Krótka historia nabijania w butelkę z koniem w tle

Zaufanie to podstawa życia i warunek przeżycia. Członek stada, na którym nie można polegać jest bezwzględnie eliminowany. Bo zaufanie to warunek konieczny przetrwania gatunku. Gdy na każdym kroku czai się wróg i niebezpieczeństwo osobnik aspołeczny stanowi śmiertelne zagrożenie, uniemożliwia wspólne działanie i zdobywanie pożywienia. Nawet tak zdawać by się mogło niewinna czynność jak iskanie się może być przyczyną wykluczenia ze stada. Zwierzę, które chętnie podstawia się, ale samo nie przejawia chęci do iskania innych jest poddawane ostracyzmowi i w końcu pada pogryzione przez insekty.

Człowiek instynkt samozachowawczy stracił już dawno. Z jednej strony podzielił się na plemiona od czasu do czasu, w sprzyjających okolicznościach, wyrzynające się wzajemnie. Z drugiej strony ubzdurał sobie, że jest panem stworzenia, którego prawa natury nie obowiązują. Za motor rozwoju i postępu uznał współzawodnictwo, a nie współpracę. Na potrzeby doraźne stworzył sobie stwórcę, co pozwala w prosty sposób opisywać otaczającą rzeczywistość. Przy czym łatwiej skrzyknąć grupę, która wystąpi w obronie wiary i boga, który choć wszechmogący sam się nie obroni, niż w obronie gwałconej, bitego, oszukiwanych. By jednak nie być odsądzonymi od czci i wiary zostawmy te aspekty zagadnienia i skupmy się na relacjach bilateralnych.

Fundamentem całej otaczającej rzeczywistości jest zaufanie. Gdy idziemy nie przychodzi nam nawet do głowy, że mijana osoba może nas zaatakować. Gdy przechodzimy przez ulicę ufamy, że żaden samochód nas nie potrąci. Gdy robimy w sklepie zakupy zakładamy, że to co kupujemy jest bezpieczne, że nie wybuchnie ani nie otruje. Gdy idziemy do urzędu… Nie. nie idźmy jeszcze do urzędu. Poprzestańmy na zajrzeniu do gazety. Tytuły mówią same za siebie: „Rozpędzony autobus wjeżdża na czerwonym świetle [FILM]„, „Kierowcy autobusów nagminnie wjeżdżają na czerwonym„, „Autobusy jeżdżą na czerwonym. Zginęła tu młoda kobieta„.

Mimo, iż artykuły informujące o nagminnym łamaniu prawa przez ignorujące sygnalizację świetlną pojazdy okraszone są zdjęciami i filmami, problem nie zniknął. Lecz, wbrew pozorom, nie stanowią go lekceważący przepisy kierowcy, ale służby odpowiedzialne za egzekucję prawa. W kraju — mówiąc oględnie — cywilizowanym władza nie pozwala sobie na grzebanie w przepisach dla poklasku z jednej strony i na lekceważenie i bezczelne łamanie prawa z drugiej. Jak można mieć zaufanie do państwa, które nie potrafi zagwarantować bezpieczeństwa na tak podstawowym poziomie, jakim jest skrzyżowanie z sygnalizacją świetlną? Nie da się się, co dowiedliśmy wcześniej, zbudować niczego sensownego na nieufności, czyli braku zaufania. Kraj, w którym nikt nikomu nie ufa nigdy nie zbuduje dobrobytu i zawsze będzie źródłem taniej siły roboczej dla innych narodów. Które nieuczciwych i aspołecznych eliminują i izolują.

Przez cały okres powojenny władza to byli „oni”, narzuceni przemocą obcy, niechciani, sami siebie wybierający, nagradzający, stawiający pomniki tym, których uznali za bohaterów. Po początkowej euforii po odzyskaniu suwerenności władza stawała na głowie, by ugruntować zapomniany chwilowo podział na „nas”, zwykłych uczciwych, ciężko pracujących ludzi i „onych”, żywiących się krzywdą ludzką złodziei. Na wiecach przedwyborczych politycy pletli co im ślina na język przynosiła, po czym — gdy dochodzili do władzy — robili co chcieli, obietnice składane wyborcom traktując jako bajki dla dzieci mające za zadanie skłonienie do posłuszeństwa i postępowania zgodnego z oczekiwaniami.

Mówiło się, że kłamstwo ma krótkie nogi. Dziś kłamstwo w ogóle nie ma nóg. Dziś kłamstwo jest prawdą nawet wtedy, gdy widać i słychać, że jest kłamstwem. Polityk potrafi powiedzieć, po czym patrząc rozmówcy i telewidzom w oczy zapewniać, że nic takiego nie mówił. I to nawet wtedy, gdy pokazać mu nagranie, na którym widać i słychać, że wypowiada sporną kwestię. Inną praktyką jest wmawianie wszystkim, że wypowiedziane słowa zostały zmanipulowane, bo co prawda powiedział to, co powiedział, ale miał na myśli zupełnie co innego. A liczy się to co miał na myśli, a nie to co mówił. Żeby przykładów nie szukać daleko posłużmy się własnym. Przyłapany na malowaniu na murze napisu „Żydzi do gazu” polityk wytłumaczy, że chodziło o gaz łupkowy, a to co napisał to po prostu zachęta do robienia interesów w Polsce skierowana do firm z Izraela.

Sytuacja przypomina węzeł gordyjski. Gardzimy politykami, uważamy ich za złodziei i kłamców, a jednocześnie wybaczamy im szwindle i kłamstwa. Dopóty będziemy klepać biedę, dopóty będziemy traktowani przez ludzi, których wybraliśmy jak zdobycz wojenna, kolonia, z której należy wycisnąć ile się da, by zabezpieczyć się na wypadek przegranej w kolejnych wyborach, dopóki nie zaczniemy kłamców i oszustów eliminować. Nie rozliczając polityków z obietnic i wybierając oszustów będziemy kisić się w polskim, swojskim piekiełku w nieskończoność i nigdy nie ruszymy z miejsca. A o dobrobycie możemy spokojnie zapomnieć. Tak jak zapomnieli tego słowa na długie lata mieszkańcy Związku Radzieckiego.

Pewien wybitny historyk i mąż stanu w wygłoszonym 23 listopada 2007 roku przemówieniu powiedział: W gospodarce rynkowej opartej na dobrowolnej współpracy obywateli zaufanie ma znaczenie pierwszorzędne. Niech więc puentą naszych rozważań będą słowa obecnego wicepremiera i ministra finansów: — Jest bardzo ważne, żeby efektywny wiek emerytalny rósł. Nie widzę jednak konieczności ustawowego podnoszenia wieku emerytalnego. Te reguły, które mamy, w dużej mierze wystarczą. Do wyborów…

Dodaj komentarz