Kredyt na katastrofę

Ci, którzy nie rozumieją, dlaczego system bankowy w rękach państwa to katastrofa, będą mogli wkrótce przekonać się o tym na własnej skórze. Różnica między bankiem komercyjnym, prywatnym a państwowym polega na tym, że ten pierwszy działa w oparciu o zasady i jest monitorowany chociażby przez Komisję Nadzory Finansowego, która, zgodnie z informacjami podanymi na jej portalu,

sprawuje nadzór nad sektorem bankowym, rynkiem kapitałowym, ubezpieczeniowym, emerytalnym, nadzór nad instytucjami płatniczymi i biurami usług płatniczych, instytucjami pieniądza elektronicznego oraz nad sektorem kas spółdzielczych.

Czemu ten nadzór służy?

Celem nadzoru nad rynkiem finansowym jest zapewnienie prawidłowego funkcjonowania tego rynku, jego stabilności, bezpieczeństwa oraz przejrzystości, zaufania do rynku finansowego, a także zapewnienie ochrony interesów uczestników tego rynku.

Żeby nadzór nie był fikcyjny zarówno instytucja nadzorowana jak i nadzorująca muszą być od siebie niezależne. Tymczasem

Nadzór nad działalnością Urzędu Komisji sprawuje Prezes Rady Ministrów.

Nie ulega wątpliwości, że nadzór jednej instytucji podległej władzy nad drugą instytucją podległą władzy jest czysto teoretyczny i całkowicie iluzoryczny. Instytucje finansowe podporządkowane władzy kierują się jej interesem, a nie swoim i swoich klientów. Skutkuje to z jednej strony udzielaniem kredytów prominentnym działaczom partyjnym od ręki i bez weryfikacji zdolności kredytowej, a z drugiej kredytowaniem forsowanych przez władzę przedsięwzięć wątpliwych z punktu widzenia ekonomicznego.

Doskonałym przykładem jest kredyt w wysokości ponad miliarda złotych. Bez kłopotu mógłby go otrzymać człowiek, który w oświadczeniu majątkowym podał, że jest współwłaścicielem (1/3 własności) domu o powierzchni ok. 150 m kw i wartości ok. 1,5 mln zł, ma ok. 63 tys. zł oszczędności, jako poseł zarobił ponad 110 tys. zł oraz otrzymał 30 tys. zł diety parlamentarnej oraz emeryturę w wysokości ponad 79 tys. złotych. Gdyby cały dochód, w sumie 220 tys zł, przeznaczył na spłatę pożyczki w tej wysokości, spłacałby ją przez bez mała 400 lat.

Firmy ubezpieczeniowe na całym świecie odstępują od ubezpieczania inwestycji związanych z wydobyciem węgla i emisją CO2. Wyjątkiem jest polski Państwowy Zakład Ubezpieczeń. Ta instytucja z jednej strony ubezpiecza spółki sprzedające między innymi gospodarstwom domowym węgiel przyczyniający się do powstawania trującego smogu, a z drugiej oferuje ubezpieczenia zdrowotne i chorobowe oraz usługi medyczne. W związku z tym w zeszłym roku Fundacja „Rozwój TAK – Odkrywki NIE” złożyła zawiadomienie do OECD dotyczące działań przedsiębiorstwa wielonarodowego Grupa PZU S.A. Ocena końcowa zawiadomienia została opublikowana pod koniec lipca bieżącego roku.

Także instytucje finansowe na całym świecie odstępują od kredytowania szkodliwych dla klimatu inwestycji. W Polsce importującej z Rosji miliony ton węgla rusza właśnie budowa elektrowni węglowej Ostrołęka C. Z uwagi na to, że inwestycja ma taki sens jak budowa wyciągu narciarskiego na Wzgórzach Golan, komercyjne banki nie chcą jej kredytować. Na szczęście są państwowe, które z radością utopią miliardy w nierentownym przedsięwzięciu, a w razie czego PZU wypłaci miliardowe odszkodowanie. I co z tego, że przez taką politykę nie będzie czym sfinansować inwestycji w odnawialne źródła energii? Na stronie Obozu dla klimatu czytamy, że

Ponad 3 miliardy złotych – tyle dały PeKaO i PKO BP różnym węglowym koncernom! Te dwa banki pozwoliły, wspólnie z mBankiem, wyemitować Enei miliard złotych obligacji w maju tego roku.

