Krótki kurs koniunkturalizmu

No i wreszcie mamy absolutną jasność. Co prawda ciemności rozjaśniały dość jasne przesłanki, ale można było jeszcze łudzić się, że chodzi jednak wyłącznie o pryncypia. Teraz już nie ma wątpliwości, że celem było wyłącznie utrzymanie stanowiska i związanych z nich przywilejów. Przypomnijmy pokrótce chronologie zdarzeń.

PiS swego czasu przygotowało ustawę zgodnie z którą wymianie miała ulec większość składu Sądu Najwyższego. Skrócona miała także zostać kadencja I Prezesa. Do tego nie można było dopuścić. Trzeba było jakoś dać władzy do zrozumienia, że na SN może liczyć. Na pierwszy ogień poszło postępowanie w sprawie nadużywającego stanowiska koordynatora służb specjalnych Mariusza Kamińskiego i jego zastępcy Macieja Wąsika, które po prostu zawieszono. Pretekstem był spór kompetencyjny, o którym rzecznik Sądu Najwyższego, sędzia Michał Laskowski mówił, że „jest ocenne i dyskusyjne, czy mamy w ogóle do czynienia ze sporem kompetencyjnym”. Następnie SN odmówił zajęcia się sprawą wyboru p. Julii Przyłębskiej na stanowisko prezesa Trybunału Konstytucyjnego. Potem I Prezes Sądu Najwyższego Małgorzata Gersdorf pomaszerowała do Pałacu Prezydenckiego na zaprzysiężenie sędziego-dublera Trybunału Konstytucyjnego, choć cały czas przekonywała, że jego wybór jest niezgodny z prawem. Oskarżana przez czynniki partyjno-rządowe o angażowanie się w polityczne spory poprzez udział w demonstracjach oznajmiła, że bezrefleksyjnie, bo bez latarki, wybrała się na demonstrację przed Sąd Najwyższy podziękować wspierającym sądy w ich walce o niezależność i niezawisłość. Ponieważ było już ciemno organizatorzy wręczyli jej świeczkę. Ale tylko jedną. Dlatego z całym przekonaniem i zgodnie z prawdą mogła zapewnić, że Nie chodziłam z żadnymi świeczkami. Gdy mimo tych gestów dobrej woli groziło jej odesłanie w stan spoczynku, czym prędzej złożono całą serię pytań prejudycjalnych do Trybunału Sprawiedliwości w Strasburgu. Udało się, stanowisko zostało ocalone. Aby mieć w miarę spójny ogląd całości należy wspomnieć o autorskim projekcie ustawy przygotowanym i złożonym przez p. Prezes na ręce p. prezydenta, marszałków Sejmu i Senatu oraz przewodniczących klubów parlamentarnych i kół poselskich.

Tu dochodzimy do clou, czyli sedna. Gdy przypomniane przypadki można jeszcze jakoś od biedy wytłumaczyć, to opisana przez p. Ewę Siedlecka sprawa sędziego Żurka nie pozostawia złudzeń i stawia je w jednoznacznym świetle, wpisując się doskonale w kunktatorsko-koniunkturalny ciąg zdarzeń. Sędzia Żurek z Krakowa wielokrotnie występował w obronie niezależności sądów, wielokrotnie stawał w obronie sędziów Sądu Najwyższego. Spotkały go za to szykany i karne przeniesienie do innego wydziału. Złożył w tej sprawie skargę do Sądu Najwyższego, a

Sąd Najwyższy blisko pół roku zastanawiał się, co zrobić ze skargą sędziego Waldemara Żurka na przeniesienie go, bez jego zgody, latem, do innego wydziału. Traktował sprawę jak gorący kartofel, chociaż we własnych sprawach – przeniesienia sędziów na wcześniejsze emerytury – wykazał odwagę, zadając pytania prejudycjalne TSUE, a sędziowie – z prezes Gersdorf – trwali na stanowiskach.

Prezesem Izby Pracy jest sędzia Józef Iwulski. To ten sędzia, który pamiętał, że w Stanie Wojennym wyrok skazujący wydał tylko raz i nic poza tym.

Prezes Izby Pracy Józef Iwulski (którego sędzia Żurek bronił) i pierwsza prezes SN zdecydowali, że skargę ma rozpatrzeć nowa izba SN, w całości obsadzona przez nową KRS. Zdecydowali tak, mimo że miesiąc wcześniej ten sam Sąd Najwyższy zakwestionował prawomocność działania KRS i legalność powołanych przez nią – także do Sądu Najwyższego – sędziów, kierując pytania prejudycjalne do Trybunału Sprawiedliwości UE.

