Koniec świata

Gazeta bije. Na szczęście nie czytelników, ale na alarm. Strasząc wyimaginowanymi zagrożeniami. Przy okazji dając popis nieprofesjonalizmu i zwykłej niewiedzy.

Gdy pojawiły się walkmany specjaliści od załamywania rąk i klęsk wróżyli rychły koniec branży muzycznej. „Home taping is kiling the music and it’s illegal” — ostrzegał brytyjski przemysł muzyczny. A branża liczyła idące pierdyliony dolarów straty. I koniec, owszem, nadszedł. Ale ani nie muzyki, ani nie przemysłu muzycznego, lecz magnetofonów.

Rozpoczęła się era internetu. Opracowano metodę zmniejszania objętości plików muzycznych, by dało się je przesyłać siecią. Przemysł muzyczny dostał amoku. Fanów ściągających pliki okrzyknięto mianem złodziei i piratów, a do walki z nimi zaprzęgnięto cały aparat państwowy oraz wymiar sprawiedliwości. Amerykanie wymusili zamknięcie wielu serwisów, aż wreszcie skorzystali z tego, że dzierżą kontrolę nad siecią by arbitralnie wyłączyć dostęp do serwisu megaupload całemu światu. Jednocześnie politycy na całym świecie zagwarantowali branży rozrywkowej niemal nieograniczone zyski przez grubo ponad 100 lat!

Autorskie prawa majątkowe, należące pierwotnie do twórcy (większość przypadków), gasną z upływem 70 lat od śmierci twórcy, a do utworów współautorskich, od śmierci ostatniego współtwórcy, który przeżył pozostałych. […] Jeśli więc śmierć autora nastąpiła 1 lipca 2002 r., to okres ochrony upłynie 31 grudnia 2073 roku.

Jaka inna dziedzina może poszczycić się takimi przywilejami? Ochrona patentowa trwa zaledwie 20 lat (sic!). Jak ma się na przykład wynalezienie penicyliny do skomponowania utworu słowno-muzycznego przez spółkę Lennon-McCartney? Wynalazek dał twórcy (teoretycznie) profity przez 20 lat. Zaś utwór generuje zyski już 50 lat i będzie jeszcze przynosił dochód przez kolejne 70. Oczywiście pod warunkiem, że szczodra władza nie wydłuży tego okresu do okrągłych 100, 200 lub 1000 lat. Pikanterii sprawie dodaje fakt, że cała amerykańska branża rozrywkowa uciekła na Wschodnie Wybrzeże przed… opłatami licencyjnymi. Pierwszy milion trzeba ukraść…

Jaki to ma związek z bijącą na alarm Gazetą? Dotąd piractwem było nazywane ściąganie z internetu utworów muzycznych lub filmów bez wniesienia opłaty. Ewentualnie kopiowanie płyt. Autor artykułu poszedł na całość i nazywa piractwem odwzorowywanie lub tworzenie podobnych dzieł na podstawie wzorca. Co go tak przeraziło i natchnęło zarazem? Podróbki? Fotografia? Nie, druk 3D. Problem w tym, że ewidentnie nie ma pojęcia o czym pisze.

Możliwości technologii to też piractwo na niewyobrażalną jak dotąd skalę. Mało kto może pozwolić sobie na kupno oryginalnego dzieła sztuki. Nieosiągalne są nawet genialne podróbki. […] Owszem, materiały potrzebne do wydrukowania takiego dzieła też swoje kosztują, ale przecież do „domowych warunków” wystarczą surowce gorszej jakości. I każdy będzie mógł powiesić sobie obraz z Muzeum Narodowego u siebie w domu.

Przecież to wierutna bzdura! Nikt sobie nie powiesi obrazu z Muzeum Narodowego, bo obraz z Muzeum Narodowego wisi w Muzeum Narodowym. Za to od dawna każdy może sobie powiesić kopię obrazu z Muzeum Narodowego i w wielu mieszkaniach takie kopie wiszą. Z tego, że kopia z drukarki 3D odda także fakturę farby, nie wynika, że obraz stanie się oryginałem, a jego posiadacz złodziejem. Tu jednak mowa nie tyle o kopii, ile o zupełnie nowym dziele „Rembrandtopodobnym”.

Przedsmak nowoczesnego fałszerstwa już mamy. […] Sztuczna inteligencja przeanalizowała 346 dzieł Rembrandta. Algorytmy uczyły się techniki, stworzyły też profil osoby, która była najczęściej portretowana – biały mężczyzna, w wieku od 30 do 40 lat, ubrany na czarno, z zarostem, kapeluszem i wzrokiem skierowanym w prawą stronę. W efekcie powstało dzieło, wydrukowane w drukarce 3D, które przypomina dokonania mistrza.

