Lepiej karać niż zapobiegać

W Warszawie doszło do wypadku. Jedna osoba nie żyje, kilkanaście jest rannych, kilka w ciężkim stanie. Czy tragedii można było uniknąć? Oczywiście. Wystarczyło wprowadzić obowiązkowe badania kierowców nie tylko na obecność alkoholu, ale także narkotyków. Jednak prawo nie zezwala na taką ingerencję w prywatność. Nie można siąść za kierownicą po spożyciu, ale można po daniu sobie w żyłę lub wprowadzeniu się w trans w inny sposób. Chwila zastanowienia pozwoli zrozumieć, że to ze wszech miar słuszne i rozsądne podejście. Co komu przyjdzie z tego, że nie dopuści się kierowcy na haju do pracy? Nic. A poszkodowani od razu poczują się lepiej gdy sobie uświadomią, że co prawda cierpią, choć wcale nie musieli, ale za to „sprawca” po wszystkich korektach przepisów może pójść siedzieć nawet na piętnaście lat. Nie wróci to oczywiście ani życia, ani zdrowia ofiarom, ale pozwoli ich rodzinom spoglądać w przyszłość z wiarą, że im się to nie przydarzy.

Wiadomo, że w związku ze zmianami klimatu późną wiosną i latem północna półkula doświadcza ekstremalnych zjawisk pogodowych. Albo jest ekstremalnie gorąco, albo z nieba leją się ciurkiem strumienie wody. Rozsądek podpowiada, że w tak niepewnym czasie nie należy organizować chociażby wyborów, ponieważ wiele osób nie będzie w stanie głosować. W tym roku kraj nawiedziła dodatkowo groźna zaraza. Najrozsądniejszym wyjściem było ogłoszenie stanu klęski żywiołowej i przełożenie wyborów na jesień. Zamiast tego, w trakcie kampanii wyborczej, postanowiono dostosować prawo do panujących warunków. Pierwsza próba okazała się nieudana, efekty drugiej poznamy w niedzielę. Dziś już nie ulega najmniejszej wątpliwości, że z wyborów wyklucza nie tylko koronawirus, ale także ulewa, gradobicie oraz trąba powietrzna. Oczywiście można, tak jak w przypadku wypadku, wzruszyć ramionami i stwierdzić, że wszystko odbywa się zgodnie z prawem. Tyle, że w obu przypadkach niekorzystny splot wydarzeń można bez trudu przewidzieć. Badanie wyłącznie na obecność alkoholu wprost zachęca do sięgnięcia po niewykrywalne środki. Z kolei tłumaczenie się brakiem wpływu na wypadki losowe i anomalie pogodowe w sytuacji, gdy powtarzają się regularnie rok w rok brzmi kompletnie niepoważne.

Swego czasu snuliśmy rozważania nad mistrzami polskiej fantastyki i alternatywną Polską ze świata Achai. „Pomnik cesarzowej Achai” Andrzeja Ziemiańskiego może od biedy, z braku lepszej alternatywy, odegrać rolę „Trylogii” Sienkiewicza, czyli stanowić doskonałą lekturą „ku pokrzepieniu serc”. Albowiem serce się kraje na myśl, że zaprzepaszczany jest właśnie dorobek ostatnich dwudziestu pięciu lat, że Polska potężna, w miarę sprawnie i rozumie rządząna, choć w omawianym przypadku także z tylnego siedzenia, to dziś czysta fantazja. Jednak celem dzisiejszych rozważań nie jest użalanie się nad ciężkim losem ojczyzny, lecz zwrócenie uwagi na kilka celnych spostrzeżeń natury ogólnej. Na początek pochylmy się nad następującym dialogiem (wszystkie cytaty pochodzą z II tomu „Pomnika cesarzowej Achai” Andrzeja Ziemiańskiego):

