Linie życia

Dzień zaczął się fatalnie. Obudziłem się czując, że coś jest nie tak. Spojrzałem na zegarek… No tak! Za kwadrans ósma! Dlaczego komórka nie zadzwoniła? Przecież ma dzwonić codziennie. Rzut oka wyjaśnił wszystko — rozładowała się. Podłączyłem ładowarkę, popędziłem do kuchni, nastawiłem kawę, włączyłem toster i pognałem do łazienki. Wziąłem szybki prysznic, a ubierając się jadłem, popijałem kawą, po czym jeszcze raz do łazienki, zęby, garnitur, teczka i gnam na przystanek.

Autobus właśnie nadjeżdża, a ja oczywiście mam czerwone światło. Rozejrzałem się. Jeden samochód, ani jednego gliniarza. Może zdążę. Biegnę co sił w nogach. Słyszę pisk opon, jakieś krzyk, ale na nic nie zważam, bo autobus już stoi na przystanku z otwartymi drzwiami. Dobiegam i w tym momencie drzwi zamykają się, a autobus rusza. Zostałem sam na przystanku, na który z piskiem opon podjeżdża samochód, który swoim wyczynem zmusiłem do ostrego hamowania. Otwierają się drzwi od strony pasażera, ale zamiast inwektyw słyszę swoje imię!

Schyliłem się, zaglądam, nie znam gościa. Wzruszyłem ramionami i stoję. Zdenerwował się.
— Wsiadajże do jasnej cholery, bo nie wolno tu stać, zaraz mandat zapłacę! — krzyczy.
— Co mi szkodzi? Wsiądę! — pomyślałem. Mówię grzecznie dzień dobry i przypatruję się mu zachodząc w głowę skąd mnie zna.  Ruszyliśmy, a on łypie na mnie raz drugi, wreszcie rzuca:
— Widzę, że mnie nie poznajesz.
— Niestety nie.
— Aż tak się zmieniłem?
— Najwidoczniej, skoro pana… cię nie poznaję.
— Staszek, Staszek Zwoliński.
— Staszek!? Wybacz. Pamiętam cię jako chudego dryblasa z włosami do pasa…
— Z tymi włosami lekko przesadziłeś.
— Ale niewiele. A tu potężny łysy mężczyzna z czarną brodą. Przecież ty byłeś blondynem.
— Posiwiałem więc sobie zafarbowałem brodę. Zawsze chciałem być brunetem. A powiedz mi gdzie tak pędziłeś, żeś mało mi pod samochód nie wpadł?
— Do pracy gnałem. Za późno wstałem, a wolę się nie spóźniać.
— Nie masz samochodu?
— No… nie mam.
— Wiesz co? Olej dzisiaj pracę, wstąpimy do jakiejś knajpy, wypijemy kawę, pogadamy o starych i nowych czasach.
— No, nie mogę sobie ot tak nie przyjść do pracy…
— Dobra. Dzwoń, że jesteś chory. Wypiszę ci zwolnienie.
— Ty?!
— Jestem lekarzem.
— Zawsze lubiłeś bawić się w doktora. Zwłaszcza z dziewczynami…
— No i nic się nie zmieniło. Ale nie jestem ginekologiem, jeśli o to ci chodzi.
Zadzwoniłem do pracy i zbolałym głosem powiadomiłem przełożonego, żem nagle zaniemógł.

Kawiarnia o tej porze była pusta, więc wybraliśmy sobie stolik w ustronnym miejscu i zamówiliśmy po kawie i ciasteczku. Najpierw w skrócie opowiedzieliśmy sobie co się z nami działo od momentu gdy rozstaliśmy się po maturze, potem naświetliliśmy aktualną sytuację w kraju i zagranicą. Staszek sprawiał wrażenie kogoś, kogo męczy jakaś straszna tajemnica, którą chce wyjawić, ale nie wie od czego zacząć. Chwile milczeliśmy. Wreszcie westchnął jakby podjął decyzję.
— Wiesz, kiedyś trochę interesowałem się chiromancją. Nigdy nie traktowałem tego poważnie. Aż do momentu, gdy syn miał chybna jakieś pięć lat. Wtedy zacząłem prowadzić bardziej systematyczne badania.
— Co się stało?
Znowu zamyślił się, przez dłuższą jakby coś ważył, wreszcie powoli, jakby z trudem zaczął mówić.

