Komu bije dzwon, komu palma

Prezes doznał objawienia więc rzekł: W interesie niektórych grup przejście Polski na euro będzie korzystne. I to jest prawda najprawdziwsza, oczywistość najoczywistsza. Weźmy na przykład grupę osób pracujących w Narodowym Banku Polskim. Teraz mogą robić co chcą, a jak zajdzie potrzeba, to po prostu wydrukują więcej pieniędzy. Ale czy będzie korzystne dla Polski?  zastanawia się prezes i wyjaśnia, że wspólna waluta służy „Niemcom, może Holandii czy Austrii. Dla każdego mającego choć odrobinę oleju we łbie musi być oczywiste, że jeśli coś służy Niemcom, to nie może, ba! nie ma prawa służyć Polsce! To jest tak jasne jak słońce w zenicie, bo niektóre państwa mające wspólną walutę tracą, czy nawet popadają w ruinę – jak Grecja, a na przyjęciu straciły nawet bardzo bogate kraje, jak Finlandia czy Francja. Nauczyliśmy Francuzów jeść widelcem, a zaniedbaliśmy naukę ekonomii…

Ekonomia polityczna socjalizmu na tak wysokim poziomie musi wywrzeć na nieukach odpowiednie wrażenie. I właśnie po to idą do Unii, żeby dać odpór i powiedzieć stanowcze ‚nie!” Mówimy „nie” euro, mówimy „nie” europejskim cenom. Mówimy — europejskie płace, a nie europejskie ceny i mamy poparcie większości Polaków. Doskonale brzmi. A brzmiałoby jeszcze lepiej, gdyby zastosować odwrotny proceder niż zastosowano w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku i przeliczyć chociażby zarobki nauczycieli z PLN-ów na stare złote. Nawet w ustach prezesa zagrzmiało by lepiej „trzydzieści milionów złotych co miesiąc i jeszcze im mało!”

Niedawno tak zwani twórcy gardłowali za wprowadzeniem uregulowań, które pozwolą im wreszcie czerpać korzyści ze swojej ciężkiej, twórczej pracy. Ponieważ są ludźmi w większości głęboko wierzącymi, więc wierzą, że firma, która obraca pieniędzmi większymi niż budżet niejednego państwa zapłaci im, bo im się wydaje, że im się należy. Według ministerstwa finansów dochody budżetu państwa w 2019 r. mają wynieść 387,7 mld zł. Tymczasem Alphabet, właściciel Google’a, w 2017 roku miał 110,9 mld dolarów, czyli 421,42 mld zł (po kursie 3,80 zł za $) przychodów. Niemcy, Holendrzy, Finowie, a nawet Litwini i Słowacy zrozumieli, że w jedności siła. Że wspólna waluta ochroni ich gospodarki przed wstrząsami, wahaniami kursów i uniemożliwi spekulacje walutą. Bank Goldman-Sachs nie miał oporów przed wytransferowaniem z Polski w ciągu kilkunastu godzin kilku miliardów złotych. Przypomnijmy:

Amerykański bank przyznał w czwartek, że na walutach krajów Europy Środkowej zarobił 8 proc. Polscy internauci dawali wczoraj upust wściekłości na forach internetowych: – Kilku facetów bawi się życiem wielu milionów ludzi! Dostało się prezydentowi, rządowi, opozycji. Największe cięgi zbierał Kazimierz Marcinkiewicz, który od ponad pół roku doradza Goldman Sachs. Nie pomogły zapewnienia byłego premiera, że nigdy nie zajmował się tematem inwestycji walutowych.