Po kolei. Sędzia Waldemar Żurek

Skargę wysłał 21 września. Miesiąc później prezes Izby Pracy SN Józef Iwulski przekazał ją Izbie Kontroli Nadzwyczajnej, uznając, że należy do jej kompetencji. I zupełnie nie przejmując się faktem, że Izba ta składa się z sędziów mianowanych przez nową KRS. I że sędzia Żurek w swojej skardze zwraca się o zadanie pytania prejudycjalnego także o prawidłowość powołania tej Izby. Z kolei p.o. prezesa Izby Kontroli wystąpił 5 listopada 2018 r. do pierwszej prezes SN Małgorzaty Gersdorf o przekazanie sprawy do Izby Dyscyplinarnej. Sędzia Żurek natychmiast zwrócił się o wyłączenie ze sprawy wszystkich sędziów Izby Kontroli Nadzwyczajnej.

Czy można sobie wyobrazić bardziej jednoznaczny dowód na to, że wcześniejsze skargi prejudycjalne zostały złożone tylko po to, by zachować stanowiska? My tu bój o stołki toczymy, a tu jakiś Żurek głowy nam zawraca.

Decyzją prezes Gersdorf sprawa została w Izbie Kontroli Nadzwyczajnej. A wniosek o wyłączenie sędziów przekazała Izbie Cywilnej do rozpatrzenia. Było to 19 listopada. W grudniu sędziowie Izby Kontroli mieli złożyć oświadczenia, czy godzą się na wyłączenie.

Sędzia Żurek od sierpnia wykonuje obowiązki w nowym wydziale. Posiedzenie Izby Cywilnej w sprawie wyłączenia sędziów odbyło się 8 marca. Okazało się bezprzedmiotowe, bo Izba Kontroli w tym samym dniu, rankiem, wydała w błyskawicznym tempie postanowienie o oddaleniu skargi sędziego. SN z rozpatrzeniem skargi czekał bowiem tak długo, aż prezydent mianuje nowego sędziego Izby Kontroli Nadzwyczajnej Aleksandra Stępkowskiego. Jego siłą rzeczy nie objął skierowany w listopadzie wniosek sędziego Żurka o wyłączenie sędziów tej izby, bo mianowany został 20 lutego. A Stępkowski sprawę rozpatrzył nie – jak Izba Cywilna – po ponad trzech miesiącach, ale w kilka minut. Nie mając nawet akt sprawy.

Już w listopadzie 2017 roku gdzieś z tyłu głowy kołatała się myśl, że bronienie „niezależności sądów” mija się z celem, bo niezależność to fikcja, a „nadzwyczajna kasta” zawsze spadnie na cztery łapy. Zwłaszcza, że jedno i to samo zależnie od okoliczności może być całkowicie zgodne z prawem lub kompletnie bezprawne.

Dodaj komentarz


komentarzy: 1

  1. Jak ci z sędziów trzymają się tradycji i panu bogu świeczkę, a diabłu ogarek świecą.

    Koniunkturalizm to czy pochwała zbrodni, gdy prof. PANFIL z IPN „przekonuje, że działania części Wyklętych były usprawiedliwione. Także tych odpowiedzialnych za zbrodnie na ludności cywilnej. – Być może całe mnóstwo ludzi, którzy dzisiaj krytykują Żołnierzy Wyklętych, też stosowałoby odpowiedzialność zbiorową i strzelałoby bez badania dowodów, chcąc się zemścić za śmierć jedynego dziecka – twierdzi.”*

    Mordowanie innych dzieci, starych ludzi, bezbronnych kobiet należy zrozumieć!!!!!!

    Jak przyszłość czeka Polskę, gdy zbrodnie wynosi się na sztandary jako bohaterstwo?

    Historia dwóch państw, dwóch agresorów, którzy jednocześnie napadli na nasz kraj, pokazywała, że Auschwitz-Birkenau, zsyłki na wycieńczające roboty na Sybir i głodzenie tam ludzi dawkami małej, nic niewartej żywności, przy niewyobrażalnym wysiłku wkładanym w pracę, były ogłaszane jako słuszne i należne bandytom polskim. Ci „bandyci” to byli cywile obojga płci, dzieci z łapanek lub wywózek prosto z domów.

    Jeśli zbrodnia jest chwalebna, to co czeka naród polski? Jakie upodlenie będzie musiał przejść? Czy  Polska pójdzie w ślady agresorów z 1939r?

    Jeśli ta historia wydaje się zbyt drastyczna, to przypominam „łagodniejszą” wojnę domową z Hiszpanii z lat 1936 – 1939, gdzie z ambon głoszono słuszność przemocy, kropidła święciły, a dłonie z krzyżem w ręku błogosławiły właściwych walczących. Wódz błogosławiony przez kler Francisco Franco zmarł w 1975 r. Wtedy dopiero nastąpiły w tym kraju zmiany.

    Historia uczy tych, którzy chcą się jej uczyć. I zrozumieć!!!!

    *Newsweek