Jaki związek z prawdziwym obrazem Rembrandta namalowanym na płótnie ma plastikowy obraz wydrukowany za pomocą drukarki 3D i algorytmu umożliwiającego tworzenie podobnych dzieł? Co tu jest piractwem? Przecież twórcy inspirowali się dokonaniami innych od zawsze.

Drukarka 3D to nie tygiel alchemika. Tworzy w oparciu o materiał wejściowy. Przeważnie jest to plastik, ceramika czy metal (materiałów cały czas przybywa). Druk polega na nakładaniu materiału warstwa po warstwie. Można oczywiście wydrukować niemal wszystko, ale to nie znaczy, że to będzie nadawało się do użytku — końcowy rezultat zależny jest od rodzaju użytego filamentu, czyli materiału drukującego. Dopóki drukarki oprócz kształtów nie będą odwzorowywały także materiału, z którego wykonany jest oryginał, kopie będą tak miały się do oryginału jak kamień węgielny do węgla kamiennego.

Własnej fantazji autorowi najwidoczniej nie stało, więc podparł się wpisem innego wizjonera sprzed trzech lat:

Wystarczy by jakiś schemat wylądował w sieci i nagle wszyscy będą mogli mieć prawie za darmo torebkę Prady, tak jak teraz mogą pobrać serial „Przyjaciele”.

Wielce charakterystyczna jest fraza „nagle wszyscy”. Podkreśla grozę sytuacji, choć wiadomo, że ani nagle, ani wszyscy. Jednak przywołany bloger nie tym poprzestaje, tworzenie na wzór i podobieństwo zrównując z kradzieżą:

Fizyczne przedmioty nagle staną się, tak jak wcześniej filmy, muzyka czy książki, podatne na piracenie, jumanie i całe związane z tym zamieszanie.

Złodziejką i piratką jest więc kobieta, której nie stać na markowe, modne ciuchy, więc sobie je sama szyje. Aż dziw bierze, że nie wszyscy tak postępują. Także napisanie poematu podobnego na przykład do Pana Tadeusza będzie nosić zgodnie z tym rozumowaniem znamiona czynu zabronionego. Jakie z tego jest wyjście? Proste. Złapać za twarz i nie luzować uścisku, bo inaczej cywilizacja nie przetrwa:

Jeżeli nasza cywilizacja ma trochę oleju w głowie, powinna jak najszybciej prawnie rozwiązać sprawę internetu. Jak zrobić by wilk był syty i owca cała. Wbrew pozorom, w świecie wirtualnym jest to możliwe.

Ochroną w pierwszym rzędzie należy objąć dzieło stwórcy, czyli narządy wewnętrzne człowieka, bowiem perfidni lekarze drukują je sobie i wykorzystują do ćwiczeń i planowania skomplikowanych zabiegów. Na przykład lekarze z Bielska-Białej wykonali operację zastawki serca, ćwicząc wcześniej na modelu wydrukowany na drukarce 3D. A przecież bez trudu można sobie wyobrazić, że wszyscy nie tylko obrazy czy torebki będą drukować, ale także, a może przede wszystkim viagrę i inne medykamenty. Gdy spiracą suplementy diety branża farmaceutyczna pójdzie na dno. Pozytywnym efektem ubocznym może być definitywne rozwiązanie problemu handlu narkotykami….

Aby było jeszcze groźniej do jednego wora z drukiem trzy de autor wrzuca także animację komputerową, która umożliwia ożywienie nieżyjących aktorów.

Na wielkim ekranie znowu zobaczymy Marlona Brando, Jamesa Deana, Wojciecha Cybulskiego, których udawać będzie inny aktor, a komputer wstawi ich twarze? To możliwe, skoro nieżyjące gwiazdy powróciły na scenę.

Owszem, teoretycznie można tworzyć nowe filmy z dawno nieżyjącymi aktorami. Można w objazdowym cyrku pokazywać hologram Presleya puszczając z taśmy jego śpiew, a żyjący członkowie jego kapeli będą mu akompaniowali jak za dawnych lat. Można dopóty, dopóki znajdą się chętni, by na to wydawać pieniądze. Kreskówka komputerowa, w której zamiast misia Yogi gra Marlon Brando, może jednak ponieść spektakularną klapę…

Niechlujne, nierzetelne dziennikarstwo uprawiane przez nie grzeszących wiedzą dziennikarzy, mających często problemy ze skleceniem poprawnie zadania po polsku, to zmora naszych czasów. Aż nadto wymownym przykładem jest telewizja publiczna. Czwarta władza zdegenerowała się, nie wiadomo czy nie bardziej, niż trzy pozostałe…

