Morze może spowodować katastrofę

Każdy z nas zna znaczenie słowa ‚prawo’. Jeśli nawet na poczekaniu nie potrafi podać definicji, to intuicyjne wie o co chodzi. Nieodłącznym atrybutem prawa są przepisy, które szczegółowo regulują niemal wszystkie zachowania. Oczywiście prawo nie jest jedynym ograniczeniem, ale tylko na jego straży stoi cały państwowy aparat przymusu. Pozostałe czynniki ograniczające to — mówiąc najogólniej — wychowanie i — bardzo szeroko rozumiany — światopogląd. Jeśli pierwszy zależy głównie od wychowania, wpojonego w dzieciństwie systemu wartości, to drugi z reguły związany jest z wiarą. W tym przypadku jednak nie chodzi o wiarę w boga, bo wierzyć można w wiele różnych rzeczy, jak na przykład w system sprawiedliwości społecznej, uczciwość polityków czy urzędników.

Prawo, by było akceptowalne, musi być po pierwsze jasne i klarowne, a po drugie zgodne ze światopoglądem. I nie zawsze odstraszy surowa kara, ponieważ niektórych przepisów nie da się wyegzekwować. Na przykład zgodnie z ustawą nie wolno palić na na przystankach komunikacji publicznej. Co to jest przystanek? Według słownika języka polskiego to «oznaczone miejsce krótkiego postoju autobusów lub tramwajów przeznaczone do wsiadania i wysiadania». Czyli przystanek to miejsce, gdzie zatrzymują się pojazdy, do których można wsiąść i z których można wysiąść. Nie jest nim wiata, bo o tym, czy dane miejsce jest przystankiem nie jej obecność decyduje. By więc można było egzekwować tego rodzaju przepis należy najpierw dokładnie określić co jest przestępstwem, czyli w tym przypadku co to znaczy „palić na przystanku”. Czy przystankiem jest także miejsce, gdzie przystanęła taksówka po to, by pasażer mógł do niej wsiąść?

Przykładów niejasnego prawa jest sporo, każdy znajdzie coś bez trudu. Ostatnio młodzieniec w białym BMW szalał po Warszawie. Głos w jego sprawie zabrał nawet sam pan premier Donald Tusk. Uruchomili się także Minister Spraw Wewnętrznych i prokurator Generalny. A ponieważ zawsze, gdy góra „oczekuje wyników”, to doły robią „wszystko”, by wyniki były. Nie można było pociągnąć kierowcy do odpowiedzialności karnej za sfilmowaną jazdę. Ponieważ po przeanalizowaniu materiału filmowego ustalono, że nie ma podstaw by postawić zarzut, że szaleńcza jazda „mogła spowodować katastrofę w ruchu lądowym”. A skoro nie da się, to znaczy, że trzeba poszukać innego paragrafu, zgodnie ze starą i sprawdzoną zasadą „dajcie mi człowieka a paragraf zawsze się znajdzie”. Szukano więc niespłaconych kredytów, narkotyków, broni masowego rażenia i jakiegokolwiek punktu zaczepienia.

Po dwudziestu pięciu latach od transformacji i niemal dekadzie rządów prawicy dorobiliśmy się państwa, w którym szuka się haków, gdy „góra” żąda „wyników”. Preparowanie dowodów też wchodzi w grę. Co ciekawe młodzi wcześniej jeździli po zamkniętym pasie w okolicach cargo przy lotnisku na Okęciu. Tor był oczywiście nielegalny, policja zrobiła kilka nalotów więc zapanował ład, porządek i bezpieczeństwo, choć młodzi nadal jeżdżą. A ponieważ na pasie startowym jest niebezpiecznie, to jeżdżą po ulicach, które są bezpieczne, bo na każdym rogu stoi pięć kamer, a co kilometr partol policji.

Tak to u nas jest, co warto przypomnieć przed wyborami, że zamiast wyjść naprzeciw oczekiwaniom społecznym, dać się ludziom wyszaleć, skoro ich energia rozpiera mnoży się zakazy, nakazy i obostrzenia. A z każdym nowym utrudnieniem bezpieczeństwo maleje zamiast rosnąć. Bo kara, nawet najsurowsza, musi być jeszcze przez niezawisły sąd orzekana. Dlatego w Wyszecinie pod Wejherowem na Pomorzu pijany kierowca bez prawa jazdy mógł spokojnie zabić kobietę w ciąży. Dlaczego mógł? Ano dlatego, że za podobne „wyczyny” w stanie upojenia dostawał wyroki, i owszem, ale w zawieszeniu.

A spowodować „katastrofę w ruchu lądowym” może każdy, zwłaszcza zezłomowany, pojazd poruszający się po lądzie, bez względu na szybkość. A przepisy? Nie trzeba stale w nich grzebać. Wystarczy egzekwować istniejące.

Dodaj komentarz