— Lud się burzy, lecz nie zamierza niczego zrobić. Terror tężeje i nabiera mocy z każdą chwilą, a prób buntu coraz mniej. Nawet rozważaliśmy taką koncepcję, żeby uderzyć na składy ziarna. Jeśli je podpalimy, zrobi się taki głód, że lud będzie musiał coś zrobić…
Położyła mu na kolanach. Zaskoczony urwał w pół słowa.
— Pochodzisz z dobrego domu, a ja z rybackiej wioski. Ty jesteś wspaniale wykształcony, ja głupia wiejska dziewucha, która liznęła cokolwiek dopiero w wojsku. Ale muszę ci powiedzieć jedno. Ty nie rozumiesz tego, co dla mnie jest jasne jak słońce.
— To znaczy czego?
— Nie rozumiesz ludu.
— Bo?
Uśmiechnęła się. — To jasne, że sąsiad wyda sąsiada. Przyjaciel przyjaciela. A kochanek kochankę. I mogę tak wymieniać do rana. — Śmiała się, kręcąc głową. — Pamiętaj, lud nie ugryzie ręki, która go bije po pysku. Nigdy!
— Jak to?
— Zamiast palić ziarno, gdybyś miał odpowiednie wpływy, kazałbyś je rozdawać. Zamiast robić wszystko, żeby terror się nasilał, sam powinieneś uspokajać wrzenie żeby ruchawki się zmniejszyły.
— Jak to?
— Pamiętaj, lud nie ugryzie ręki z batem, która go okłada. Ale podaj ludowi palec na zgodę, a wtedy, chcąc całej dłoni, lud rozszarpie rękę! — Przytrząsnęła głową. — Pamiętam z wiejskich opowieści. Chłopi nie wtedy się buntowali, kiedy terror narastał. Podnosili głowy i szli wtedy, kiedy przyznawano im jakieś ulgi!

To pozwala zrozumieć dlaczego lud godzi się na wszystko poza jednym — odebraniem ulg, zwolnień i przywilejów. Problem władza więc będzie miała dopiero wtedy, gdy nie będzie miała już co rozdawać, a to co rozdała drastycznie straci na wartości. 500 zł to dużo, gdy za rybę, frytki i surówkę trzeba zapłacić 30-50 zł, a zdecydowanie mniej gdy rachunek przekracza 100 zł.

Ciekawe jest spojrzenie na genezę zdawać by się mogło jednej z podstawowych wolności obywatelskich. Rozmawiają cesarzowa i samozwańczy agent wywiadu:

— Wiem, co się dzieje u prostych ludzi. Jest coraz gorzej i gorzej. Są coraz biedniejsi, a mają coraz więcej zakazów, więcej podatków.
— Każde państwo tak stoi.
Przyznał władczyni rację, kiwając głową. — Pomyślałem więc sobie, a może by im trochę poluźnić?
— Ty zupełnie zwariowałeś czy tylko trochę?
— Przecież to nas nic nie kosztuje. Można rozdać trochę mąki, zupełnie za darmo. Dla najbardziej potrzebujących. — Rand widział już w głowie to, co się stanie, jeśli jeden sąsiad zobaczy, że drugi coś dostaje, a on nie. — No i przyznać im jakieś prawo.
— Jakie? — to właściwie nie było pytanie. Zabrzmiało jak warknięcie.
— Na przykład prawo do zgromadzeń, jeśli tylko uzyskają na nie pozwolenie od prefekta.
— Oszalałeś!
— Ależ my nic tak naprawdę nie dajemy, pani — usiłował ją uspokoić. — Toż gromadzą się i tak, kiedy chcą i gdzie chcą. A teraz będą musieli wystąpić o pozwolenie do prefekta. A tym samym powiedzą nam, kiedy i gdzie się zgromadzą. Uprzedzą nas dobrowolnie.
Patrzyła na niego jak na wariata. A Rand kontynuował: — Każde nielegalne zgromadzenie brutalnie rozpędzamy. I to postępując legalnie, mając usprawiedliwienie. […]
— A legalne?
— W legalnych zgromadzeniach wśród tłumu będzie więcej naszych przebranych ludzi niż wrzeszczących biedaków. I nasi będą krzyczeć głośniej. A potem poprowadzą tłum. Ale tam, gdzie my chcemy. Na wygwizdów albo do parku. Tam pokrzyczą, pośpiewają i pójdą do domów, kiedy noc zapadnie.