7 stycznia 2015 roku akcje Enei były warte nieco ponad 15 zł za sztukę. Wczoraj 8,60 zł.

Teraz obligacje za miliard złotych musi wyemitować Energa, drugi udziałowiec Ostrołęki C – inaczej nie spłaci zadłużenia.

7 stycznia 2015 roku akcje Energi były warte bez mała 23 zł za sztukę. Wczoraj 6,40 zł.

Enea dostała 300 milionów od PKO BP i 150 milionów od PeKaO SA.
Energa – dwa miliardy od Santander Bank Polska, Bank Gospodarstwa Krajowego, PKO BP, Caixabank, MUFG Bank.
PGE – właściciel największego emitenta CO2 w Europie, elektrowni Bełchatów – pół miliarda od PKO BP, miliard złotych i 40 milionów dolarów od PeKaO SA
ZE PAK – nasi ulubieńcy z Tomisławic – mają na rachunku bieżącym 100 milionów od PekaO S.A. Dostali też 676 milionów od PeKao S.A., PKO BP i mBanku.

Ponadto PeKaO S.A i PKO BP to banki które nie mają żadnych kryteriów dotyczących finansowania nowych inwestycji węglowych – to jedyne polskie banki, które mogłyby udzielić kredytu bezpośrednio na ostatnią węglową elektrownię w Europie, która co roku będzie wyrzucać do atmosfery tyle CO2, co wszyscy mieszkańcy Krakowa razem wzięci.

Gigantyczne akcje kredytowe mają miejsce wtedy, gdy w zastraszającym tempie rośnie import węgla z jednej strony i import energii elektrycznej z drugiej.

Inne branże mają się lepiej, ale rząd i nad tym pracuje. Portal gazeta.pl donosi, że polskie gry biją na świecie rekordy powodzenia, a spółki parające się tworzeniem gier (po polsku gamingowe)  osiągnęły wartość blisko 22 mld zł. Co trzeba zrobić, żeby temu zaradzić? Zacząć wspierać tę branżę. I takie wsparcie zapowiedział mini ster od kultury Piotr Gliński. Studia, które w oparciu o wytyczne ministerstwa będą tworzyć gry patriotyczne, sławiące Polskę, będą mogłyby liczyć na ulgi podatkowe. Jednocześnie rząd stara się usilnie, by ludzie utalentowani i specjaliści wynieśli się z Polski, o czym donosi z kolei „Rzeczpospolita”:

Rozwój usług wiąże się często z zatrudnieniem wysoko wykwalifikowanych, doświadczonych, a więc i dobrze wynagradzanych specjalistów. To oni – oraz ich pracodawcy – odczują skutki zniesienia limitu 30-krotności składek na ZUS, co zaplanowano w projekcie budżetu na 2020 r. przyjętym przed tygodniem przez Radę Ministrów. Jak wylicza dla „Rzeczpospolitej” Oskar Sobolewski, ekspert Instytutu Emerytalnego, dodatkowy koszt pracownika zarabiającego miesięcznie 15 tys. zł wyniesie dla pracodawcy 10,9 tys. zł rocznie. (Jednocześnie wynagrodzenie pracownika obniży się o ponad 2,1 tys. zł skali roku). Przy tysiącu specjalistów z taką pensją koszty firmy rosną o 11 mln zł rocznie. A będą jeszcze wyższe przy zarobkach w wysokości 20 tys. zł, gdy po zniesieniu limitu składki na ZUS koszty pracodawcy zwiększą się o prawie 22,8 tys. zł rocznie.

Bardzo łatwo pozbyć się z kraju ludzi, których z otwartymi ramionami przyjmą wszędzie. Ściągnąć ich z powrotem będzie bardzo trudno. I właśnie dlatego na tym zakończmy dzisiejsze rozważania. Wnioski poprzedzimy bowiem cytatami z wybitego polskiego uczonego, który choć jest profesorem zwyczajnym, to jest nadzwyczajny i nie ma sobie równych. Słuchając go można wreszcie  zrozumieć kogo miał na myśli autor słów przypisywanych Bismarckowi. Jako Niemiec nie przewidział jednak, że Polak potrafi! Tu w zupełności wystarczy jeden geniusz, by Vaterland verloren.