Dodaj komentarz


komentarzy 10

  1. Przeczytałam artykuł (jako cytat) i powiem szczerze, że nie rozumiem o co chodzi autorowi.
    Nigdy nie było mnie stać na zakup oryginalnych obrazów. Zawsze kupowałam reprodukcje lub jak autor napisał (tak zrozumiałam) dzieła kradzione.
    Dzięki obecnym możliwościom są to zdjęcia przeniesione na płótno przygotowane jak do malowania olejem.
    Czy mam czuć się niekomfortowo, bo oryginał jest wart kilka milionów dolarów?
    Czy jednak cieszyć oczy „skradzionym”?

    Jeden z obrazów jest nieznanego autorstwa. Lecz został kupiony ze względu na przepiękną ramę barokową, która w sama w sobie dziełem twórczym.

    Wszystko to kupowane przez internet, bo na prowincji raczej wybory są skromne.
    W dodatku obraz w jednym mieście, rama w innym.

    Czy internet służy kradzieży, czy jednak czemuś dobremu?

    Czy spoglądanie na obraz, który sprawia przyjemność nie tylko dorosłym, a zaciekawienie dzieci (3, 8-a wcześniej już 4.latka), rozmowy przy okazji o malarzu, o Kolumbie, o marzeniach i trudnościach w ich realizacji – to źle czy jednak dobrze?
    Poza tym np. kopie obrazu Salvadora Dali może mieć bardzo wielu, a nie jeden bardzo bogaty.
    A muzyka?
    Czy może żyć bez szerokiego kręgu odbiorców?

    Poza tym 3D ma także rolę inną, służebną, np. związaną ze zdrowiem.
    Przykład… kradzieży?

    Koniec świata

    1. Jak się na siłę szuka sensacji to się ją znajduje. Tym łatwiej im mniejsza wiedza dotycząca omawianej kwestii. Jest jakaś specjalna różnica między twierdzeniem, że na poszyciu wraku odkryto trotyl, a stwierdzeniem, że każdy będzie mógł sobie na ścianie powiesić obraz ukradziony z Muzeum Narodowego? Popołudniową audycję w Tok prowadzi pani, która z uporem godnym lepszej sprawy rozmowę na określony temat nazywa „dyskusją”, do której namiętnie wraca po informacjach…

      Rozmowa i dyskusja to niby to samo, tyle, że celem rozmowy jest wymiana poglądów, informacji, zaś dyskusja to wymiana zdań mająca doprowadzić do wspólnych wniosków.

      Problem polega na tym, że „własności intelektualnej” nie bronią twórcy, ale ci, którzy najwięcej na niej zarabiają – wydawcy. Twórcy są z trudem tolerowanym balastem, który słono kosztuje, któremu trzeba płacić jakieś tantiemy. Więc się ich oszukuje i wykorzystuje przy każdej okazji. Jakąż korzyść ma twórca po śmierci z tego, że jego dzieła są chronione przed znalezieniem się w domenie publicznej?

      Polskie „prawa autorskie” są pojęciem bałamutnym. Chodzi o prawo powielania, copy right, a nie żadne prawa autorów.

      1. Najbardziej zdziwiły mnie obawy przed daniem wspólnej twarzy Cybulskiego i Brando. W dodatku Wojciecha Cybulskiego (czy to jakiś uznany artysta, a mnie nieznany?)

        Tworzy się zawsze dla współczesnych. Kto z młodych zachwyci się Zbyszkiem Cybulskim? Kto wie kim on był? A Brando? Wiele wspaniałych kreacji, które przeszły do historii kina. Do historii. Ktoś będzie mieszał twarze artystów? A jeśli nawet tak zostanie zrobione i staną się znowu znani, to chyba nic złego.

        Jedno jest pewne: nudne i żałosne wywody robią więcej szkody niż pożytku.
        Kiedyś dyrektorem Muzeum Pomorza Środkowego w Słupsku był Janusz Przewoźny.
        Wspominam o nim, bo nie znałam nikogo innego, kto tak pięknie, obrazowo, interesująco mówił o sztuce i jej historii.Słuchać go można było cały czas. Zresztą piękno jego mowy dotyczyło nie tylko sztuki

        1. Nie poszedłbym na nowy film z Marlonem Brando ani z dowolnym innym nieboszczykiem. Trudno sobie wyobrazić scenę miłosną w wykonaniu denata — byłaby kompletnie niewiarygodna. Bo grać może tylko żywy aktor ewentualnie wspomagany dyskretnie w jakichś bardziej karkołomnych scenach. Kreskówka komputerowa człowieka nie zastąpi. Cała sprawa rozbija się o koszty – jeśli program komputerowy kosztuje mniej niż gaża aktora, to dlaczego nie spróbować zaoszczędzić? Tyle, że oszczędności mogą się okazać pozorne, gdy klapa będzie rzeczywista.