Litwinom by teraz nie podskoczył. Ponieważ takie praktyki są niemożliwe w kraju, który posługuje się paneuropejską walutą. Znając dryg prezesa do interesów nietrudno przejrzeć perfidną grę prowadzoną na potrzeby kampanii wyborczej. Gdy jednak takie same bzdury wygaduje były mini ster finansów, a obecnie Prezes RM Mateusz Morawiecki, z wykształcenia historyk, to to trąci wręcz działaniem na szkodę państwa. Dzisiaj mogę powiedzieć z pełną odpowiedzialnością — nie jest w interesie Polski przyjmowanie tej waluty w najbliższym czasie. Na szczęście premier od razu wyjaśnił kogo miał na myśli prezes narodowy, dla kogo nieprzyjęcie wspólnej waluty będzie korzystne: My pokazujemy, że zgodnie i z teorią, i praktyką (…) nie opłaca nam się, dzisiaj w szczególności, przyjąć waluty euro i opłaca się opierać naszą gospodarkę o polską walutę, o polskiego złotego. Przynajmniej teraz, gdy sprawujemy władzę, a na czele NBP stoi nasz człowiek.

Tymczasem w gospodarce (podziękowania dla Zielonego Kwiatu):

Tylko w lutym br. deficyt w obrotach towarowych Polski z zagranicą osiągnął 1,3 mld euro (5,7 mld zł) według danych NBP. Była to największa przewaga importu nad eksportem od grudnia 2011 r., czyli od ponad siedmiu lat. Czasami na przełomie roku zmiany w handlu zagranicznym mają dość chaotyczny przebieg i jednorazowe wahania nie muszą być wyrazem zagrożenia. Teraz jednak wiele wskazuje, że mamy po prostu do czynienia negatywnym długoterminowym trendem.

Zaistniała pilna potrzeba tumanienia i przestraszania. Pasożyty roznoszone przez imigrantów przestały robić wrażenie. Geje i lesbijki wzięły sobie do serca zalecenie „wara od naszych dzieci” i chcąc zrobić na złość prezydentowi z PO zorganizowali Paradę Równości w Gnieźnie, więc stali się niegroźni. W przededniu wyborów do Parlamentu Europejskiego postraszono wspólną walutą. Istnieje jednak niebezpieczeństwo, że akurat to może okazać się strzałem w kolano. W miarę bowiem słabnięcia złotego Polacy, jak za komuny, będą lokować w obcych walutach. Wystarczy drobny impuls by wywołać panikę. Precedens już jest. Erdogan w Turcji, który także wprowadził u siebie dobre zmiany, próbował przekonać ludzi, że euro i dolary są niedobre, ale nikt mu nie uwierzył. Skutek był odwrotny od zamierzonego.

Ludzie na mieście gadają, że większość z tego, co mówi władza, to kłamstwo. Podobno emeryci nie zobaczyli obiecanych podwyżek, pielęgniarki też dostały dużo mniej niż powinny, rezydenci głośno mówią, że zostali nabici w butelkę. Z tego względu nie powinno być zaskoczeniem, gdy poparcie da partii rządzącej przekroczy sto procent.

Dodaj komentarz


komentarzy 8

  1. Rozumiem, że przy „badaniu” poparcia, którego wyniki podane jako zafałszowane procenty (sonadażownie są niezbyt bogate, to i łakome na bezkarne łapówki – cena za wskazane badanie będzie wyższa) nie podlegają karze. Ani finansowej jak w USA, ani karnej wobec szefa.

    PO uwierzyła, że 64% poparcia Komorowskiego nie wymaga od nich wysiłku, a wybór dokona się sam. Czy w te wyniki ingerowała ówczesna opozycja? Nie mam pojęcia. Czy obecnie rządzący to robią? Też nie wiem. Ale przesłodzone jak i przesolone jest niejadalne. A „poparcie” 99,6% z PRL pokazało, że „Polacy nie gęsi i swój (rozum) mają”.

    Ciekawe byłyby odpowiedzi Polaków na pytanie w jakiej walucie chcą gromadzić swoje oszczędności albo gromadzić pieniądze na emerytury? Pytlowanie ozorem o swojej trosce skierowanej do Polaków i ich zasobów pokazuje prawdziwą twarz i J.Kaczyńskiego i jego podnóżka omamionego władzą, a pełniącego funkcję premiera. Pokazuje ich „dbałość” o rodzinę, pokazuje jak rozumieć słowa „wara od naszych dzieci” – szczególnie dzieci nauczycielskich, których rodzice nie mogą zapewnić im godziwego życia.

