Kara śmierci, czyli eutanazja po chrześcijańsku

Motto:
Pierwsze: Tego, który się mści, spotka zemsta Pana: On grzechy jego dokładnie zachowa w pamięci.
Drugie: Zabójcę winien zabić mściciel krwi; gdziekolwiek go spotka, może go zabić.

Co jakiś czas z ust tego czy tamtego prominentnego polityka deklarującego przywiązanie do wartości pada propozycja, ba, żądanie przywrócenia kary śmierci. Dziś, gdy właśnie dowiedzieliśmy się, że został wykonany wyrok na człowieku, o winie którego nie jest do końca przekonany nawet ojciec jednej z ofiar, nie można nie pokusić się o garść refleksji i wspomnień. Bowiem wierzący w niepokalane poczęcie i dziewictwo nigdy nie mają wątpliwości. Jeden z nich pisze tak:

Nie jestem zwolennikiem Łukaszenki, ale uważam karę śmierci za taki czyn za jak najbardziej uzasadnioną i jestem za tym, żeby bez względu na zdanie Eurosojuza, takie wyroki zapadały w Polsce nie tylko za zamachy bombowe, ale także za inne morderstwa, jeżeli na 100 % wiadomo, kto jest sprawcą. Ci bandyci zadali taką samą karę 15 niewinnym osobom, więc dlaczego mamy się nad nimi użalać? A nasza TVP niech lepiej rozczula się nad ofiarami, a nie nad bandytami.

On nie ma żadnych wątpliwości kto jest sprawcą skoro pokazał mu go palcem sam Łukaszenka.

Od mniej więcej połowy ubiegłego stulecia władzę w imieniu ludu pracującego miast i wsi sprawowała  Polska Zjednoczona Partia Robotnicza. Zaraz po wojnie można było tłumaczyć pewne „niedostatki” i braki w zaopatrzeniu spustoszeniami wojennymi i koniecznością przeznaczenia olbrzymich środków na odbudowę. Ale gdy w miarę upływu lat na rynku nadal nie dawało się zauważyć poprawy, a w niektórych dziedzinach następowało wręcz pogorszenie, trzeba było coś zrobić. Zupełnie jak dziś – robi się „coś” gdy sprawy nie idą dobrze….

Władza ludowa nie potrafiła zagwarantować różnorodności i obfitości towarów w sklepach. Ale mogła zrzucić winę na taki stan rzeczy na kogoś innego. Najpierw za braki w zaopatrzeniu odpowiadali imperialiści amerykańscy i odwetowcy z Bonn (dawna stolica RFN), którzy z samolotów zrzucali stonkę na nasze socjalistyczne zagony ziemniaków. Gdy już nawet dziecko nie chciało dać wiary tym bredniom okazało się, że za puste półki w sklepach wyłączną winę ponosi wróg ludu równie groźny jak kapitalista, czyli spekulant. Definicja była prosta jak ustrój socjalistyczny – spekulant to gość, który wykupił cały wyprodukowany przez socjalistyczny przemysł towar, by go potem z zyskiem odsprzedać. I lud, nie mogąc kupić podstawowych produktów, kupował to tłumaczenie! Przynajmniej oficjalnie. Za wożenie bułek z piekarni i sprzedawanie ich pod bramą fabryki z paro-groszowym zyskiem można było trafić (i trafiało się) na ławę oskarżonych. (Nawiasem mówiąc dziś też się trafia, tyle, że nie z ideologicznych, lecz fiskalnych powodów.)

Szczytowanie socjalistyczna paranoja osiągnęła mniej więcej piętnaście lat po wojnie, gdy rozpętano histerię z powodu tak zwanej „afery mięsnej”. O co chodziło? W największym skrócie: dyrektorzy i pracownicy placówek uspołecznionego handlu brali udział w kradzieży mięsa, podmienianiu towaru, fałszowaniu faktur. Na przykład kiełbasę krakowską po 40 zł za kg sprzedawano jako szynkową po 56 zł za kilogram. Albo zwyczajną po 36 zł jako rzeszowską po 48 zł. W sumie na ławie oskarżonych zasiadło kilkaset (sic!) osób. Kary były drakońskie, a dla głównych oskarżonych prokurator domagał się kary śmierci. W ostateczności czterech dyrektorów skazano na kary dożywocia a jednego na karę śmierci. Wyrok wykonano.

Z polskiego Kodeksu Karnego kara śmierci zniknęła w 1998 roku. A dzisiaj dowiedzieliśmy się, że skazani na śmierć za współudział w zamachu na mińskie metro w 2011 r. Uładzisłau Kawaliou i Dźmitry Kanawałau zostali rozstrzelani. Jaki jest związek straconego zamieszanego w aferę mięsną, a straconych zamieszanych w zamach? W obu wypadkach działano na pokaz. W obu wypadkach władza chciała udowodnić, że jest twarda, że nie pozwoli na łamanie prawa i narażanie ludu pracującego miast i wsi na niebezpieczeństwo. W obu przypadkach dowody były dęte, wręcz naciagane, a przemawiające na korzyść oskarżonych pomijane i odrzucane. W obu wypadkach sądy nie były niezależne.

I tu dochodzimy do clou, czyli do sedna. Czy to nie znamienne, że karę śmierci przewiduje prawo państw totalitarnych i Stanów Zjednoczonych? I że tam nie są to martwe zapisy? Z drugiej strony Stolicy Apostolskiej nikt o zdrowych zmysłach nawet we śnie nie nazwie państwem demokratycznym. To wyjaśnia dlaczego za przywróceniem kary śmierci gardłują wyłącznie ci, którzy uznają zwierzchność Watykanu. Rodzi się pytanie po co im kara śmierci? Czyżby po to samo, po co trzymają ją w kodeksach reżimy totalitarne i Stany Zjednoczone? Dziś mamy ściganą z całą powagą i surowością „obrazę uczuć religijnych”. Choć Pismo stanowi wyraźnie: Pamiętaj na przykazania i nie miej w nienawiści bliźniego i daruj obrazę! Jednakże to samo Pismo zaleca także, by nie patyczkować się z dysydentami: Ktokolwiek bluźni imieniu Pana, będzie ukarany śmiercią. A co to jest bluźnierstwo określi biskup w osobnym rozporządzeniu…

Dodaj komentarz