          1. Właściwie teraz to prawie same namiastki. Nie oglądam tv, do kina nie chodzę, to trudno mi pisać o filmach. Ale jest tyle prymitywizmów, niskiego poziomu, że zostaje książka i teatr. Ale do teatru bardzo daleko. Zostają książki.

            Czytałam książkę o Allanie Turingu, który chciał opisywać świat cyframi. Pomysłodawca zrobienia komputera. Sporo tam odniesień do wyższej matematyki, do znanych matematyków. Ciekawe życie naukowca. W 1953 r. skazany za homoseksualizm w Anglii.

            Okrucieństwo w świetle prawa stanowionego nie jest żadną wymówką do jego zastosowania. Cóż Turingowi po przeproszeniu dokonanym przez premiera jego kraju, po półwieczu? Pusty gest.

            A u nas pojawiają się głosy o konieczności przywrócenia kary śmierci. Gdyby przeprowadzono referendum, to zgoda na taką zmianę w Konstytucji jest prawie pewna. Przy jednoczesnym wykrzykiwaniu w sprawie aborcji „nie zabijaj”

            1. Jeśli ktoś popiera zmianę polegającą na oddaniu praktycznie nieograniczonej władzy jednemu człowiekowi, który skądinąd znany jest z tego, co potrafi, to znaczy, że stracił instynkt samozachowawczy. Zwłaszcza, że zawsze najkrwawsze czystki totalitaryści przeprowadzali we własnych szeregach.

                1. Wszyscy wszystkich do czegoś porównują. Żona do psa mówi kotku, a do kotka mówiła żabko. Żabki nie mieliśmy. Z tego, że jeden polityk jest porównywany z drugim absolutnie nic nie wynika. A już na pewno nie determinuje jego przyszłych losów. Przez 8 (słownie: osiem) lat Do. Tusk tolerował i puszczał mimo uszu oskarżenia o morderstwo, zamach, krew na rękach. Ale jak Urban zasugerował, że posługuje się wulgarnym słownictwem, to w te pędy pognał do sądu. Obecnie rządzący szaleńcy powinni być izolowani. I byliby izolowani przez każdą szanującą się władzę, bez względu na to jaki nasi numer. Ale nie w kraju, którego patronem jest zdrajca. Bo to by było złamaniem tradycji.

                  1. Nie żal mi Tuska jako polityka. Miał miękkie (albo głupie )serce i pomyślunek słaby, to pozna ból dupska.

                    Jeśli chodzi o zdrajcę, to w związku z nim jest ciekawa historia nadawania imion w Polszcze. Biskupi zalecali by narodzonym dzieciom nadawać imiona świętych patronów, a nie jakieś tam pogańskie miana. Tak prawie wyrugowano imiona polskie-słowiańskie ze chrztu.

                    Na przełomie XVII/XIX wieku światli Polacy zaczęli nawoływać do przywrócenia dawnych imion. Było ich w „użytku” tak niewiele, że poszukiwano w starych kronikach imion noszonych kiedyś w kraju. Zaczęto też używać imienia Maria. Wpierw było to zakazane.

                    Biskupi przyzwalali na nadawanie tylko dwóch imion, bo były to imiona świętych. Był to Wojciech i Stanisław. Św. Wojciech, Czech pochodzący z książęcego rodu Sławnikowiców zginął gdy próbował nawracać Prusów. Św. Stanisław ze Szczepanowa to nie tylko zdrajca króla Bolesława Szczodrego (obecnie zwanego Śmiałym), a przeciwnik papieża, nie wyrażający zgody na wprowadzenie celibatu. Może dlatego darzą go taką estymą.

                    Wybacz za te trochę historii, ale… każdy ma jakieś swoje ulubione tematy. Co do nadanej nazwy Ziobrze to jak na razie zero się sprawdza, mimo kajania się teraz L. Millera. Zobaczymy co dalej.

                    1. Ciekawe. Kler ma zasługi rozległe w niszczeniu polskości i polskiej państwowości. Gdyby nie kler Polska dziś rozciągałaby się między morzem Bałtyckim a Czarnym. A kto wie, czy nie i Kaspijskim.