Moderacja czyli cenzura

Największą zdobyczą Solidarności w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku był obowiązek wyraźnego sygnalizowania ingerencji cenzorskich. Teraz mamy demokrację, a cenzura, nazwana moderacją, pod pretekstem walki z mową nienawiści, a de facto do końca nie wiadomo z czym, działa jak w czasach stalinowskich — nie pozostawiając śladów. Różnica polega na tym, że wtedy obowiązywały jakieś zasady, wiadomo było do czego cenzor może się przyczepić więc czasem dawało się go przekonać. Dziś decyduje widzimisię anonimowego moderatora.

Jakie wpisy są kasowane można przekonać się np. na blogu członka partii Zielonych Bogumiła Kolmasiaka, który dołączył usunięty komentarz do swojego wpisu.

Na portalu zaczęli udzielać się poważni i poważani politycy, parlamentarzyści, eurodeputowani. Traktowanie ich przez redakcję protekcjonalnie na pewno doda im splendoru. Wywalanie komentarzy spod ich wpisów sugeruje, że są tak niedojrzali i nieodpowiedzialni, że trzeba im moderować blog, bo sami sobie nie dadzą rady. Nie potrafią bowiem odróżnić wpisu polemicznego od nieprawomyślnego. Przy czym co jest, a co nie jest dozwolone zadecyduje anonimowy pracownik redakcji. Zaś dzięki znikającym komentarzom politycy niewątpliwie zyskają w oczach czytelników i wyborców.

Jedyny znany model demokracji, która dopuszczała cenzurowanie wypowiedzi, to demokracja socjalistyczna.

Dodaj komentarz