— Nie od razu zwróciłem na to uwagę. Syn miał jak wspomniałem chyba z pięć lat, gdy skaleczył się w palec. Opatrując go mogłem dokładnie przyjrzeć się jego dłoni. Wtedy nic nie zwróciło mojej uwagi… — znowu zamilkł. Siedziałem cicho, cierpliwie czekając, aż sam wszystko wyjaśni. Po chwili kontynuował opowieść:
— Jakieś miesiąc później do Krzyśka… Mój syn ma na imię Krzysiek…
— Domyśliłem się…
— Do Krzyśka przyszedł kolega. Bawili się piłką. Goniąc za nią zderzyli się, przewrócili i kolega zranił się w rękę. W zasadzie nie tyle zranił, co podrapał i stłukł. Przemyłem mu to, zdezynfekowałem wodą utlenioną i zakleiłem plastrem. Przy okazji rzuciłem okiem na jego dłoń i… Zawołałem syna i poprosiłem go, żeby też pokazał mi dłoń.
— Coraz bardziej mnie zaciekawiasz. Rozumiem, że na dłoniach dzieciaków wypatrzyłeś coś niezwykłego?
— Pokaż rękę!
Podałem mu dłoń.
— Popatrz. Tutaj jest linia życia. U ciebie jest długa, okrąża cały kciuk. Podobnie u mnie — pokazał mi swoją. U niego linia ciągnęła się od nasady kciuka aż po nadgarstek. — Widzisz, niektórzy uważają, że długość tej linii pozwala określić jak długo będziesz żył, a wszystkie węzły i przerwy to poważniejsze choroby lub wypadki. Na studiach świetnie się bawiłem trzymając dziewczynę za rękę i wodząc po jej dłoni palcem. Potem o sprawie zapomniałem, aż do momentu gdy spojrzałem na dłoń syna. Od tego czasu nie wypuściłem pacjenta z gabinetu zanim nie obejrzałem mu dłoni. Przeraziłem się nie na, gdy okazało się, że to to, co zobaczyłem u syna i jego kolegi to nie przypadek, lecz reguła — znowu zamilkł i milczał dłuższą chwilę. Wreszcie nie wytrzymałem i niemal krzyknąłem:
— Mówże wreszcie o co chodzi!
— Dziś mój syn ma 29 lat — powiedział jakby do siebie. Nagle ożywił się — Wiesz, przez te wszystkie lata, tysiące dłoni… Jednym pisane dłuższe życie, innym krótsze, i znajduje to odzwierciedlenie na dłoni. Uważałem to za bzdurę. Ale teraz mam pewność, że długość linii życia zależy od wieku!
— Nie rozumiem.
— My mamy… prawdopodobnie przeżyjemy swoje życie do końca. Natomiast kolejne pokolenia, nasze dzieci, wnuki rodzą się z coraz krótszą linią życia. Innymi słowy im ktoś młodszy, tym krótsza. Dzieci urodzone teraz praktycznie już jej nie mają wcale.
Zapadła cisza. Powoli docierało do mnie znaczenie tego, co usłyszałem. — Czyli… — wyjąkałem — to koniec…
— Na to wygląda…

Dodaj komentarz


komentarzy 12

  1. Czy dzieci, wnuki mogą mieć krótszą linię życia? Oby nie!! Wczoraj dowiedziałam się, że moi wnukowie 7 lat, 12 lat, synowa mają wysoką temperaturę. Synowa uczy w szkole, wnuczęta uczą się w szkole. Mogę mieć nadzieję, że to tylko przeziębienie, może grypa. Wczoraj temperatury nie miał tylko mój syn.

