Mejle prawdy

Pan Jan Filip Libicki zaczynał w Zjednoczeniu Chrześcijańsko-Narodowym, potem dołączył do Przymierza Prawicy, następnie do Prawa i Sprawiedliwości. Po rezygnacji z członkostwa w Prawie i Sprawiedliwości wstąpił do Polski Plus, po czym wystąpił z Polski Plus i przystąpił do klubu parlamentarnego Polska Jest Najważniejsza. Nie stał się członkiem partii o tej samej nazwie, lecz odczekał chwilę i zapisał się do Platformy Obywatelskiej, z której wystąpił dołączając do Polskiego Stronnictwa Ludowego. Ponieważ Polki i Polacy bardzo cenią i szanują ludzi o konsekwentnych poglądach i bogatym doświadczeniu partyjnym, więc powierzyli mu mandat senatora. I słusznie uczynili, ponieważ jest to polityk wytrawny, który w pracy parlamentarnej nie kieruje się interesem kraju i obywateli lecz swoimi poglądami, ponieważ one są dla niego najważniejsze. Dlatego swego czasu rozważał poparcie kandydatury Bartłomieja Wróblewskiego na stanowisko Rzecznika Praw Obywatelskich.

Według Libickiego Wróblewski nadawał się na rzecznika, ponieważ „zablokował aborcję eugeniczną”, a on, Libicki, jest przykładem, że kobiety należy bezwarunkowo zmusić do rodzenia kalekich dzieci. Niepełnosprawnym dzieciom w łonach matki najzwyczajniej w świecie powinno się pozwolić przyjść na świat. Dobrze to widać na moim przykładzie. Jestem niepełnosprawny, ale moje funkcjonowanie jest całkiem normalne. Koniec końców p. senator nie poparł kandydatury Wróblewskiego, choć jest przykładem. Teraz Sejm przegłosował kandydaturę innego czynnego polityka związanego z obozem rządzącym, p. senator Lidii Staroń. Staroń nie kiwnęła palcem w sprawie nienarodzonych kalek, więc i senator Libicki nie rozważał poparcia. Przyznał jednak, że stanowisko Rzecznika Praw Obywatelskich, tak jak każde inne, doskonale nadaje się do kupczenia, dlatego było przedmiotem politycznego targu. Bowiem jeżeli po wyborach 2019 roku mamy w dwóch izbach dwie różne większości, to znaczy, że Polacy zobowiązali polityków do tego, aby przy wyborze kandydatów do tych funkcji, które wymagają zgody obu izb, dogadywali się w tej sprawie. […] Więc polityczny układ był taki, że jeśli Prawo i Sprawiedliwość ma kandydata na szefa IPN-u, to opozycja miała swojego kandydata na RPO. Nie zostało to uszanowane. Senator Libicki wprost i bez owijania w bawełnę zadaje kłam deklaracjom prof. Wiącka, że jest kandydatem niezależnym. Jaki on tam niezależny! Nasz ci on!

Wybór senator Lidii Staroń na RPO niesie za sobą daleko idące konsekwencje. Najpoważniejszą jest konieczność rozpisania wyborów uzupełniających, co wiąże się z kosztami. Oczywiście dla obozu rządzącego kilka milionów wte czy wewte nie ma najmniejszego znaczenia, ale wygrana przedstawiciela opozycji zwiększy jej przewagę w Senacie. Jeśli zaś chodzi o kompetencje, to najlepszym ich miernikiem jest Komisja Praw Człowieka, której była członkiem. Obyło się 400 posiedzeń, p. Staroń zabrała głos 10 10 razy. Analiza głosowań także jest wymowna. Generalnie popierała reformy sądownictwa i była tego samego zdania na temat praw kobiet co PiS, czyli głosowała albo wprost ‚za’, albo wstrzymywała się, albo nie głosowała wcale. Potrzebny lepszy dowód, że prawa człowieka leżą jej na sercu? Jeśli jako Rzecznik będzie równie aktywna, to obywatele o swe prawa mogą być spokojni.

Czołowi politycy stali się ofiarami — jak to określa władza — ataku. Nie ma się jednak czym przejmować — przekonują — ponieważ takie ataki przeprowadza się na całym świecie, a ich ofiarami bywają politycy z pierwszych stron gazet. Przekłamanie polega na tym, że nie „cały świat”, bo przecież nikt nie słyszał o włamaniach na konta Łukaszenki, Putina, Kim Dzong Una, Xi Jinpinga czy  Binjamina Netanjahu. Na dodatek ów „świat” pilnie uczy się na błędach swoich i cudzych, wyciąga z nich wnioski, zabezpiecza się. Nasi politycy są tak samo nieostrożni przed szkodą jak i po (Kochanowski ujął to dosadniej). Opozycja grzmi i gromi rząd, choć jej przedstawiciele nie mogą mieć pewności, że sami nie są ofiarami i ktoś ma permanentny dostęp do ich kont. W końcu za bezpieczeństwo odpowiada wicepremier Jarosław Kaczyński, a służbami kierują fachowcy. Jeden większy od drugiego.

Warto zdawać sobie sprawę, że wbrew temu, co wygaduje premier Morawiecki, to nie producent drzwi ponosi odpowiedzialność za włamanie. Na dodatek zainteresowany sam wręczył przestępcom klucze. Ten sposób pozyskiwania danych logowania nazywa się phishingiem. Na stronie… rządowej znajdziemy informacje na ten temat:

Phishing to jeden z najpopularniejszych typów ataków opartych o wiadomości e-mail lub SMS. Wykorzystuje inżynierię społeczną, czyli technikę polegającą na tym, że przestępcy internetowi próbują Cię oszukać i spowodować, abyś podjął działanie zgodnie z ich zamierzeniami. Cyberprzestępcy podszywając się m.in. pod firmy kurierskie, urzędy administracji, operatorów telekomunikacyjnych, czy nawet naszych znajomych, starają się wyłudzić nasze dane do logowania np. do kont bankowych lub używanych przez nas kont społecznościowych, czy systemów biznesowych.

Na czym to polega?

Wiadomości phishingowe są tak przygotowywane przez cyberprzestępców, aby wyglądały na autentyczne, ale w rzeczywistości są fałszywe. Mogą próbować skłonić Cię do ujawnienia poufnych informacji, zawierać link do strony internetowej rozprzestrzeniającej szkodliwe oprogramowanie (często przestępcy używają podobnych do autentycznych nazw witryn) lub mieć zainfekowany załącznik.

Przed takim atakiem nie uchroni nawet podwójne uwierzytelnianie, na przykład przez telefon. Teraz władza ostrzega, że możemy spodziewać się jeszcze ciekawszych rzeczy, ale nie ma się co przejmować, bo to dezinformacja i nie wiadomo który z ujawnionych materiałów jest prawdziwy, a który nie. No więc nie martwmy się. Nic się nie stało, rodacy, nic się nie stało!

Dodaj komentarz