Kraina omnibusów

Doktor Judym miał na drzwiach gabinetu napisane, że przyjmuje od godziny dziewiątej do godziny trzynastej we wtorki i piątki. Pracę zaczynał o godzinie dziesiątej, bo nie godzi się, by doktor czekał na pacjentów. O trzynastej opuszczał miejsce pracy i udawał się… Nie, nie na zasłużony odpoczynek do domu, żony i rodziny lecz do drugiej przychodni, gdzie na drzwiach gabinetu jest napisane, że przyjmuje od dwunastej do siedemnastej we wtorki i piątki. Potem musi jeszcze na czwartą wpaść do kliniki i już ma wolne. Oczywiscie nie musiałby harować w ośmiu przychodniach, dwóch klinikach i pięciu szpitalach, gdyby system uzależniał pobory od efektów pracy, doświadczenia i umiejętności. Ale system nie uwzględnia. Więc musi. Chyba, że jest ustosunkowany, to wtedy nic nie musi.

Jak bardzo ważne jest zwiększenie finansowania dowodzi historia, która miał miejsce w latach siedemdziesiątych XX wieku. Otóż I Sekretarz KC PZPR Edward Gierek gościł kiedyś w swojej wspaniałej willi Sekretarza Generalnego KPZR Leonida Breżniewa. Tow. Breżniew nie mógł się nadziwić przepychu i wielkości willi. Wreszcie odciągnął Gierka na stronę i pyta:

— Powiedzcie mi towarzyszu skąd wy na to wszystko pieniądze wzięliście?
Gierek nic nie mówiąc prowadzi go do okna, wskazuje płynącą opodal rzekę i pyta:
— Widzicie towarzyszu tę rzekę?
— Widzę — odpowiada zdziwiony Breżniew.
— A widzicie ten most? — pyta dalej Gierek.
— Widzę. I co z tego? — spytał lekko zniecierpliwiony Breżniew.
— No to przy budowie tego mostu to i owo naciągnęliśmy, tu i tam zaoszczędziliśmy i dzięki temu powstało to skromne lokum.
— Aha — w zamyśleniu potarł brodę tow. Breżniew.
Kilka lat później tow. Gierek dostał od tow. Breżniewa depeszę (informacja dla młodych Czytelników: depesza to papierowy SMS) z prośbą o pilny przyjazd. Sekretarzowi Generalnemu nie odmawiało się, więc Gierek zapakował się do maszyny latającej produkcji radzieckiej i poleciał do Moskwy. Tam prosto z lotniska został zawieziony do oszałamiającej rezydencji, przy której Kreml wydawał się zaledwie kurnikiem. Oszołomiony Gierek nie posiadając się ze zdumienia od progu pyta:
— Lońka, na miły bóg, jak ci udało się coś tak imponującego wybudować?
Breżniew łapie Gierka za łokieć i prowadzi do okna:
— Widzisz tę rzekę?
— Widzę!
— A most?
— Jaki most? Tam nie ma żadnego mostu! — odpowiada zdziwiony Gierek.
— No widzisz! — zakrzyknął triumfalnie Breżniew.

Już w tamtych, trudnych czasach wiadomo było, że gdyby w Związku Radzieckim w porę zwiększono nakłady na budowę mostów, to do takich patologii by nie dochodziło. Dlatego wielką wagę należy przykładać do wszystkich analiz i raportów, które zalecają zwiększenie nakładów na to czy tamto, ponieważ jest to (i zawsze było) najlepsze rozwiązanie z możliwych.

Jak zwykle niezawodny portal oko.press dokonał analizy stanu służby zdrowia w Polsce i dowiódł w sposób nie budzący żadnych wątpliwości, że nakłady trzeba zwiększyć. Jak na analizę z prawdziwego zdarzenia przystało jest w niej nawet napisane skąd wziąć pieniądze na to zwiększenie. Pieniądze, jak nietrudno się domyślić, mają pochodzić z kieszeni podatników. W ten sposób pobierający płacę minimalną zamiast zarobić bez mała 1460 zł zarobi o 40 zł mniej. Stać go, więc może dopłacać. Skąd wiadomo, że stać? Ponieważ w innych krajach nakłady na służbę zdrowia są zdecydowanie wyższe, a i lekarze lepiej zarabiają. I to na jednym etacie!

Polski system opieki zdrowotnej winien być systemem ubezpieczeniowo-budżetowym, w którym państwo poprzez środki publiczne będzie odpowiedzialne za co najmniej 75 proc. ogółu nakładów na zdrowie. 25 proc. może pochodzić ze środków prywatnych, w których winny się znaleźć także bezpośrednie opłaty pacjentów ponoszone w formie współpłatności za niektóre, najczęstsze i tym samym najtańsze świadczenia zdrowotne, te, które są w dużej mierze zależne od naszych zachowań i stylu życia

Oczywiście samo zwiększenie nakładów to mało. Należy jeszcze dokonać monopolizacji, czyli wszystko zintegrować. Im mniej rynku i więcej socjalizmu w systemie, tym wszystko lepiej i wydajnej działa.

Równolegle do prac nad integracją systemu opieki zdrowotnej i społecznej, należy natychmiast podjąć działania, które ograniczą silną fragmentację w obrębie samego systemu opieki zdrowotnej.

Jak pamiętamy holdingi i zjednoczenia w PRL-u stanowiły trzon, fundament na którym wspierała się gospodarka. Działały sprawnie, były niebywale wydajne, skuteczne i — co najważniejsze — tanie w eksploatacji. Dlatego krokiem w dobrą stronę jest szpitalny holding względnie zjednoczenie zwane siecią szpitali.

W ten model wpisuje się tzw. sieć szpitali. Działa od 1 października tego roku, więc trudno na razie ją ocenić. Na pewno należy monitorować, czy ten model wraz nowymi zasadami finansowania szpitali sieciowych spowoduje korzystne zmiany i pozwoli na osiągniecie lepszych rezultatów leczenia. Kierunek zmian jest słuszny, bo powinien skutkować przesuwaniem świadczeń realizowanych dotychczas w trybie tzw. pełnych hospitalizacji do trybu jednodniowego, a także z jednodniowego do ambulatoryjnego.

Pacjentom nie pozostaje nic innego jak obserwować słuszny kierunek zmian i śledzić ruch przesuwanych świadczeń. Będą mieli na to wiele czasu, bo eliminacja zasad rynkowych zawsze kończyła się gigantycznymi niedoborami z jednej strony i kolejkami z drugiej. Trochę dziwi, że choć środki przesuwane są od ponad dziesięciu lat, odkąd tow. Łapiński wywrócił rynkową reformę rządu Buzka, to ani trochę nie poprawiło się od tego. Czyżby dlatego, że za reformowanie brali się ideolodzy, a nie fachowcy?

Jaką wartość miałaby analiza dokonana przez garbarza, który na skórze zna się jak nikt, z której wynikałoby, że ciemne plamki to efekt spożywania pieprzu w postaci ziarnistej, a nie żaden czerniak? W omówionej wyżej jest mowa wyłącznie o służbie zdrowia i zwiększeniu jej finansowania. O tym czy i w jaki sposób skorzysta na tym pacjent, któremu system dodatkowo wydrenuje kieszeń, nie ma ani słowa!

Dodaj komentarz