Na koniec spostrzeżenia Polaka dotyczące kłamliwego przekazu władzy.

— Najpierw ogłaszają żałobę narodową z powodu całkowitej zagłady korpusu, podają jej przyczyny, a zaraz potem okazuje się, że wojska wcale nie przepadły całkiem, co gorzej, wracają i prawda zostanie okazana.
Tomaszewski uśmiechnął się lekko. —  Zawsze w państwie rządzonym autokratycznie przez jednego władcę on musi się okazać tym dobrym. Jeśli więc władca zmienia zdanie, to nie dlatego, że poprzednio się mylił. To źli ludzie z jego otoczenia, kłamcy, zawistni spiskowcy go oszukiwali. Władca, gdyby wiedział, że źle się dzieje, nigdy by do tego nie dopuścił.
— Aha. I nigdy nie poznamy nazwisk tych „spiskowców”?
— Ależ wprost przeciwnie, poznamy. Zaraz ich osądzą i powieszą, publicznie ogłaszając imiona. A jeśli system jest sprawny w tej mierze, przed śmiercią spiskowcy albo będą publicznie oskarżać się wzajemnie, albo wręcz składać samokrytykę, przyznawać się do wszystkiego i błagać o litość.

I właśnie dlatego za blamaż z wyborami 10 maja osobistą odpowiedzialność ponosi Koalicja Obywatelska, a personalnie Borys Budka, Małgorzata Kidawa-Błońska, Tomasz Grodzki oraz Rafał Trzaskowski.

Dodaj komentarz


komentarze 2

  1. Kiedyś kupiłam synowi wszystkie tomy wspomnianego cyklu. Ale przyznam, że książek tych nie czytałam. Przedstawione cytaty są naprawdę pouczające. I te książki zamiast lektur Sienkiewicza zdecydowanie byłyby lepsze. Może moja ocena jest nietrafiona, bo całości nie czytałam, ale gdzie Sienkiewiczowi do Ziemiańskiego?

    Ciekawą sprawą z Sienkiewiczem jest to, że w PRL nigdy nie pisano o jego poglądach politycznych, ksenofobii czy o tym, że był narodowcem. Ale takich „ukryć” było bardzo dużo, np. w sprawach dot. Kk.

    1. Polecam zestaw „Achaja” + „Pomnik cesarzowej Achai”. Podejrzewam, że sama przeczytasz tę historię z przyjemnością. Jedynym zgrzytem jest język, który psuje nastrój. Ale docenisz za pomysłowość, fabułę, intrygę. Dużo spostrzeżeń i pobocznych wątków, niektóre są ślepą uliczką, ale nie psują odbioru całości. „Achaja” okrutna i krwawa, ale takie były początki ludzkości. W ostateczności można ją pominąć i zacząć od „Pomnika”, ale bez niej trudno zrozumieć tamten świat, jego genezę, dlaczego jest taki, dlaczego są aż trzy rodzaje ludzi. Pomysł jest nowatorski, nigdzie dotąd nie spotykany. Namawiam, bo ciekaw jestem Twojej opinii i chętnie przeczytam recenzje z punktu widzenia miłośnika historii. Namówiłem żonę. Dług pracowałem nad tym, żeby pozbyła się uprzedzeń, bo zniechęciły ją moje recenzje i narzekania na język. Na razie zgrzyta zębami, ale czyta. Zobaczymy co będzie dalej.