    Ustawa wprowadzająca exit tax od 2019   https://ksiegowosc.infor.pl/wiadomosci/2781795,Ustawa-wprowadzajaca-exit-tax-od-2019-r-przyjeta-przez-Sejm.html ogranicza możliwość transferowania pieniędzy wbrew unijnej umowie o przepływie ludności i środków.

    Jednak „swój” Bierecki (jak plotkują?, donoszą?) do banku w Luksemburgu przetransferował pieniądze zarobione na SKOK.ach. Podobno miliardy.
    Niewątpliwie w plotce musi być jakiś łut prawdy o płaceniu dziesięciny przez KK i wysyłaniu do banku Watykanu 1 mld euro rocznie. Przecież zakaz zakazem, ale można dostać zezwolenie. Te ograniczenia przypominają bardzo czasy PRL, gdzie już za posiadanie waluty można było stracić wolność.

    Czy u podstaw by nie wprowadzać euro są wyniesione z domu strachy przed obcą walutą? Też nie wiem, ale każdy skutek ma swoją przyczynę. A może to tylko wynika z doradztwa pani Basi – spadku po komunistycznym generale?

      1. Straszne. To nawet w moich ponurych snach, które czasami się zdarzają, tak strasznie nie bywało. Patrząc na to jak skutecznie zniszczyli obraz nauczycieli w oczach znacznej części społeczności, która „ich” poglądy wzięła za swoje, to nieciekawe czasy dopiero nadejdą.
        Deus vult!!! zabrzmi już niedługo

        1. Obrazu nauczycieli w oczach znacznej części społeczności postniewolniczej nie trzeba wcale niszczyć, ponieważ stanowią ja ludzie, którzy nauką, naukowcami, zdolnymi gardzili zawsze i głęboko. Za to wielka estyma darzyli oszustów, którzy ściągali na egzaminach, dochodzili do zaszczytów i tytułów nieuczciwą drogą. To oczywiście nie jest żaden paradoks, ponieważ matoł nie ma najmniejszych szans na osiągnięcie uczciwą droga dobrych wyników, wybicie się. Dlatego zdolni Polacy pracują na dobrobyt Zachodu, a miernoty ku uciesze gawiedzi i z pełnym poparciem tłuszczy rujnują kraj.

          1. Pracownica miała bardzo zdolnego syna. W domu nikt do nauki się nie garnął, a ten syn tak. A że dostał nawet niewielkie stypendium, to był powód by się chwalić. Za głupoty z książek forsę dają!

            Chłopak kończył podstawówkę. Spytałam pracownicę, do której szkoły pójdzie ten uzdolniony dzieciak. Jak to gdzie, na piekarza, bo już dostanie parę groszy w pierwszej klasie, a i chleb jak da radę, to skręci.

            Dlaczego do zawodówki, przecież po technikum zarabiałby więcej, a po studiach jeszcze więcej!!  – Ale z domu, to grosz by wynosił, a nie przynosił. Chłopak poszedł do zawodówki.

            Gdy słyszę durne „rodzice wiedzą lepiej, co dla dziecka dobre”, to wtedy przypomina mi się tamta historia.

            1. Kraj, w którym sporo osób uważa, że nauczyciele są zbędni, że szkoła za długo trwa, że nauczyciele darmozjady za dużo zarabiają, nie ma przyszłości. Zdolni go opuszczają, zastają durnie i miernoty. Gdybym był młodszy już by mnie tu nie było, ale nie narzekam, bo niedługo i tak mnie tu nie będzie. I jakoś mi nie żal durniów, którzy sami sobie zakładają pętlę na szyję. Już teraz w szpitalach leczą lekarze bez podstawowych umiejętności. Dobór naturalny dokończy dzieła. Bezrozumni potomkowie parobków gardzący molami książkowymi mieli swoje pięć minut, jeszcze są mocni, ale kres nadchodzi.