Melomani czyli groźni piraci

Życie melomana-kolekcjonera nie jest usłane różami. Zwłaszcza melomana starej daty. Meloman-kolekcjoner to zresztą gatunek wymierający, więc o melomanów młodej daty coraz trudniej. By nie zagłębiać się za głęboko, ograniczmy się do ostatnich kilkudziesięciu lat. Niemal przez cały okres PRL-u melomani byli skazani na kolekcjonowanie płyt winylowych. W tym celu zbierali pieniądze, kupowali za nie dolary, szli do Peweksu i tam kupowali sobie wymarzona płytę.

Wytłumaczyć młodym dlaczego kupowali dolary zamiast po prostu iść do sklepu, to jak opisać ślepemu jak wygląda ogród botaniczny. Albo głuchemu jak brzmi niezremasterowana wersja piątej symfonii Beethovena. Dość więc powiedzieć, że Pewex (czyli Przedsiębiorstwo Eksportu Wewnętrznego) i Baltona to sklepy oferujące towary za dolary. Złotówka była niewymienialna, a handel walutami był przestępstwem. Żeby nie wdając się w szczegóły jakoś przybliżyć relacje miedzy głównymi walutami — dolarem, złotówką i funtem — wystarczy powiedzieć, że funt złotówek kosztował dolara.

Mniej zamożni mogli uskładać na magnetofon, pożyczać płyty od bardziej zamożnych kolegów, nagrywać je sobie na taśmę i kolekcjonować taśmy. Też kupowane w Pewexie, ponieważ w „normalnym handlu” taśmy „rzucano” sporadycznie i fatalnej jakości.

Tak więc przez cały niemal PRL melomani mogli kolekcjonować płyty winylowe lub taśmy względnie kasety magnetofonowe. Pod koniec lat osiemdziesiątych, czyli pod koniec PRL-u pojawiły się w peweksach pierwsze płyty kompaktowe. Młodsi i starsi melomani, zniechęceni jakością sprzętu i trzeszczeniem płyt winylowych, zaczęli kolekcjonować kompakty. W tym samym mniej więcej czasie pojawiły się pierwsze nagrywarki płyt kompaktowych. Cyfrowa technika zapisu dźwięku trafiła pod strzechy. Kolekcjonerzy kupowali drugi raz to, to już raz kupili w postaci analogowej.

Choć artyści, a w zasadzie przemysł muzyczny uważali, że „home taping is killing the music and is illegal”, to jednak dopiero rozwój Internetu otworzył nieograniczony dostęp do zasobów muzycznych. To pozwoliło melomanom poznać wiele nowych grup muzycznych, o których wcześniej nie mieli pojęcia. A ponieważ dla prawdziwego melomana-kolekcjonera liczy się nie tylko zawartość, ale i opakowanie — książeczka, opisy, zdjęcia, więc poznawszy w internecie coś interesującego pędził do sklepu usiłując to kupić. Zazwyczaj bezskutecznie.

Tutaj do akcji wkroczył przemysł rozrywkowy uznając, że ktoś, kto interesuje się jego ofertą to musi być albo wariat, albo złodziej. Szybko znaleziono remedium na jedno i drugie. Na pierwszy ogień poszły internetowe serwisy wymiany plików. Potem zaczęto pozywać fanów. Wreszcie ktoś wpadł na pomysł, ze można także zabezpieczać płyty, czasem nawet fizycznie je uszkadzając. To ostatnie posunięcie było dosłownie i w przenośni „szczałem” w dziesiątkę.

W owych czasach nastąpił burzliwy rozwój wszelkiego rodzaju odtwarzaczy przenośnych. Pomysł, żeby nagrań z zakupionej płyty nie dało się wgrać do odtwarzacza został entuzjastycznie przyjęty przez użytkowników. Do tego doszło cudowne rozmnożenie formatów – Compact Disc Digital Audio zyskał następców w postaci DVD-Audio z jednej strony i Super Audio CD drugiej. Później dołączył Blu-Ray Pure Audio Disc. Nowe technologie oferują dźwięk wielokanałowy.

Wszystkie nowe formaty łączy jedna wspólna cecha — w przeciwieństwie do starego poczciwego kompaktu, którego specyfikacja nie przewidywała żadnych zabezpieczeń, są zabezpieczone przed kopiowaniem. To oznacza, że użytkownik nie może skopiować sobie takiej płyty nawet na własny użytek. Ponieważ — według wytwórni — płyt słuchali głównie kierowcy samochodów i właściciele taniego sprzętu przenośnego, więc zadbano o to, by nie dało się odróżnić piano od forte. Płyta ryczała z jednakową głośnością od początku do końca, a na dobrym sprzęcie często słychać było zniekształcenia. Na szczęście wojna głośności powoli przechodzi do historii, choć głuchawi wykonawcy jak Metallica, Joe Bonamassa czy Gov’t Mule nadal stosują na swoich płytach kompresję dynamiki.

Choć wytłoczenie płyty kosztuje grosze żadna wytwórnia nie oferuje dwóch wersji wydawnictwa — do samochodu i do słuchania na sprzęcie wysokiej klasy. Muzyka poddana kompresji dynamiki jest głośna, ale pozbawiona planów dźwiękowych, dynamiki. Dobrze brzmi na tanim sprzęcie, nawet komputerowym, tragicznie na sprzęcie wysokiej klasy. Co bowiem z tego, że sprzęt oferuje dynamikę 120 dB, skoro płyta ma 0? Melomani skazani więc byli na wydawnictwa typu MFSL (Mobile Fidelity Sound Lab), które specjalizują się w wydawaniu płyt nie „podrasowywanych”.

Cóż więc meloman-kolekcjoner może kolekcjonować? Do łask powróciły płyty winylowe. Jeśli preferuje dźwięk cyfrowy i bardziej poręczny format pozostaje jedynie zwykły kompakt. Zbieranie płyt zabezpieczonych przed kopiowaniem kompletnie mija się z celem. Ponieważ gdy format umrze śmiercią naturalną lub nagłą, jak format DVD-Audio, może się okazać, że zgromadzonych płyt nie ma na czym odtworzyć, a skopiować na inny nośnik nie można, bo zabezpieczone.

Dodaj komentarz