Dodaj komentarz


komentarze 3

  1. Wyborcza.pl – Fragment z książki prof.Antoniego Dudka

    W chwili gdy powstawał rząd Tadeusza Mazowieckiego [12 września 1989 r.], polska gospodarka znajdowała się w stanie trwającego od końca lat 70. chronicznego kryzysu. Wprawdzie, poczynając od 1983 r., statystyki gospodarcze zaczęły wykazywać wzrost PKB, ale do końca dekady nie udało się wyrównać jego poziomu z 1978 r. Po 10 latach rządów generałów z legitymacjami członkowskimi PZPR w kieszeniach dochód narodowy w przeliczeniu na mieszkańca był wciąż o ponad 8% niższy niż u schyłku epoki Gierka. Z liczącego blisko 100 stron „Raportu o stanie państwa”, jaki został przygotowany w sierpniu 1989 r. w Centralnym Urzędzie Planowania, a który na powitanie otrzymali ministrowie nowego rządu, wyłaniał się ponury obraz stanu gospodarki. Gospodarki, która niemal w całości pozostawała w rękach państwa. Szacowano w nim, że poziom zużycia maszyn i urządzeń sięga w przemyśle poziomu 64%, co było rezultatem załamania inwestycji w kończącej się dekadzie. Skalę zapaści cywilizacyjnej przemysłu dobrze też ilustrowała liczba licencji zakupionych za granicą. O ile w dekadzie lat 70. pozyskano ich ponad 400, to w okresie rządów gen. Jaruzelskiego zaledwie 26.
    Niezależnie od dekapitalizacji przemysłu oraz zapaści technologicznej prawdziwą plagą pozostawała katastrofalna jakość towarów, których i tak wciąż brakowało w sklepach. W 1988 r. Państwowa Inspekcja Handlowa zakwestionowała jako „nie spełniające wymagań jakościowych” aż 57% zbadanej odzieży, 45% obuwia i 34% mebli. Niewiele lepiej było z żywnością, bowiem za niezgodną z i tak niezbyt wygórowanymi normami uznano np. ponad jedną czwartą produkowanego wówczas pieczywa. Jak trafnie zauważył Stefan Kawalec, należący do najbliższych współpracowników Balcerowicza, producentom działającym w realiach socjalistycznej gospodarki brakowało „motywacji do tego, by nie wypuszczać wadliwych produktów. Stan powszechnych niedoborów powodował, że to odbiorcy zabiegali o to, aby móc otrzymać towary od producenta, a egzystencja producentów była niezagrożona”.

    Cytat jako komentarz do tekstu

  2. Znajoma (już na emeryturze) pracowała w banku PKO BP. Stres, mobbing, zmuszanie do pracy w nadgodzinach bez ich rejestracji, to są tam rzeczy „normalne”. Dlaczego ludzie nie odchodzą z takiej pracy, a leczą się z depresji na przykład? Wzięte kredyty na dość dobrych warunkach!!! Tak tworzy się niewolników RP. Sytuacja taka miała miejsce także za PO.

    Dlaczego ludzie jednak wybierają pisich? Kolejne rządy nie były zainteresowane by do szkół wprowadzić nauczanie o ekonomii. By idący w dorosłość mieli pojęcie jak np. brać kredyty i nie przepłacać, jak uważać na wszelkie okazje finansowe i nie dać się nabrać, jak gospodarować zarobionymi pieniędzmi by nie wpaść w zadłużenie, itd…. itp. Obecny rząd także nie widzi potrzeby takiego nauczania, mimo że ekonomiści sugerują by wprowadzić je do szkół. Dlaczego nie? „Bo to kosztuje”!!!!! Katecheci nie kosztują? KK podobno, bo nie ma oficjalnych danych to rocznie koszt ok. 19 mld zł (darowizny, brak podatków od działalności, zwolnienia podatkowe – jeśli musieliby płacić, taca, dopłaty do 190 000 ziemi z unijnej kasy, dopłaty i ulgi przy zakupach umaszynowienia – do 50%) itp.

    1. Państwowe banki nie kierują się interesem swoim i klientów, tylko interesem władzy. Przypomnę książeczki mieszkaniowe, na których pełny wkład wystarczał na dwa m2 mieszkania. Tym właśnie różni się mafia od państwa, że wywiązuje się ze swoich zobowiązań, a wiarołomców karze.