    100 lat temu mój dziadek Antoni, Lach mieszkający na ówczesnej Litwie, opiekował się wszystkimi swoimi domownikami, tj. żoną, kilkumiesięczną córeczką, rodzicami, siostrą, bratem. Wszyscy  chorowali, on jeden był zdrowy. Młody, silny, przystojny mężczyzna, który w końcu zachorował na hiszpankę. Wszyscy wyzdrowieli, dziadek Antoni zmarł. Jego linia życia okazała się króciutka.

    p.s. Stolica powiatu,w którym mieszkali dziadkowie to Lachowicze (teraz Białoruś)

      1. Starszy wnuk już ma się całkiem dobrze, młodszy wczoraj cały dzień spał z wysoką gorączką. Synowa dziś jest bardzo chora. lekarka stwierdziła, że ma objawy i wirusowe i bakteryjne, dała jej antybiotyki. Jeśli szybko nie będzie poprawy, to będą badania covidowe.

        Ja niestety nie mogę wziąć szczepionki, bo moja odporność jest bardzo niska. Przez cztery lata brałam szczepionkę przeciw grypie i w te cztery lata miałam bardzo silną grypę. Tak jakby mi ją dano. Przestałam się szczepić i problemy z grypą zniknęły. Bardzo muszę uważać, bo wtedy i ja i mąż jesteśmy „na celowniku’, a w Kołobrzegu mieszkamy sami.

        Ale „złego diabli nie biorą” 🙂

        1. AstraZeneca jest krytykowana za długie utrzymywanie w tajemnicy informacji o poważnych chorobach neurologicznych, na które zapadły dwie Brytyjki, biorące udział w badaniach klinicznych szczepionki opracowywanej wspólnie przez firmę farmaceutyczną i naukowców z Uniwersytetu Oksfordzkiego. Testy szczepionki rozpoczęto w kwietniu w Wielkiej Brytanii i od tego czasu dwukrotnie je wstrzymywano po tym, jak pojawiły się poważne przypadki zachorowań, z których drugi odnotowano na początku września.

          1. Nieukom wydaje się, że szczepionkę można opracować i przetestować w tydzień. Na szczęście ta Rosyjska szczepionka. Dureń uważa, że szczepionki szkodzą a nie pomagają. Przypadek Twoich doskonale ilustruje bałagan, by nie rzec burdel i kompletny brak sensownych procedur związanych z koronawirusem. Domyślam się, że lekarka stwierdziła objawy telefonicznie…

                1. Tak. To znamionuje fachowość. W radio można spotkać audycje poświęcone zdrowiu i problemom zdrowotnym. Dzwoni słuchacz i opowiada co go dręczy. I Doktor mówi, że nie może nie stawiać diagnozy telefonicznie, nie widząc pacjenta. Ale gdy wróci do gabinetu, to już będzie mógł. Na szczęście czy rosyjska szczepionka daje jakieś niepokojące objawy nikt nie będzie dociekał. Podobno Nawalnego nikt nie otruł. Zaszczepił się na covid…

                  1. Chłopcy poszli dziś do szkoły. Synowa nadal czuje się bardzo źle. Syn jest zdrowy, ale… może uodpornił się? W lutym z Mediolanu (mnóstwo zachorowań na covida) wrócił jego znajomy. Spotkali się, a potem i znajomy i syn bardzo ciężko odchorowali grypę. Tak myśleli, bo o zarazie covidowej jeszcze nie pisano, nie mówiono.

                    1. W szkole,gdzie synowa uczy jest zakażonych dwoje uczniów z różnych klas. Z jedną uczennicą miała ileś tam lekcji. Czeka na powiadomienie z przychodni i z Sanepidu!

                      Gdyby „lekarka” potraktowała jej chorobę jak lekarz, to powinna być od razu zbadana na covid-19. Czy ich dzieci zaraziły inne dzieci? Czy syn zaraził kogoś w pracy, mimo że tam zawsze chodzi w maseczce?

                      Akurat mają dostać/nie dostać dobry kontrakt na produkcję. Jak będzie? Inne reakcje „lekarzy” i SANEPIDu i zarażeń byłoby mniej.

                      Nie powiem, że nie jestem zdenerwowana. Synowa cierpi na astmę, a to jedna z tych chorób towarzyszących.

                    2. Masz prawo być zdenerwowana. To co wyprawia (nie)rząd woła o pomstę do nieba. Poczytaj sobie dla poprawy humoru. Synowa powinna się koniecznie zaszczepić przeciw pneumokokom. Co do lekarzy, to ten idiotyczny system wymyślił nasz z bożej łaski mini ster od zdrowia.