Krótkowzroczny lot

Polskie Linie Lotnicze LOT postawiły w 2005 roku na Boeingi. Co prawda Europa także produkuje samoloty, ale Amerykanie to nasz strategiczny partner. Po co zresztą miałby jakiś członek Unii Europejskiej kupować samoloty produkowane przez innego członka Unii Europejskiej, skoro może kupić w Ameryce? Dlatego LOT ma na stanie mnóstwo Boeingów, bo co amerykańskie, to amerykańskie. Niestety, okazało się, że europejskie maszyny latają, a amerykańskie spadają. LOT-owi to absolutnie nie wadzi, dlatego w marcu media donosiły, że LOT dysponując pięcioma Boeingami 737 MAX 8, do końca 2019 roku zamierza ich mieć na stanie o 9 więcej. Najważniejsze to postawić na właściwego konia i z całych sił wspierać amerykański przemysł lotniczy. Amerykański?

Wspomniany wczoraj ostatni, 24/2019 (11513), numer Angory przynosi garść arcyciekawych informacji dotyczących Boeinga. Przy okazji wyszło na jaw, że próba zaoszczędzenia na tak precyzyjnej i skomplikowanej produkcji jak produkcja samolotów, przekształcenie fabryki de facto w montownię, zamiast oszczędności przynosi wymierne straty. W ponad 100 samolotach 737 Max i starszych 737 Next Generation wykryto wadliwe prowadnice klap na skrzydłach. Te klapy odgrywają kluczową role podczas lądowania. Wyjaśnia to pan Michał Fiszer:

Na samolotach pasażerskich skrzydła zoptymalizowano do lotów z prędkością przelotową, czyli ok. 900 km/godz., na dużej wysokości, tak by niosąc płatowiec, wytwarzały jak najmniejszy opór aerodynamiczny. Opór ten pokonują oczywiście silniki, spalając przy tym paliwo. Zależność jest prosta — mniejszy opór to mniej spalonego paliwa, a mniej paliwa, to mniejsze koszty eksploatacji. Tyle tylko, że kiedyś samolot musi się zniżyć, podejść do lądowania i bezpiecznie wylądować na pasie startowym, którego długość jest przecież ograniczona. Dlatego prędkość i wysokość trzeba radykalnie zmniejszyć. Wtedy potrzebne jest zupełnie inne skrzydło wytwarzające znacznie większą siłę nośną, która jest proporcjonalna do prędkości lotu. Dlatego wymyślono właśnie mechanizację. Czyli klapy zaskrzydłowe i klapy przednie, bądź sloty, stosowane z przodu skrzydła zamiennie z klapami przednimi. Są to ruchome powierzchnie, które opuszcza się w dół i wysuwa, tak by powierzchnie skrzydła sztucznie powiększyć. […]. Skrzydło staje się też szersze, bo powierzchnie klap przednich wysuwają się do przodu, a zaskrzydłowych do tyłu. Do tego właśnie celu służą specjalne prowadnice, w których klapy poruszają się na metalowych rolkach, wypychane siłownikami hydraulicznymi.

I tu dochodzimy do clou, czyli wspomnianych wcześniej oszczędności:

Boeing sam tego elementu nie wykonuje. Zleca to poddostawcom. […] Samolot jest niby amerykański, ale wiele jego elementów zamawia się za granicą — w Japonii, Korei, Kanadzie, Australii, Europie, a nawet w Chinach. Tam te elementy są produkowane taniej […]. Szczególnym przypadkiem jest sztandarowy produkt Boeinga, model 787 Dreamliner, w którym całe skrzydło jest produkowane w Japonii, w firmach Mitsubishi, Kawasaki i Fuji, a końcówki skrzydła — w Korean Air Aerospace Division. Jedynie niektóre elementy skrzydła dostarcza firma Spirit AeroSystems z Tulsa w Oklahomie. Stateczniki poziome i ich stery wysokości są produkowane przez firmę Leonardo Aeronautics we Włoszech, gdzie wytwarza się też tylną część kadłuba. Inne części kadłuba też robią firmy zewnętrzne. Francuska firma Latecoere z Tuluzy dostarcza drzwi pasażerskie, a szwedzka Saab z Lin-koping — drzwi towarowe… […] silniki (amerykański General Electric lub brytyjski Rolls Royce), awionika (amerykańskie Rockwell Collins, Honeywell Aerospace, francuski Thales i wiele innych), wszelkie instalacje, podwozie (brytyjska Mes-sier-Dowty)… W przypadku Dreamlinera aż 70 proc. elementów, biorąc pod uwagę ich cenę, pochodzi od firm zewnętrznych. Boeing jedynie zbiera te „klocki” i składa je w jedną całość.

Polacy z uwagi na to, że to niebywale dumny naród, nawet nie próbowali dołączyć do sieci podwykonawców. Zaś kupując u Amerykanów de facto wspierali finansowo pół świata.

W marcu dwa lata temu polskie władze bez przetargu podpisały z Boeingiem umowę na dostarczenie trzech Boeingów 737-800 Next Generation dla naszych VIP-ów. W listopadzie odebrano pierwszy z nich o dźwięcznej nazwie „Piłsudski”. Reszta nadleci, jeśli doleci, w przyszłym roku. Na szczęście brak przeszkolonych załóg sprawia, że maszyna stoi bezpiecznie na ziemi. Może jednak lepiej by było, gdyby nasza ukochana władza do wyjasnienia wszelkich wątpliwości powstrzymała się od korzystania z niej?

Czy polskie firmy i władza wycofa się z kontraktu w obliczu takich wpadek amerykańskiego koncernu? Nie wydaje się. Wydaje się, że chęć przypodobania się Amerykanom przeważy nad względami bezpieczeństwa i rozsądkiem. Jeśli bowiem nie zerwiemy kontraktu z Boeingiem, to kto wie czy nie znajdzie się fotel dla naszego prezydenta? Choćby i wymontowany z uziemionego Boeinga…

Dodaj komentarz


komentarze 2

  1. Podróż Dreamlinerem coraz bardziej przypomina rosyjska ruletkę. The Guardian pisze, że

    Boeing ostrzegł linie lotnicze wykorzystujące jego flagowy model B787 Dreamliner, że przełącznik służący do gaszenia pożaru silnika nie w „małej liczbie” przypadków nie zadziałał.Przełącznik odcina dopływ paliwa i płyn hydrauliczny zapobiegając rozprzestrzenianiu się ognia.

    Amerykański organ nadzoru lotniczego, Federal Aviation Administration (FAA), zdecydował się nie uziemiać samolotów mimo „ryzyka dla podróżnych”.

    Innego zdania są piloci, którzy twierdzą, że bezpieczeństwo pasażerów i załogi jest zagrożone. „Gdyby w locie transatlantyckim wybuchł pożar silnika, a samolot miał jeden z uszkodzonych wyłączników pożarowych, musielibyśmy lecieć z płonącym skrzydłem przez trzy godziny, zanim moglibyśmy bezpiecznie wylądować” — powiedział pilot brytyjskiej linii lotniczej.

    Mimo to nie słychać, by władza wycofała się z zakupu kolejnych dwóch maszyn dla VIP-ów. Wygląda na to, że postanowiła je kupić po to, by kupić, a nie po to, by z nich korzystać.