taka reakcja? Ano koalicja wzięła się swego czasu ostro do pracy i przygotowywała jedną ustawę po drugiej na wyścigi zabraniając, zakazując, zaostrzając. Po pedofilach (którzy będą ulegali kastracji), hazardzie (który uległ delegalizacji) i papierosach (które są do dupy) przyszła kolej na rodzinę. Albowiem rząd i na tym odcinku dostrzegł problem oraz patologię. I czym prędzej postanowił temu zaradzić tak, jak umie. Nie powołał więc do życia urzędu, instytucji, których zadaniem byłaby wszechstronna pomoc rodzinom. Nie. Po wyczerpującym wysiłku umysłowym doszedł do wniosku, iż najlepszym lekarstwem na przemoc rodzinną będzie przemoc instytucjonalna:

Art. 12a. W razie bezpośredniego zagrożenia życia lub zdrowia dziecka, w szczególności kiedy opiekun dziecka znajduje się w stanie nietrzeźwości lub pod wpływem środka odurzającego, pracownik socjalny wykonujący obowiązki służbowe ma prawo odebrać dziecko z rodziny i umieścić je w rodzinie zastępczej lub w całodobowej placówce opiekuńczo-wychowawczej.

Dlaczego urzędnik tylko w czasie wykonywania obowiązków służbowych ma prawo odbierać dziecko rodzinie? A gdy dostrzeże zagrożenie podczas wykonywania innych czynności? I dlaczego tylko pracownik socjalny, a nie na przykład sąsiad? Działacz? PO wie…

Na pierwszy rzut oka ten przepis jest sensowny. Jeśli życie dziecka jest zagrożone, to faktycznie – interwencja jest konieczna. Ale… Przemoc w rodzinie to nie jest zjawisko występujące nagle i znienacka. To proces długotrwały i narastający. A państwo ma obowiązek w pierwszym rzędzie zajmować się prewencją, a nie czekać aż coś się stanie i dopiero wtedy wkraczać z całą surowością i bezwzględnością. Zwłaszcza pracownik socjalny nie ma prawa robić za komornika, egzekutora, czy kata, ale ma pomagać, zapobiegać przemocy.

A tak… Mama jedenastoletniego Sebastiana daremnie wypatrywała powrotu syna ze szkoły. Okazało się, że dziecko zostało porwane. W majestacie prawa. Ze szkoły Sebastiana uprowadziły panie z opieki społecznej, wymachując nie bronią, lecz nakazem sądowym. Został zabrany do odległego o 25 km Domu Dziecka w Lublinie (akcja rozgrywa się w Bystrzycy Nowej, małej wsi w gminie Strzyżewice). Oczywiście o postanowieniu dotyczącym dziecka polski sąd nie musi informować rodziców, w odróżnieniu od kidnaperów. Nie żąda także okupu. Dlaczego sąd nakazał umieszczenie chłopca w Domu Dziecka? Bo w domu rodzinnym było brudno, nie ma ciepłej wody, matka ma depresję, a ojciec leży w szpitalu….

Dziś w Tok FM można znaleźć opowieść o szesnastolatce z domu dziecka, która przez 10 dni zgłaszała wychowawcom i pielęgniarce, że źle się czuje. Pielęgniarka kurowała ją „domowymi” metodami i nie wysłała do lekarza. Gdy w końcu dziewczyna do szpitala trafiła, usłyszała: Jeszcze trzy dni i byś się przekręciła na tamten świat. Dla szesnastoletniej dziewczyny informacja, że trzy dni dzieliły ją od życia wiecznego na pewno jest informacją budującą i wzmaga szacunek dla państwa i jego instytucji. Gdyby coś takiego wydarzyło się w „normalnej” rodzinie, już dawno sprawa byłaby w sądzie, a dziecko odebrane rodzicom i umieszczone w… domu dziecka.

Dlaczego nie można upowszechnić instytucji rodziny zastępczej? Dlaczego utrzymywane są nadal nie mające odpowiednika nigdzie na świecie „domy dziecka”? Drogie, nieefektowne i nieefektywne, pozbawione kontroli. Dziewczyna przeżyła dzięki temu, że wychowawcy po kryjomu, wbrew „procedurom” przemycili ją do lekarza. Gdyby historia nie miała happy endu zapewne usłyszelibyśmy Premiera, który zbolałym głosem mówi na przykład: Nie sądzę żeby wobec takich indywiduów, takich kreatur, można było zastosować termin „człowiek” i w związku z tym nie sądzę, żeby obrona praw człowieka dotyczyła tego typu zdarzeń. I dalej: Zleciłem radykalne przyspieszenie prac nad wprowadzeniem nowych uregulowań jako środka usprawnienia pracy ośrodka. Dotyczy to głównie dyrektorów, szczególnie tych którzy nie rokują na poprawę...

Po czym, gdy sprawa przycichnie, „będzie znów można zacząć żyć po bożemu”, a wszystko zostanie po staremu.

Dodaj komentarz